Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Sebastian21

Życie dzieci w trakcie II wojny światowej

Rekomendowane odpowiedzi

mch90   

Zastanówmy się nad powodem wstępowania do armii za wszelką cenę nieletniej młodzieży- zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Australii, czynnikiem być może decydującym była nadzieja łatwego i szybkiego zarobku w postaci stosunkowo wysokiego żołdu. Wielu chciało zaznać smaku przygody i zobaczyć świat. Jednak moim zdaniem największy wpływ na ich decyzję miała ówczesna patriotyczna "moda" na wstępowanie do armii- masowe i ochocze zgłaszanie się do komisji wojskowej co doprowadziło do sytuacji, że młodzi ludzie chcąc dorównać swoim kolegom, też musieli się zaciągnąć.

Z Australii znany mi jest przypadek 17-letniego Berta Ferresa, przydzielonego do 9. DP (2/13. Batalion), który oszukał w maju 1940 roku komisję wojskową- ponieważ by wstąpić do AIF bez zgody rodziców, należało mieć skończone 21 lat. Wziął on dział w I bitwie o Tobruk i zdobył reputację bardzo dobrego żołnierza w batalionie. Podczas szturmowania wzgórza El Duda w grudniu '41 dorobił się bardzo cenionego Medalu Wojskowego. W późniejszych latach Bert Ferres walczył na Nowej Gwinei, wojnę kończąc na Borneo.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ewusz   

Na youtubie jest bardzo fajna seria z discovery "dzieci Hitlera- chłopcy" i "dzieci Hitlera-dziewczynki". Akurat jeśli chodzi o dzieci niemieckie, to sprawa była bardzo prosta, dzieci od małego były uczone służyć państwu. Chłopiec był chowany na żołnierza, a dziewczynki na przyszłe matki... Dorosłe kobiety dostawały krzyż matki jeżeli urodziła więcej niż trójkę dzieci. Wszystko to było niesamowicie majestatyczne... Ale dzieci nie były dziećmi indywidualnie, to była rasa... JEDNA WIELKA SZARA MASA.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

ewusz: fakt, że dzieci były kształcone od samego początku dyktatury nazistowskiej do slużby na wierność i dla Hitlera - nie nowina. KAżda porządnie zorganizowana dyktatura tak ma [ZSRR, Włochy]. Przecież Komsomoł, Pionierzy kolejne obozy czy odznaki to jest dokłądnie to samo co ów Jungvolk i H.J. czy BDM, tylko pod innym kolorem sztandaru i innymi pieśniami [bo chwalą innego władcę]...

Niemcy tym się różnili od innych dykatur, że bardzo szybko owe kilkunastoletnie dzieci zostały włączone [od '44 r.] w tryby maszyny wojennej jako pomocnicy, łącznicy, obserwatorzy, obsługa działek Bofoirsa [plot.]. Oglądając Upadek można zobaczyć co się dzieje z obsługą tego działa, są zdjęcia pokazujące chyba ostatni "publiczny" występ Hitlera kiedy odnacza on kilkunastoletnich dzieciaków broniących jakiejś części Berlina za zniszczenie iluś radzieckich tanjkó. Stojący bok nich dowódca wydaje się olbrzymem jego żołnierze sięgają mu ledwo do ramion.

Już wfcześniej siedemnastoletni chłopcy czy osiemnastoletni byli wykorzystywany na wielu frontach jako ci wierzący w niezłomne zwycięstwo, próbujący nadrabiać braki w wyszkoleniu ideologią i zapałem, co kończyło się dla nich co najmniej tragicznie.

Do tego należy dodać dzieci "czyste rasowo" [Lebensraum ?], które miały być produkowane jak zwierzęta - o danych cechach, rodzice sprawdzani do któregoś pokoleia wstecz, zero przyjemności, wybrany członek partii podchodzi do wybranej kobiety, robi co ma zrobić - odchodzi. Kobieta w ciąży idzie do spec ośrodka i t.d.

Reszta zaś dzieciaków - najzwyczajniej w świecie cierpiała od tego co się działo z pwoodu wojny - bomby fosorowe, naloty i wszystko to co czlowiek mógl wymyślić. Ile osób zginęlo - tego się chyba nigdy nie dowiemy.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   

Swego czasu na nieistniejącym forum Klubu Sensacji XX Wieku (nie chodzi o obecną stronę www.woloszanski.org) umieściłem swój tekst, którego temat brzmiał mniej więcej tak: "Dziecięca krucjata. Nastolatkowie na frontach drugiej wojny światowej". Zająłem się tam dziećmi i nastolatkami (do 19. roku życia) niemieckimi, polskimi i amerykańskimi. Mam zachowaną treść tego posta na starym komputerze. Jak chcecie, mogę tu wrzucić.

Poddaję pod rozwagę następujące zagadnienie, a zarazem przykład, jaki relatywizm panuje u nas w Polsce w kwestii oceny wydarzeń z przeszłości.

Gdy podczas Powstania Warszawskiego dzieci (nieraz 12-letnie!) dostawały do ręki broń, ginęły w walce lub odnosiły rany, mówiło się o "patriotycznej młodzieży".

Gdy pisze się o 12-latkach z Hitlerjugend, którzy szli z Panzerfaustami na radzieckie czołgi na ulicach Wrocławia czy Berlina, mówi się o "sfanatyzowanej młodzieży", której naziści zrobili wodę z mózgu...

Jak dla mnie jest to wielce wymowne.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Jak chcecie, mogę tu wrzucić.

Pytanie, jasne że chcemy:)

Poddaję pod rozwagę następujące zagadnienie, a zarazem przykład, jaki relatywizm panuje u nas w Polsce w kwestii oceny wydarzeń z przeszłości.

Jest jednak drobna różnica między najmłodszymi Powstańcami, a Hitlerjugend. Nie sprowadzajmy wszystkiego do jednego mianownika.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Niedawno przeczytałem książkę, wspomniena Wilhelma Gehlena p.t Jungvolk [to coś jak przedsionek do H.J.] Autor, rocznik '33, jak sam wspomina i ocenia tamte czasy:

"...W roku 1943 miałem 10 lat, a w wieku dziesięciu lat, my Jungvolk umieliśmy zmienić lufę działka kalibru 20 mm. Ładowaliśmy magazynki a gdy sieć tel;efoniczna zostałą porwana na strzępki roznosiliśmy wiadomości pomiędzy stanowiskami artylerii, często pod obstrzałem, pomiędzy stanowiskami albo d punktó dowodzenia. Członek Młodzieży Hitlerowskiej znał odgłosy P-38, oraz nadlatującego prosto na niego Tajfuna ze strzelającym działkiem. Widział gdzie szukać schronienia w najbliższym okopie, stał niezłomnie podając magazynki ładowniczemu, gdy dookoła rozpętywało się piekło. Bylą to wojna toralna, w ktorej brali udział wszyscy, zwłaszcza po wylądowaniu aliantów w Normandii [...].

Dla naszych rodziców byliśmy wciąż dziećmi [w '45 r - 12 lat - F.] , a Hitler widzial w nas wygodny substytut starszego personelu przeciwlotniczonego [jak można się dowiedzieć z kart książki - normalnie dekorowanego - F.], który został wysłąny na front aby nadrabiać straszliwe straty poniesione pod Stalingradem. Można śmiało rzec że H.J. proporcjonalnie poniosła równie wiele strat od ataków bombowych co którakolwiek dywizja Wehrmachtu [,,,]. Jungvolk i H.J. [...] przekopali tysiące boisk piłki nożnej aby przeksztalcić je w działki warzywne. Kopali zasadzki na czołgi i to nie pomocą ciężkiego ekwipunku lecz posługując się kilofami i łopatami w większości przypadków pracując w stałym zagrożeniu nalotów bombowych..."

ss.7-8

z Epilogu:

" Mając jedenaście lat umiałem strzelać z działą przeciwlotniczego [z kart książki i dalszego opisu wynika, że umiał je wykorzystać przeciw piechocie...- F.]

Czy to są dzieci czy już żołnierze? Czy może dzieci, przystosowywane do wojny, w wieu wypadkach świadome jaki samolot atakuje, jak zachowują się bomby, jakiego kalibru mają działka poszczególne samoloty - tego uczone w szkole podstawowej!

Teraz ważne pytanie : czym się owe dzieci na frontach różnily - tym samym co żołnierze padnie odpowiedź. Mundurem, przynależnością i tym w co / kogo wierzyły - Hitler, Stalin inny "Bóg". W imię różnych rozkazów wykonywały dokłądnie te same rzeczy: byli łącznikami, strzelały z karabninow, potrafiły ustawić dzialko plot 20 mm, wiedzialy w razie potrzeby jak dziala acht-acht, umialy określić sile npla.

Obecnie obruszamy się kiedy w Afryce różne bojówki czy partyzantki wykorzystują dzieci, kilkunastoletnie, dziesięcioletnie. Gehlen w '43 roku miał 10 lat, rok poźniej strzelał z dziala plot, był żolnierzem! Willi, Alosza, Stasiek... imiona różne dokładnie te same zadania...

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   
Jest jednak drobna różnica między najmłodszymi Powstańcami, a Hitlerjugend. Nie sprowadzajmy wszystkiego do jednego mianownika.

A mogę się dowiedzieć, jaka to różnica? Dla mnie dawanie dzieciom broni do ręki i wysyłania ich na śmierć jest zbrodnią, niezależnie od tego czy dający tą broń ma na rękawie opaskę ze swastyką czy w kolorach biało-czerwonych...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   

Oto archiwalny post z nieistniejącego forum KSSXW, opublikowany 31 lipca 2003 r. Zaznaczam, że od tego czasu zmieniłem nieco poglądy na niektóre opisywane kwestie (m.in. stosunek do młodocianych powstańców i ich rówieśników z HJ, o czym pisałem wyżej).

Dziecięca Krucjata. Udział nastolatków w II wojnie światowej

„A jednak chciałbym wiedzieć.. chciałbym wiedzieć, czy pan rzeczywiście nie rozumie, że te utwory nie mogą być w teatrze grane. Ani ta „Dziewczynka z piłką”, ani to, co pan ostatnio przyniósł, ta „Krucjata dziecięca”. Cóż, idą tam, idą dzieci, jak przed wiekami, tylko na papierowych hełmach mają polskie znaki, w oczach niosą jakąś tęsknotę, jakąś chęć czynu, a nie wiedzą, że idą na zagładę. Ten obraz widzi się jeszcze po przeczytaniu. – Ale cóż? Sam pan rozumie, że to nie jest teatr.” .... Są to słowa Dyrektora, wypowiedziane w I Akcie utworu Jerzego Szaniawskiego „Dwa teatry” do Chłopca. Choć utwór powstał w r. 1946, to jednak w domyśle cytowane słowa można umieścić przed wrześniem 1939 r. Dyrektor nie wierzy w możliwość nowej „dziecięcej krucjaty” – dzieci idących na rzeź. A jednak stało się. Podczas II wojny światowej w szeregach regularnych armii i partyzantki walczyły i ginęły tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy nastolatków. Jutro (w sumie za kilkadziesiąt minut, gdy piszę te słowa) 59.rocznica powstania warszawskiego. Udział polskiej młodzieży w tym tragicznym zrywie był bardzo znaczący, jednak śmierć zebrała wśród nich wielkie żniwo. Niechże więc ten post będzie przypomnieniem udziału nastolatków w tragicznych wydarzeniach II wojny światowej.

W poście niniejszym chciałbym w zarysie nakreślić udział nastolatków w II wojnie światowej. Wychodzę jednak z założenia, że ukażę tylko nastolatków walczących, tj. bez ludności cywilnej. Miliony dzieci podczas II wojny światowej przeżywało prawdziwą gehennę – były wysyłane na równi z dorosłymi do obozów koncentracyjnych, przeżywały piekło bombardowań, często ginęli ich rodzice. Im należałoby poświęcić osobny post. Wszystkich zainteresowanych tym tematem odsyłam do książki Czesława Pilchowskiego „Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej”, oraz innych publikacji na temat zbrodni dokonywanych przez Niemców, ale także przez Rosjan.

Ze względu na brak materiałów ograniczę się do opisania udziału nastolatków jedynie w 3 armiach – polskiej, niemieckiej i amerykańskiej oraz w partyzantce (tylko w odniesieniu do Polaków). Zaznaczam, że pod pojęciem „nastolatek” rozumiem osobę w wieku 11-19 lat (choć powszechnie za próg dorosłości uznaje się ukończenie 18. roku życia).

Na początek warto może przypomnieć, co to była Dziecięca Krucjata.

Dziecięca krucjata doszła do skutku w 1212 roku (bezgrzeszność dzieci miała pokonać Saracenów) prowadzona przez chłopca-wizjonera, pasterza Stefana z Cloyes do Maryslii, skąd ok. 30 000 dzieci w wieku 10-16 lat popłynęło nie do Jerozolimy, jak zamierzały, ale do Afryki, gdzie te, które nie wymarły po drodze, armatorzy sprzedali w niewolę. Dzieci z Niemiec ginęły masowo w drodze przez przełęcze szwajcarskich gór; część, która dotarła do Brindisi, sprzedano Maurom w niewolę...

Któż z klubowiczów (spośród nielicznych klubowiczek raczej nie : - )) jako małe dziecko nie bawił się w żołnierza, nie biegał z patykiem udającym karabin? Piszący te słowa nie był wyjątkiem. Wówczas żałowałem, że nie mam okazji być na prawdziwej wojnie, naprawdę strzelać z karabinu. Dziś, choć mieszczę się jeszcze w górnej granicy wyznaczonego przeze mnie przedziału „nastolatkości”, po przeczytaniu wielu książek i wysłuchaniu relacji ludzi, którzy w moim lub młodszym niż ja wieku naprawdę byli na wojnie, wcale tego nie żałuję, co więcej – bardzo się cieszę, że nie musiałem żyć w tamtych tragicznych czasach...

REGULARNE ARMIE

a) Polska

Nie sposób dziś ocenić, ilu polskich nastolatków wzięło udział w Wojnie 1939 roku. Wiadomo jednak, że na pewno było ich sporo. 18- i 19-latkowie mieścili się w ramach tzw. wieku poborowego, toteż część z nich wzięła udział w wojnie w szeregach Wojska Polskiego. Z bardziej znanych nazwisk można przytoczyć 18-letniego kaprala Edmunda Szamlewskiego – dowódcę placówki „Wał” na Westerplatte.

W dalszych fazach II wojny światowej polscy nastolatkowie brali udział prawdopodobnie we wszystkich bardziej znanych bitwach w szeregach zarówno Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie jak i Ludowego Wojska Polskiego.

W PSZ na Zachodzie służyli także ludzie, którzy dopiero na emigracji ukończyli 18. rok życia. Byli tacy, którzy służyli w PSZ choć nie ukończyli jeszcze 18. lat.

Jednym z nich był Kazimierz Kordas, urodzony w r. 1926, który służył w PSZ na Zachodzie od 1942 r. W 1944 r., nie ukończywszy jeszcze 18 lat, wziął udział w szeregach Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego w bitwie pod Arnhem. Na kanwie swych wojennych przeżyć napisał 2 powieści „Człowiek spod Arnhem” oraz „Zmaganie” (obie pozycje serdecznie polecam).

Podczas walk pod Arnhem 19 lat skończył inny spadochroniarz SBS – Jerzy Rzymek. Czy jednak pamiętał o swych urodzinach, gdy w nocy z 25 na 26 września ( właśnie wtedy kończył 19. lat) podczas przeprawy przez Ren został ranny odłamkiem moździerza?

Nie wiem niestety nic o nastolatkach służących w innych jednostkach PSZ na Zachodzie. Tego jednak, że nastolatkowie służyli w II Korpusie gen. Andersa czy 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka jestem więcej niż pewien...

W Ludowym Wojsku Polskim bardzo popularnym, a wręcz propagandowym hasłem stało się określenie „synowie pułku” nadawane młodocianym żołnierzom. Nie byli oni jednak wyłącznie „pupilami” – wielu z nich wzięło udział w walkach i zdobyło wiele odznaczeń za odwagę, jak np. Henryk Steiner, 15-letni kawaler Virtuti Militari. Inny „syn pułku“, 16-letni kanonier Wiktor Szabunowski brał udział w walkach o lewobrzeżną część Warszawy – Pragę w 1944 r. Były także „córki pułku”. Jedną z nich była Maria Czaczyk – młodziutka sanitariuszka walcząca od 1942 r. najpierw w Armii Czerwonej, a następnie w LWP. Trzykrotnie ranna, ostatni raz pod Dreznem w 1945 r. Za męstwo odznaczona m.in. Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari.

b) Niemcy

Jest bardzo charakterystyczne, że o ile jeszcze podczas I wojny światowej w szeregach armii niemieckiej, nawet w kryzysowym okresie lat 1917-1918, służyło bardzo niewielu nastolatków, którzy nie ukończyli 18. roku życia (Rudolf Hess, komendant obozu oświęcimskiego, pisze w swoich wspomnieniach do jakich wybiegów musiał się uciekać, aby w 1917 r. tj. gdy miał 17 lat, zaciągnąć się do armii). Inna sprawa, że zdarzały się wyjątki – np. na jednym z cmentarzy w Galicji Zachodniej jest pochowany 16 letni- podporucznik von Francois, prawdopodobnie jednak sytuacja ta była wynikiem tego, iż jego ojciec był generałem), o tyle podczas II wojny światowej udział nastolatków w armii niemieckiej, szczególnie w końcowej fazie był bardzo znaczący. Niemieccy nastolatkowie walczyli nie tylko w szeregach Wehrmachtu czy jednostek Waffen SS, ale także w Volkssturmie oraz w ramach jednostek Hitlerjugend. Wymownym świadectwem udziału nastolatków niemieckich w wojnie był fakt, iż najmłodszy posiadacz Żelaznego Krzyża II klasy podczas II wojny światowej otrzymał go w wieku 12 lat.

Znany niemiecki pisarz, Günter Grass, trafił do Wehrmachtu w 1943 r., gdy miał 16 lat. W 1945 został ciężko ranny.

Pod koniec wojny, w latach 1944-1945 niemieccy nastolatkowie walczyli masowo w Volkssturmie i Hitlerjugend. M.in. w obronie Festung Breslau (luty-maj 1945) wziął udział dwubatalionowy (ok. 1000 osób) pułk Hitlerjugend złożony z 12-18 letnich chłopców, sformowany z inicjatywy miejscowego przywódcy Hitlerjugend – Herberta Hirscha. Był to jeden z najbardziej sfanatyzowanych oddziałów garnizonu wrocławskiego, rzucany zawsze w miejsca najgorętszych walk. Efektem były niezwykle wysokie straty tej jednostki (pod koniec walk zostały z niej tylko niedobitki – podobnie zresztą jak z walczącego we Wrocławiu pułku SS „Besslein”, z którego również przeżyli tylko nieliczni; wysokie straty ponosili we Wrocławiu także spadochroniarze).

Albrecht Schulze, podczas walk we Wrocławiu 25-letni porucznik i dowódca kompanii spadochroniarzy tak opisuje spotkanie z jednym z nastolatków z Hitlerjugend w oblężonej Festung Breslau: „Obeznani z terenem żołnierze prowadzą nas w nowe miejsca leżące przy Augustastraße aż do Straße der SA.

Towarzyszy nam młody chłopak. „Ile masz lat?” – „Czternaście”. – „Która jednostka?” – „Regiment Hitlerjugend”. Krótkie odpowiedzi. A spod promiennego hełmu błyszczą bezwzględne oczy. „14 lat”, mówię do mojego dowódcy. Przypatrujemy się chłopcu. Ale on zachowuje kamienną twarz nie skrzywioną żadną miną. Nie daje się też zmylić miotaczem granatów. Idzie na sam przód kompanii.” Bardzo charakterystyczne są słowa Schulzego następujące zaraz po powyższych: „Wy, chłopcy, którzy pomagaliście wtedy bronić swego rodzinnego miasta, my – starzy wyjadacze zachowujący wobec was nieskończony szacunek. Wy należycie do tych nielicznych, którzy jeszcze się wtedy zasłużyli. Ale ja biję się z myślami, a moje ciche pytania pozostają bez odpowiedzi. Co myślą sobie bowiem ci, którzy dzieciom walczyć pozawalają?”. Pytanie Schulzego jest jak najbardziej na miejscu. Winą za „dziecięcą krucjatę” należy obciążyć chyba głównie przywódców Rzeszy. Co był bowiem winny dzieciak, któremu od dziecka prano mózg wlewając doń bzdury o „misji Niemiec”. Jak powiedział w programie na Discovery (ekspedycja Jamesa Camerona) jeden z ocalałych marynarzy niemieckich z pancernika Bismarck: „Gdy Hitler doszedł do władzy miałem 10 lat [tzn. w 1941, gdy zatonął Bismarck, miał 18 lat]. Ja wierzyłem w to, co on mówił”.

Po szkole w Hitlerjugend rzeczywiście trudno się dziwić postawie niemieckich nastolatków, nie tylko młodocianych obrońców Festung Breslau. Straszna jednak była cena zapłacona za tę wiarę...

Wśród nastoletnich obrońców Festung Breslau znajdował się także Hans-Jürgen Migenda, spadochroniarz, ur. w 1926 r... Gdy podczas rekonstrukcji w Tomaszowie Mazowieckim włożyłem niemiecki mundur, od razu przypomniała mi się jego postać. Miał tyle lat co ja, gdy jako jeden z ok. tysiąca spadochroniarzy bronił Wrocławia. Ja pobiegałem w mundurze 2-3 godziny, on walczył we Wrocławiu przez prawie 40 dni. Ja wykonując padnij na placyku obok tomaszowskiego muzeum lekko zadrapałem się prawą dłoń, on we Wrocławiu był 3 razy ranny – za trzecim razem, 4 kwietnia 1945 r., w morderczej walce o zajezdnię tramwajową omal nie stracił życia, gdy obok niego eksplodował pocisk moździerza (chwilę wcześniej odłamek innego pocisku moździerzowego trafił prosto w serce będącego obok niego 18-letniego żołnierza, który natychmiast padł bez życia). Rana wyeliminowała Migendę z walk aż do kapitulacji Wrocławia. O jego ówczesnym stanie zdrowia najlepiej może świadczyć fakt, iż w lipcu 1945 r. Rosjanie zwolnili go na skutek ran z niewoli.

W dyrektorskiej wersji filmu „Das Boot” była taka scena (którą zresztą przytaczałem w moim poście o załogach U-Bootów): Leutnant Werner fotografuje stojących na wachcie na mostku marynarzy. Stary mówi do niego: „Lepiej byłoby robić zdjęcia w czasie powrotu z misji”. „Co pan ma na myśli ?” – pyta Werner. Stary odpowiada: „Będą mieli wyrośnięte brody do tego czasu... Brytyjczycy będą zawstydzeni widząc te ogolone twarze... Dzieciaki z bladymi twarzami. Niewinni oderwani od maminej spódniczki. Pływanie z nimi czyni cię tak starym..... To jak dziecięca krucjata". Coś w tym jest... Średnia wieku na U-Bootach w miarę zbliżania się do końca wojny systematycznie malała. Przeciętna wynosiła: 18-22 lata.

Przykładów jak powyższe były tysiące...

Przy okazji warto może przytoczyć pewną historię, którą opowiedział mi sąsiad, rodowity Ślązak. Otóż jego kolega, Rudolf Pendzialek, ur. w r. 1925, po zdaniu w r. 1943 tzw. Kriegsabitur („wojenna matura” – była to matura przyspieszona, bowiem normalnie zdawało się maturę w roku, w którym kończyło się 19 lat, podobnie zresztą jest dziś) wszyscy chłopcy z jego klasy zgłosili się do SS. Taka młodzieńcza decyzja. Pendzialek trafił do 9 Dywizji Pancernej SS i walczył na froncie zachodnim. W jednym z listów do swojej dziewczyny pisał „Kiedy wreszcie skończy się ta przeklęta wojna?”. Wojna się skończyła, ale Pendzialek nie dożył tego momentu. Takie to były czasy...

c) USA

Jak się ocenia, w armii USA w latach II wojny światowej służyło kilkuset nastolatków, którzy nie ukończyli 17. roku życia (trzeba tu powiedzieć, że w armii USA podczas II wojny światowej możliwe było zaciąganie się na ochotnika do wojska już w wieku 17 lat – mając tyle lat wstąpił na ochotnika do piechoty morskiej m.in. znany aktor Lee Marvin) i zazwyczaj na podstawie sfałszowanego świadectwa urodzenia zaciągnąć się do wojska. Najmłodszym z nich był najprawdopodobniej Calvin Graham, który służył na pancerniku „South Dakota” podczas walk o Gaudalcanal. Inny młodociany żołnierz, starszy szeregowy Jacklyn H. Lucas (ur. 1928) zaciągnął się do wojska w wieku 16 lat. Kilka dni po swoich 17 urodzinach, za wyróżnienie się w walkach na Iwo Jimie otrzymał on Medal of Honor, zostając najmłodszym żołnierzem posiadającym to odznaczenie. Szerzej na ten temat można poczytać w „Wojna na Pacyfiku. Encyklopedia” Warszawa 2000 (hasło: wiek przedpoborowy).

Na marginesie tego tematu: w powieści Josepha Hellera „Paragraf 22” jednym z bohaterów jest Huple – 15-letni chłopak, który jest pilotem.

PARTYZNATKA – Polska

Bez dużej przesady można chyba stwierdzić, że najliczniejsza grupa nastolatków podczas drugiej wojny światowej walczyła w polskiej partyzantce. Byli w niej łącznikami i zwiadowcami. Doskonale też znane są Wam na pewno nazwy takie jak „Zawiszacy” czy „Szare Szeregi”. Najpiękniejszą kartę zapisali zaś niewątpliwie młodociani powstańcy warszawscy. Wypełnili oni dosłownie słowa piosenki:

„Warszawskie dzieci pójdziemy w bój,

Za każdy kamień Twój, stolico damy Krew”.

Czy to w Harcerskiej Poczcie Polowej, czy jako łącznicy, czy też w powstańczych oddziałach – pełno było nastolatków. Śmierć ich nie oszczędzała. Niech 3 poniższe przykłady będą jakimś odzwierciedleniem ich bohaterstwa i poświęcenia:

Stefan Tomaszewski – gdy zaczęła się wojna miał 12 lat. Okupacyjną karierę zaczynał jako goniec-przewodnik, dokonując drobnych aktów antyhitlerowskiej dywersji i sabotażu, w czasie powstania warszawskiego działał w harcerskiej poczcie polowej, był łącznikiem przenoszącym amunicję i meldunki, aby wreszcie zostać pełnoprawnym członkiem oddziału bojowego.

Andrzej Dobrowolski – podczas powstania warszawskiego miał 16 lat. 23 sierpnia 1944 po ataku na barykadę, którą m.in. on bronił ok. 150-200 metrów od pozycji powstańców (między pozycjami obu walczących stron), zauważono zabitego esesesmana, a obok niego nowiutki MG-42. W nocy Dobrowolski wraz z kolegą (w podobnym co on wieku) dotarł czołgając się do karabinu maszynowego i przyniósł go do własnych pozycji. W nagrodę on i jego kolega otrzymali marzenie każdego młodego powstańca – pistolet Vis i trzy naboje (na dwóch!)

NN młodociany powstaniec – 25 września 1944 nieznany 15-letni strzelec na rogu Malczewskiego i Tynieckiej w Warszawie przeciął siekierą kabel prowadzący do „Goliata” i otrzymał za to przydomek „Goliat”.

Wiele innych bohaterskich czynów nastoletnich powstańców przeszło do legendy powstania, jak np. sylwetki nastolatków idącymi z butelkami na czołgi (np. 25 września 14-latek z Kompanii K-3 rzucał płonącą butelkę w „Hetzera” pilotującego 2 „Goliaty”). Na taką potęgę szli z gołymi rękami 14- i 15-letni waleczni. To właśnie głównie ich dotyczy cytowany przeze mnie na początku posta tekst z utworu Szaniawskiego . W ostatnim, III Akcie tego utworu, rozgrywanym w domyśle już po II wojnie ponownie znajduje się znów podobna scena:

„Na wyższą płaszczyznę wchodzą Chłopcy w hełmach i z dziecinnymi szablami, zatrzymują się. Patrzą w jeden punkt. Oświetleni – reszta ginie w mroku.

DYREKTOR

Tak, znam to. To mi ten pan przyniósł. Nazywało się to „Krucjata dziecięca”. Idą żołnierze, jak przed wiekami, tylko na hełmach mają polskie znaki. Oczy ich patrzą w jakiś punkt daleki... Znam was, żołnierzyki młode.

Długo wpatruje się w nich w milczeniu.

Już dość! Nie chcę ich. To z rodu tych, co idą z motyką na słońce! Znów to samo. Ciągle się to powtarza. Jestem trzeźwy. Jestem realistą! Idą z bronią słabą, nierówną, śmieszną. Potępiałem ich. Wykazywałem głupstwo, lekkomyślność, szaleństwo.

Żołnierze idą dalej i znikają w mrokach po przeciwnej stronie”

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
A mogę się dowiedzieć, jaka to różnica? Dla mnie dawanie dzieciom broni do ręki i wysyłania ich na śmierć jest zbrodnią, niezależnie od tego czy dający tą broń ma na rękawie opaskę ze swastyką czy w kolorach biało-czerwonych...

Czyli to w jaki sposób doszło do tego, że musieli walczyć, nie ma znaczenia? Młodzi Niemcy poszli na wojnę na życzenie tych, którzy zadecydowali za nich kilka lat wcześniej. Sam to zresztą napisałeś. Za młodych Polaków, zdecydowali Niemcy. Jest też chyba różnica w sposobie, w jaki dostali broń. O ile kojarzę, nikt nie zmuszał młodych Polaków do tego, aby walczyli. Zrobili to z własnej woli. Nie raz zdarzało się, że dowódcy odsyłali nieletnich, ale ci wracali, uparcie chcąc walczyć. Przypominam historię plutonu "Mieczyków". Dzisiaj niejeden z tych młodych Powstańców opowiada, że innego wyjścia nie widzieli. Nie jestem w stanie zrozumieć zrównywania tutaj Niemców i Polaków. Zupełnie inny wymiar. Poza tym już nawet Stefan Rowecki w '28 w swojej pracy Walki uliczne postulował, by do zadań wywiadowczych i przesyłania informacji w mieście, wykorzystać właśnie dzieci i kobiety.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   
Czyli to w jaki sposób doszło do tego, że musieli walczyć, nie ma znaczenia? Młodzi Niemcy poszli na wojnę na życzenie tych, którzy zadecydowali za nich kilka lat wcześniej. Sam to zresztą napisałeś. Za młodych Polaków, zdecydowali Niemcy. Jest też chyba różnica w sposobie, w jaki dostali broń.

Ma istotne znaczenie, z tym że pytam - jaki jest sens wysyłania dzieci na śmierć? Co to zmieniło w przebiegu powstania?

O ile kojarzę, nikt nie zmuszał młodych Polaków do tego, aby walczyli. Zrobili to z własnej woli.

Wierz mi, chłopców z HJ też nie musiano pchać do walki bagnetami.

Nie raz zdarzało się, że dowódcy odsyłali nieletnich, ale ci wracali, uparcie chcąc walczyć.

I nieraz zdarzało się, że dowódcy przyjmowali ich do oddziału, pomimo że doskonale zdawali sobie sprawę, że to małolaty - dodajmy dla równowagi.

Dzisiaj niejeden z tych młodych Powstańców opowiada, że innego wyjścia nie widzieli.

HJ walczyli w obronie własnych miast. Czyżby ich motywacja nie dorównywała młodzieży z Warszawy, która walczyła o stolicę swego kraju?

Nie jestem w stanie zrozumieć zrównywania tutaj Niemców i Polaków.

Klasyczny polskocentryczny punkt widzenia.

Zupełnie inny wymiar.

Niemal identyczny.

Poza tym już nawet Stefan Rowecki w '28 w swojej pracy Walki uliczne postulował, by do zadań wywiadowczych i przesyłania informacji w mieście, wykorzystać właśnie dzieci i kobiety.

I pewnie pisał, by dawać im broń do ręki? Chybiony argument. Nie mam zastrzeżeń do działaności młodocianych np. w Harcerskiej Poczcie Polowej, choć ta służba też nie była całkiem bezpieczna [a gdzie w powstańczej Warszawie było całkiem bezpiecznie?]. Gen. Robert Baden-Powell, twórca skautingu, podczas oblężenia Mafekingu (II wojna burska) wykorzystywał chłopców do przenoszenia meldunków i innych zadań pomocniczych. OK. Z pewnością jednak nie byłby zachwycony, widząc, jak tacy chłopcy zabijają...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Ma istotne znaczenie, z tym że pytam - jaki jest sens wysyłania dzieci na śmierć? Co to zmieniło w przebiegu powstania?

Czyli uważasz, że Powstanie miało szanse na sukces? Bo inaczej nie widzę różnicy. Cywile byli nie mniej narażeni. Jeśli np. na Woli ci nieletni Powstańcy zostaliby wraz z rodzinami, najprawdopodobniej zginęli by. Wybacz, ale pisanie że dawanie nieletnim broni do ręki w trakcie Powstania było zbrodnią, jest dla mnie ciut dziwne. Bo teraz wychodzi na to, że to nie Niemcy popełnili zbrodnię, ale dowódcy, bo przyjęli tych młodych. Tyle że Niemcy strzelali do wszystkich. Bez względu na to, czy cywil, czy wojskowy. Rozumiem, że u Rosjan i Anglosasów było podobnie?

Wierz mi, chłopców z HJ też nie musiano pchać do walki bagnetami.

To teraz tak. Kto zaczął wojnę? Czy była szansa uratowania tych młodych Niemców, wysyłając ich w bezpieczniejsze miejsca, czy nawet pozostawiając ich w miastach? Jakie szanse na uratowanie (czyt. wywiezienie poza Warszawę) młodych Polaków miały władze AK? Bez wysyłania ich do walki w Warszawie, rozumiem, że przeżyliby?

I nieraz zdarzało się, że dowódcy przyjmowali ich do oddziału, pomimo że doskonale zdawali sobie sprawę, że to małolaty - dodajmy dla równowagi.

Jako łączników i do roznoszenia poczty. Chyba że udowodnisz, że było inaczej (tzn. że przyjmowano ich, aby walczyli w pierwszej linii).

HJ walczyli w obronie własnych miast. Czyżby ich motywacja nie dorównywała młodzieży z Warszawy, która walczyła o stolicę swego kraju?

Nie wiem czy dorównywała, ale dla mnie jest jednak różnica, co już tłumaczyłem.

Klasyczny polskocentryczny punkt widzenia.

A jak mam to odnieść do pisania o Dreźnie jako odpowiedzi na żądania Niemców? Chcieli wojny totalnej, to ją dostali. Polacy nie chcieli. W tym samym temacie o Dreźnie pisałeś, że nie wolno zrównywać pilotów USAAF/RAF z Luftwaffe, bo to nie ci pierwsi ruszali na wojnę, aby podbić świat. A teraz nagle zrównujesz Niemców z Powstańcami? Wybacz, ale czegoś tu nie rozumiem.

Niemal identyczny.

Dla Ciebie.

I pewnie pisał, by dawać im broń do ręki? Chybiony argument. Nie mam zastrzeżeń do działaności młodocianych np. w Harcerskiej Poczcie Polowej, choć ta służba też nie była całkiem bezpieczna [a gdzie w powstańczej Warszawie było całkiem bezpiecznie?].

Dlaczego chybiony? Gdzieś napisałem, że sugerował dawanie im broni do ręki? Nie. Więc nie przypisuj mi czegoś, czego nie napisałem. A tak poza tym, jesteś w stanie podać dokładne dane, ilu nieletnich walczyło z bronią w ręku w Warszawie? I to tak, że przyjmowano ich ewidentnie z myślą o daniu im broni, a nie do prac pomocniczych. I drugie, udowodnij, że gdyby nie poszli do walki, przeżyliby. Bo inaczej pisanie, że posyłanie ich do walki było zbrodnią, przy jednoczesnej świadomości, że jako cywile ponosili nie mniejsze ryzyko, jest lekko dziwne (zwłaszcza biorąc pod uwagę to co dodałeś w nawiasie). A czym różni się śmierć z bronią w ręku od śmierci pod gruzami kamienicy?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

z postem [dłuższym] Leuthena zgadzam się w dużej części. Wśród wspomnień dostępnych na trynku bez problemu można znaleźć tych którzy wstąpili do wojska w wieku lat 15 - 16, od '43 czy późniejszych okresów nie patrzono w jakim wieku zglaszali się ochotnicy - wcielano i cześć. Jednym z nich jest Guy Sajer - pół Francuz, pół Niemiec - do armi wstąpil w wieku lat 16 [!]; przyjęto go bez jakichkolwiek problemów. Potem on w wieku lat niecałych 18 [!] podobnie jak i Hassel opisując to co się działo pod koniec wojny [on sam rocznik '17, n.b. jego "karny" pułk brał udzial w stłumieniu P.W. na Żoliborzu...] piszą o coraz młodszych osobach wcielanych do armii których jedynym "szkoleniem" była umiejętność ataku z pieśnią na ustach wspieranej fanatyzmem.

Wspominany Gehlen pisze o swym bracie Lenie, starszym kilka lat od niego, że zniknął w '44 r. by być wykorzystywanym jako niefachowa siła we wojsko - kopał rowy, jak trzeba walczył.

Przeglądając jakiekolwiek wspomnienia pisane przez osoby walczące "na froncie" można natknąć się na dzieci walczące z karabinem w dłoni. Dzieci - bo jak inaczej traktować 15 latków z karabinem? Sam autor wspomina jak w '42 r. czy '43 r. umial niemal bezbłędnie odróżnić jaki samolot nadlatywał nad jego miasto, co oznaczały hasła i kody podawane dla baterii acht - acht a potem sprżężonych 20 tek, w której robił za łącznika...

Szukamy daleko, w Pancernych, w jednym z ostatnich odcinków, po nieudanej próbie wysadzenia twierdzy, radzieckiego komendanta miasta zabija ostatnim strzałem z karabinu jakiś młodzik w mundurze a na pytanie: dlaczego krzyczy "Heil Hitler..." Propaganda może to i jest, ale zbyt daleko od rzeczywistości nie odbiega.

Pytaniem, którym z racji tego jak w naszej historiografii traktowani są młodzi żolnierze, może być i trudne i ciężkie do odpowiedzi jest takie, czy jeżeli Niemiec, w wieku lat 15 czy 16 [a nawet młodszy!] walczący w armii, lub wykonujący jej rozkazy [z powodu miłości dla ojczyzny, A.H., bo tak, bo go wcielili, bo...] jest dzieckiem, jeżeli Francuż czy Amerykanin w wieku lat 15 - 16 wcielony do wojska chwali się, że oszukał komisję bo byl do brata podobny... [co oznacza, że brali 18 latków - powiedzmy], to czy jeżeli młody harcerz w wieku lat 15, z hełmem zakrywającym mu całą głowę, a i 16 tu, jest takim samym dzieckiem czy nie? Dla mnie jest. W tym momencie mniej ważne są powody jakimi się posługiwali wstępując na "wojenną ścieżkę" to czy inaczej mamy traktować Jana ; Heinza czy Johna? I jak w takim razie oceniać dowódców? O niemieckich jedna opnia już była inna z cyklu "łagodniejsze" to skrobanie dna, czy "nakaz skrócenia ciąży do 6 mcy..."

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
to czy jeżeli młody harcerz w wieku lat 15, z hełmem zakrywającym mu całą głowę, a i 16 tu, jest takim samym dzieckiem czy nie? Dla mnie jest. W tym momencie mniej ważne są powody jakimi się posługiwali wstępując na "wojenną ścieżkę" to czy inaczej mamy traktować Jana ; Heinza czy Johna?

W dniu 18 kwietnia '47 zeznania w sprawie mordu na Woli, złożyła Janina Rozińska, matka dwójki dzieci: synek lat 11 i córka lat 13. Z terenu fabryki Franaszka (5.08) zostali zapędzeni do zajezdni tramwajowej na Młynarskiej. Około 200 osób. Niemcy oddają strzały do tłumu. Chłopiec otrzymuje postrzał w głowę. Niedługo później umiera. Dziewczynka przeżyła, zaczęła chodzić dopiero w styczniu '45. Ranna została także 16-letnia Jadwiga Perkowska. Zmarła we wrześniu w szpitalu św. Stanisława. Ta sama Janina Rozińska dzień później (6.08) była świadkiem, jak na Młynarskiej Niemcy gwałcili młode kobiety i dziewczynki w wieku około 12 lat. Następnie dobijali je. Z kolei 10 grudnia '45 zeznania składała Wanda Lurie. W dniu 5 sierpnia została wraz z dziećmi zawleczona na teren fabryki "Ursus". Wśród spędzonych sporo dzieci w wieku około 12 lat. Tego dnia zamordowano tam około 5 tys. ludzi. Czym różniła się ich śmierć, od tej poniesionej na barykadach?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.