Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
gregski

Stany Zjednoczone Ameryki Południowej

Rekomendowane odpowiedzi

gregski   

Na początku XIX wieku kolonie hiszpańskie w Ameryce Południowej wywalczyły niepodległość od metropolii. Można powiedzieć, że zadziało się to na zasadzie mechanizmu domina. W czasie walk ochotnicy ze wszystkich stron Ameryki Południowej wspierali się i ramię w ramię walczyli z rojalistami.

Po wygranej walce wyzwoleńczej cała ta solidarność rozsypała się jak domek z kart.

Mało tego byłe kolonialne prowincje nie tylko nie starały się kontynuować współpracy i stworzyć większego organizmu na wzór USA ale same zaczęły się rozpadać. Wielka Kolumbia przestała być wielka po odpadnięciu Wenezueli i Ekwadoru. Wicekrólestwo La Platy też się ostatecznie rozsypało na Argentynę, Paragwaj i Urugwaj. Wicekrólestwo Peru na Peru i Boliwię.

Granice były płynne. Terytoria przechodziły z rąk do rąk...

Zastanawiam się dlaczego tak się stało?

Przecież w osobie Simona Boliwara był południowo-amerykański Waszyngton. Wspólnym językiem był hiszpański.Kultura odziedziczona po Hiszpanii mimo lokalnych różnic też była podobna.

Nic tylko współdziałać.

Tym czasem skończyło się politycznym poszatkowaniem kontynentu.

Czy naprawdę musiało się tak skończyć?

Edytowane przez gregski

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jakoś nie zauważyłem by gregski pisał coś o monolicie, zatem ta uwaga nic nie wnosi do tego tematu. Zresztą co by nie sądzić o USA, to w porównaniu z sytuacją w Ameryce Południowej jak najbardziej jawią się jako monolit.

Wypada się zastanowić kiedy np. pewna część mieszkańców Wicekrólestwa Peru poczuła się "Boliwijczykami"?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Myślę, że trudno mówić o monolicie w skali całego niemal kontynentu. Myślałem raczej o luźniejszej formie. Jakiejś konfederacji. Tym bardziej, że długo nad byłymi koloniami wisiało zagrożenie hiszpańskie. Jeszcze za Izabeli II Hiszpanie próbowali odzyskać przynajmniej wpływ na swoje byłe kolonie.

A Boliwia to chyba powoli już w czasie wojny o niepodległość (jeszcze jako "Górne Peru") była nieco odrębnym bytem. Co ciekawe po uzyskaniu niepodległości. Gdy Boliwia oddzieliła się od Peru przez pewien czas istniały silne tendencje zjednoczeniowe.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
euklides   

(...)

Wypada się zastanowić kiedy np. pewna część mieszkańców Wicekrólestwa Peru poczuła się "Boliwijczykami"?

Na ogół oderwanie się Ameryki Południowej od Hiszpanii przypisuje sie iberyjskiej bucie. Po wojnach napoleońskich wydawalo się że Ameryka Południowa bez najmniejszych problemów wróci do Hiszpanii. Tak się nie stało ponieważ Hiszpanie europejscy demonstracyjne gardzili Kreolami. Ci czuli się upokorzeni, stanęli na czele walki wyzwoleńczej i doszło do oderwania się od Hiszpanii. Faktem jest poza tym że w Ameryce Południowej istniało bardzo silne oddziaływanie ludności indiańskiej. Podobno wszyscy Kreole mieli domieszkę indiańskiej krwii, nawet Bolivar.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Chyba niezbyt euklides zrozumiał ten temat. W tym wątku nie są rozważane przyczyny oderwania się Ameryki Południowej od Hiszpanii, tylko kwestii dlaczego byłe kolonie nie utworzyły jakiegoś wspólnego związku czy federacji.

Można spróbować wskazać dwa inne, całkiem różne czynniki, w sumie jednak prowadzące do wspólnego celu.

Państwa te u początku swej drogi były oparte na rolnictwie, w którym dominującą pozycję mieli wielcy obszarnicy. Środowiska raczej niechętne zmianom, a wzmocnione reformami typu: zniesienie ograniczeń w przejmowaniu ziemi indiańskiej (np. w Kolumbii), likwidacja dzierżawy (np. w Brazylii). Dla nich i utrzymywanych przez latyfundystów zbrojnych oddziałów bardziej sprzyjającą sytuacją były małe państwa, w takich ich rola względem władzy centralnej była znacznie większa.

No i handel zewnętrzny - większość państw (za wyjątkiem Chile - które dysponowało własną rozbudowaną flotą), uzależniona była od pośrednictwa obcokrajowców, głównie Brytyjczyków. Dla tych pośredników również łatwiej było negocjować kontrakty handlowe z władzami mniejszych krajów, które w ówczesnej sytuacji gospodarczej na ogół dysponowało jednym czy dwoma głównymi i cennymi produktami (quano - z Peru, tytoń z Kuby, kawa z Brazylii, azotany z Peru). Trudniej by było uzyskać dominującą pozycję z rządem centralnym dużego organizmu państwowego, który wie, że dysponuję szerszą paletą produktów i ma dzięki temu lepszą pozycję negocjacyjną.

"Przychody tych państw zależały od prowizji z handlu zagranicznego i zaciąganych pożyczek, których również udzielali najczęściej Brytyjczycy".

/E. Hobsbawm "Wiek kapitału 1848-1875", Warszawa 2014, s. 175/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Dołożyłbym ambicje lokalnych przywódców. To właśnie "dzięki" nim w zasadzie mało który kraj tego regionu nie zaznał uroków wojny domowej.

Jest jeszcze jeden czynnik którego sam nie jestem pewien ale wydaje mi się, że może być coś "na rzeczy". Spuścizna prekolumbijska. Takie kraje jak Peru czy Ekwador przed przybyciem Hiszpanów miały bogatą historię i mimo, że zostały podbite to jednak pamięć o niej przetrwała. Potomkowie konkwistadorów mieli w swych żyłach indiańską krew i byli z niej dumni oraz z indiańskiej spuścizny. To sprawiało, że taki Peruwiańczyk czuł się kim innym niż dajmy na to Wenezuelczyk. Czuł się mieszkańcem innego kraju.

W przypadku USA koloniści byli niemal odseparowani od tubylczych tradycji i naturalnie ciążyli w stronę ludzi z sąsiednich stanów.

No i jeszcze rozległość terytorium.

USA rozrastało się z nie aż tak obszernego wschodniego wybrzeża. W przypadku Ameryki południowej był to cały kontynent w dodatku z fatalną komunikacją. Chyba musiało dojść do rozwoju partykularyzmów. Mnie dziwi tylko, że ludzie którzy walczyli ramię w ramię z rojalistami tak szybko zaczęli do siebie strzelać.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
USA rozrastało się z nie aż tak obszernego wschodniego wybrzeża. W przypadku Ameryki południowej był to cały kontynent w dodatku z fatalną komunikacją.

Na to bym szczególnie zwrócił uwagę. Terytorium od Oceanu Atlantyckiego po Appalachy to mała działka przyzagrodowa z doskonałą siecią grządek i dróżek w porównaniu do ówczesnej Ameryki Łacińskiej.

Mnie dziwi tylko, że ludzie którzy walczyli ramię w ramię z rojalistami tak szybko zaczęli do siebie strzelać.

Zdziwienie całkowicie nieuzasadnione. Zjawisko dosyć częste w historii. Gdy poglądy, czy ambicje okazują się silniejsze od doświadczenia walki ze wspólnym wrogiem.

Przykład pierwszy z brzegu, aczkolwiek z Nowym Światem związany tylko emigracją irlandzką: bohaterowie walki o niepodległość Irlandii - panowie Michael Collins, Cathal Brugha, Arthur Griffith, Éamon de Valera ładnie i zgodnie pozują obok siebie na zdjęciu An Chéad Dáil. Trzy lata później ze zrobieniem takiego zdjęcia byłby już bardzo duży problem. Na zdjęciu tym jest także Eoin MacNeill. Sam poparł traktat angielsko-irlandzki z 6 grudnia 1921, dwóch jego synów także (i służyli jako oficerowie w armii Wolnego Państwa), a trzeci syn zginął z rąk Free Statersów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Co do spuścizny językowej to ta nie była aż tak oczywista i jednorodna na tym kontynencie:

"Resztki Indian, które broniły się przed najazdem białych, zostały zepchnięte przez osadnictwo obszaru pogranicza. Jedynie w górnej części Niziny La Platy skupiska indiańskie pozostawały stabilne, a językiem komunikacji zarówno ludności rdzennej, jak i osadników był w większym stopniu guarani niż hiszpański czy portugalski".

"E. Hobsbawm "Wiek kapitału...", przyp. 7, s. 115/

U schyłku XVI wieku hiszpańska Rada do spraw Indian zwróciła się do Filipa II by ten nakazał obowiązkową naukę języka hiszpańskiego, król odmówił, w swej odpowiedzi dał jedynie prawo by ci z Indian którzy dobrowolnie wyrażą chęć poznawania nowego języka byli go nauczani. Wedle prof. Gregoria Salvadora odmowa ta miała być efektem zabiegów zakonników, którzy przeciwni byli tendencjom unifikacyjnym i centralistycznym.

"Dzięki tym właśnie zabiegom, na początku XIX wieku, kiedy zaczął się proces odrywania się Ameryki hiszpańskiej od swojej ojczyzny-matki, na całym kontynencie tylko trzy miliony ludzi na co dzień mówiło językiem hiszpańskim".

/V. Messori "Czarne karty Kościoła", Katowice 1998, s. 28/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   
"Dzięki tym właśnie zabiegom, na początku XIX wieku, kiedy zaczął się proces odrywania się Ameryki hiszpańskiej od swojej ojczyzny-matki, na całym kontynencie tylko trzy miliony ludzi na co dzień mówiło językiem hiszpańskim".

No tu mnie zaskoczyłeś.

Wiedziałem, ze języki indiańskie były w powszechnym użyciu ale myślałem, ze hiszpański był o wiele bardziej popularny. Taka "lingua franca" kontynentu. W takiej sytuacji poczucie odrębności musiało być bardzo silne.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Sam byłem zdziwiony taką oceną, ale pan ów jest profesorem Akademii Królewskiej i specjalizuje się w językoznawstwie - to chyba można mu zawierzyć.

Sytuacja językowa była dalece skomplikowana: zakonnicy nie mogli otrzymać święceń (oczywiście na obszarze Wicekrólestwa Peru) jeśli nie znali quechua.

a zważywszy, że owi zakonnicy przeciwni byli centralizacji władzy - wzmacniali tendencje odśrodkowe i podziały.

Ciekawszym jest fiasko prób:

"Co ciekawe po uzyskaniu niepodległości. Gdy Boliwia oddzieliła się od Peru przez pewien czas istniały silne tendencje zjednoczeniowe".

Jakie to były próby?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Gdy w Peru trwała wojna domowa boliwijski prezydent Santa Cruz układał się z wygnanym prezydentem peruwiańskim Gamarrą. W myśl tych ustaleń miało powstać trójczłonowe sfederalizowane państwo składające się z Północnego Peru, Południowego Peru i Boliwii. Nazywać się miało "Republika Peru" i występować pod peruwiańskimi barwami..

Po serii zdrad i odwróceń sojuszy plan diabli wzięli.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A jak na sytuację na tym kontynencie wpływały tego typu akcje jak np. "memorandum Polignaca" z 1823 roku?

Co prawda koncepcja zjednoczeniowa Francisco Mirandy (obejmująca kraje od Kanady do Cieśniny Magellana) nie wydaje się być realną, atoli z jakimi pomysłami wystąpił Simon Bolivar na kongresie z 1826 roku? Jaki był status Konfederacji Peruwiańsko-Boliwijskiej?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Los Mirandy chyba dobrze obrazuje problemy tego rejonu i tego czasu.

Z jednej strony szczytne (i co tu kryć utopijne idee) a z drugiej szara rzeczywistość okraszona małostkowością i walką o władzę. Przecież Miranda skończył w hiszpańskim więzieniu za sprawą swych towarzyszy broni. Chyba nawet sam Boliwar przyłożył rękę do wydania Mirandy (ale tego pewny nie jestem więc nie będę udawał, że znam temat).

Co do spraw Peruwiańsko-Boliwijskich to chyba były tylko deklaracje prezydenta Boliwii i jednego z pretendentów do urzędu prezydenta Peru. I tak naprawdę na tym się skończyło.

Coś mi się wydaje, że oprócz tendencji odśrodkowych jakie rysowały się z powodu różnic geograficznych i etnicznych niebagatelne znaczenie miały działania lokalnych liderów. Woleli być "pierwszymi po Bogu" jako prezydenci kraju niż gubernatorami czy jednymi z deputowanych w jakiejś ogromnej konfederacji.

Nawet tak respektowana osoba jak Boliwar trudna była do przełknięcia. Dokładnie nie pamiętam ale coś mi się wydaje, że Wielka Kolumbia zaczęła się pruć zaraz po Ajacucho. Jeszcze przez chwilę "El Libertador" swoim autorytetem utrzymywał jedność ale chyba po 5-6 latach po Wielkiej Kolumbii nie zostało śladu. Mało tego, byłe składowe prowincje wzięły się za łby.

Może to zabrzmi nieco "ahistorycznie" ale wydaje się, że Anglosasi i ich spadkobiercy mieli więcej instynktu państwowotwórczego. Spadkobierców Hiszpanów cechowała chyba bardziej feudalna mentalność. Kto mógł starał się wykroić sobie jakieś władztwo.

(A może się czepiam?)

PS.

Piszę "Boliwar" a nie "Bolivar". Edytor tekstu przyjmuje obie wersje wiec użyłem tej spolszczonej. Czy jest to poprawne do końca nie jestem pewien.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

O ile wiem, regulamin zakazuje postów, nic merytorycznie nie wnoszących do dyskusji.

W takim razie świadomie złamię regulamin i podziękuję Gregsky'emu za wywołanie tej dyskusji. Bo dla mnie to zupełna terra incognita,a w sumie to niezły kawałek świata.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.