Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Smugler

Klocki dla dzieci "Powstanie Warszawskie"

Rekomendowane odpowiedzi

No tak, ale co innego jakaś własna inwencja, a co innego "narzucanie". W celach modelarskich, kolekcjonerskich, historycznych - czemu nie, makieta obozu niezła rzecz. Natomiast dziecko bawiące się małym ludzikiem chodzącym po Auschwitz z klocków LEGO to już z lekka nieporozumienie.

No ale ten KL to było artystyczna prowokacja, a nie zestaw LEGO pt. "Mały Oświęcim" - po prostu "prowokator" z klocków takie coś zbudował i tyle, bo się dało - dało się też wiele innych rzeczy.

Ale jeśli mam się cofnąć do dzieciństwa to nas też "demoralizowano", bo po czasie spędzonym przed TV (jeden kanał, w porywach dwa) i filmie w stylu "Zamach" czy innym okupacyjnym to zbudowaliśmy z kumplem z klocków uniwersalnych (cholera nie pamiętam, jak się nazywały - ale to były świetne 4-elementowe zestawy czyli płytki kwadratowe, łączniki prostopadłościenne, piasty nakładane na te łączniki i koła, wszystko szło zrobić, jak się tych zestawów miał trochę, a sprzedawano w różnych wielkościach i ilościach elementów, jak dla mnie najlepiej pomyślane klocki w historii) okupowane miasto. Mieliśmy domy (otwarte z tyłu by operować figurkami), ulice, a nawet budynek Gestapo... za cywili i konspiratorów robiły figurki kowbojów (bo nie miały mundurów). Nawet "łapanki" były... podpatrzone w TV-serialach typu "Kolumbowie".

Jakoś nas to nie wypaczyło, choć pewnie współcześni "wrażliwcy" i tzw. "antykomuniści" orzekną, że PRL nas demoralizował pokazując nam "takie rzeczy".

Karabin z patyka, co? To było to!

Inwencja, a nie narzucanie.

Ech tam... u mnie na podwórku królowała sklejka 18mm i wycinało się z tego (ręcznie - tzw. piłką włosową, do nabycia w "składnicy harcerskiej" - jak ktoś pamięta co to było i jak wygląda taka piła) różne typy broni podpatrzone w książkach czy na filmach wojennych. Dopiero była inwencja... ganialiśmy z MP.40, PPS, Stenami (te wymagały klejenia i zbijania ze względu na poziomy magazynek), Thompsonami czy Grease Gunami.

Ja miałem MP.40, Stena (ale ten w trochę innej "technologii" na bazie trzonka od siekiery kupionej w "ogrodniczym"), MAT.49 oraz Mausera C/96 (ten ostatni to oczywiście pokłosie serialu 4PiP). No i moździerz 50mm z rury PCV z elementami drewniamy jako tarczą i rurkami stalowymi jako dwójnóg - za celownik robiła dziecięca imitacja lornetki.

Nawet nie pamiętam kto zaczął i kto wpadł na ten pomysł - ale w ciągu roku powstała moda na broń jak w "oryginale" i z pogardą patrzyliśmy na tych z kupną plastikową "bronią" bo nie przedstawiała niczego konkretnego zwykle.

Edytowane przez Razorblade1967

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ciekawy   

Plastikowymi żołnierzykami bawiłem się gdzieś tak do III - IV kl. podstawówki (1976/77 r.). To było wtedy normalne - plastikowe żołnierzyki kupowane w kioskach "Ruchu" nie deformowały nikomu psychiki.

Tak jak Kolega DiTo od wczesnego dzieciństwa bawiłem się plastikowymi żołnierzykami (choć w PRL były one dość siermiężne, czasem tylko ktoś "z zachodu" przywiózł lepsze, czyli te dzisiaj powszechnie spotykane w modelarskich sklepach), sprzedawanymi praktycznie w co drugim kiosku "Ruchu". Do tego różne zabawkowe-czołgi i samochody (z czasem już sklejane modele ze sklepów "harcerskich", a wiele akcesoriów do tych dziecinnych wojen po prostu się robiło - czyli bunkry z masy papierowej (ktoś dzisiaj jeszcze wie co to było i ja się robiło, bo to od przedszkola był znany materiał budowlany) robione np. na formie z pudełka od masła roślinnego (dawna nazwa zmarowidła, dzisiaj znanego w wielu odmianach jako margaryna), albo zapory przeciwczołgowe z listewek modelarskich.

Dioramy ? ;) My początkowo preferowaliśmy umocnienia w piaskownicy (z rozbudowaną siecią okopów) - wtedy dopiero była lina frontu ! :) Co do samego pomysłu klocków (podobnych do "LEGO") nawiązujących tematyką do PW - nie ma w tym nic nagannego - jest to edukacja połączona z zabawą.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
poldas   

Ja tam za gówniarza wolałem pozbijać ze sztachet MP-38/40.

Gdy były dostępne obrzyny z desek, to ośnikiem się dawało wystrugać kolbę i uzyskiwałem coś w stylu Mosina, albo Mausera.

Drobiazgami się nikt nie przejmował.

Miało to mniej więcej przypominać jakiś typ broni i tyle.

No i latało się z tym po potokach.

Fajny survival był.

A z klocków, które wyżej opisał Razor, to budowałem bombowce.

W porywach twórczości radosnej, były to nawet konstrukcje sześciosilnikowe.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

O klockach w ciut szerszej perspektywie gadżetyzacji historii:

Rafał Stobiecki, Rzeź w pluszu, "Polityka" nr 22(3011)/2015, s. 56-59.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Drobiazgami się nikt nie przejmował.

No pewnie. Ten sam patyk mógł być rzymskim pilum, husarską kopią, karabinem i rkm-em. Równie dobrze też był koniem.

Natomiast te lego z PW mnie rażą. Staram się dociec, dlaczego.

Z góry przepraszam za niżej występujące nadużycie słowa "my". Poprzez "my" będę rozumiał tych użytkowników tego forum, którzy się urodzili między 1950 a 1970 rokiem. Jest ich chyba sporo, ale nie chcę nawet sugerować, że stanowią jakąś istotną frakcję. Po prostu ja się utożsamiam z tym pokoleniem i mówię o nim "my".

Urodziliśmy się na schyłku epoki wojennej.

Mój ojciec był już na świecie, gdy wybuchła wojna rosyjsko-japońska i rewolucję 1905, przeżył I wojnę światową (z tych dwóch nic nie pamiętał), potem wojnę domową w Rosji, wojnę polsko-radziecką, przewrót majowy, II wojnę światową w kilku odsłonach, patrzył na płonąca powstańczą Warszawę, słuchał wiadomości z walczącego Poznania, potem z Budapesztu, patrzył na kolumny wojsk, idących na Czechosłowację. Potem jeszcze rok 1970 i 1981. Żył prawie 90 lat, z tego w ciągu 13 lat w jego państwie były jakieś walki zbrojne. Jedną siódmą życia zajęły mu wojny. A gdy miałem 12 lat, to była to prawie 1/5.

Nasze dzieciństwo upływało w cieniu opowiadań rodziców o wojnie, a i pewnie wielu z nas widziało jako dziecko uzbrojonego żołnierza nie tylko na warcie i defiladzie.

Jest więc zupełnie naturalne, że jako dzieci "bawiliśmy się w wojnę". Przenosiliśmy do naszych zabaw to, czym żyli nasi rodzice i co - jak wówczas myśleliśmy - i nam się pewnie przydarzy, gdy będziemy dorośli.

Ta nasza zabawa w wojnę - była zabawą poważną. Nasze plastikowe żołnierzyki były poważne - miały być takie, jak prawdziwe. Może to i dobrze, że socjalistyczny decydent nie zezwolił na plastikowe żołnierzyki w mundurach niemieckich (ja pamiętam tylko takie w polskich) bo może byłoby to już nadto prawdziwe. Ale czy w walce plastikowych żołnierzyków, czy w bieganiu z patykami "po potokach" (Poldas, skąd ty jesteś, że mieliście tam potoki?) wygrać mieli nasi. To było zupełnie na serio - to znaczy wiedzieliśmy, że ta druga strona to nie Niemcy, tylko nasi kumple, którzy akurat udają Niemców, ale my byliśmy już autentycznymi polskimi żołnierzami i w tych zabawach za Polskę ginęliśmy i dla niej żeśmy wygrywali. I - choć była to zabawa - nic śmiesznego w niej nie było.

A te lego-żołnierzyki są śmieszne.

Można powiedzieć, że takie są, bo już dziś trudno "na serio" bawić się w wojnę. Rodzice dzisiejszych 10-latków rodzili się w latach 70-ych XX wieku, więc nawet stanu wojennego nie pamiętają, uzbrojony żołnierz nie jest postacią z ich życia. Nawet ich dziadek urodził się już po wojnie. Więc współczesne dzieci nie odczuwają potrzeby zabawy w wojnę, a tym bardziej nie potrafią traktować tego poważnie.

No dobrze - ale skoro nie mają takiej potrzeby, to niech się w wojnę nie bawią. Bo poco i dlaczego miałyby to robić? Czemu ich do tego nakłaniać?

Rola edukacyjna? Proszę mnie nie rozśmieszać. Jaką rolę edukacyjna może odgrywać zabawa zielono-brązowym, szeroko uśmiechniętym legoludkiem, który z pistoletu mierzy w głowę szarego, równie szeroko uśmiechniętego legoludka? To raczej de-edukacja, czyli ogłupianie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.