Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Furiusz

Apokalipsa we współczesnej kulturze

Rekomendowane odpowiedzi

Furiusz   

Temat apokalipsy istnieje niemal od zawsze jest i u Żydów, Greków i u ludów Bliskowschodnich z czasów przed imperium achemenidzkiego. Motyw dość prosty, za karę za grzechy bogowie/Bóg zsyłają/zsyła na ludzkość zniszczenie. Ratuje się jeden człowiek albo garstka sprawiedliwych tworząc nową, lepszą ludzkość. W międzyczasie ludzkość zafundowała sobie dwie małe apokalipsy, co nie pozostało bez echa w literaturze. Pomijając jednak literaturę stricte odnoszącą się do tematyki DWŚ czy holokaustu, mamy w literaturze, tej nieco bardziej popularnej nurt apokaliptyczny tudzież postapokaliptyczny. Tu wymienić można świetną pozycję - Kantyczka dla Leibowitza, Millera która można polecić chyba wszystkim. Opisuje ona świat po atomowej zagładzie, i historię... kościoła. W zasadzie jest to opisanie w skrócie roli kościoła w trzech węzłowych momentach - tuż po zagładzie (średniowiecze), w momencie renesansu i początkach kontrreformacji (część druga w której do klasztoru przybywa wybitny uczony) oraz współcześnie. Kościół jest tu bardzo wyraźnie iskierką dobra i owymi jedynymi sprawiedliwymi, którzy mają ocaleć z zagłady po to by stworzyć nowy lepszy świat. Inny motyw postapokaliptyczny to Śmierć trawy, S. Youda, tu nieznany wirus dopada trawy na całym świecie co powoduje głód, z czym ludzkość nie jest w stanie sobie poradzić. W gruncie rzeczy książka opowiada o wyzbyciu się swojego człowieczeństwa i moralności po to by przeżyć - czyżby echo DWŚ?

N. Shute, Ostatni brzeg, to książka z kolei o dość standardowej fabule - oto mamy apokalipsę nuklearną, w wyniku której ludzkość znika, jakoś niespecjalnie zapadła mi w pamięć. Choć to chyba pierwsza książka nienaukowa jaką przeczytałem po angielsku.

Oczywiście w tym przeglądzie literatury sprzed 1989 nie może zabraknąć P. Dicka. temat podejmował kilkukrotnie np w Doktorze Blutgheld czy Deus Irae. Do tego powieść D. Brina, Listonosz (zekranizowana zresztą), o dość przypadkowym bohaterze. Opowieść o tym jak ludzie po takim zniszczeniu pragną złapać się tego co im znane i co normalne. Listonosz symbolizuje tu istnienie państwa amerykańskiego, bardzo fajna powieść i film.

Po zakończeniu zimnej wojny, świat się nieco zmienił. można było pokazać świat takiej postapokalipsy nuklearnej dla odreagowania ale bez tej gałązki nadziei. Moim zdaniem najgenialniejszą pracą, kultury masowej co prawda, z motywem apokalipsy jest seria Fallout.

W grach motyw zniszczenia ludzkości i przeżywania po takiej apokalipskie pojawia się jeszcze w S.T.A.L.K.E.R. (swoją drogą to też tytuł piosenki Kaczmarskiego). Motyw zniszczenia świata w wyniku masowego bombardowania głowicami nuklearnymi odchodzi jednak jakby w zapomnienie. Ten strach odpuścił wraz z zakończeniem zimnej wojny.

W kinie mamy Mad Maxa. Na postaci na pewno zaważył Brudny Harry i cała plejada twardych szeryfów jakich zagrał C. Eastwood (choćby Mańkut z Za garść dolarów więcej), mimo to jednak film katalizuje inny strachy epoki w której powstał - koniec zapasów zasobów naturalnych (zupełnie jak w Fallout 2).

Współcześnie jednak głównym naszym strachem są jednak terroryści, tajemnicze korporacje i związki chcące zawładnąć światem. jakieś ponadnarodowe tajne stowarzyszenia etc. Do tego nauka która może wymknąć się nam spod kontroli. Stąd multum filmów z apokalipsą zombie powodowaną przez tajemnicze wirusy (Jestem legendą, Resident evil i cała masa innych filmów o zombie różnej typu Wzgórza mają oczy, Świt zywych trupów i parodie etc)). Wojsko nie jest już tu złem które doprowadziło do zniszczenia świata - stają się nimi naukowcy, żołnierze coraz częściej próbują jedynie utrzymać porządek.

Jest też oczywiście inny jeszcze nurt - apokalipsa spowodowana przez zmiany klimatyczne. To też efekt naszych strachów i obaw m.in. tzw globalnego ocieplenia. Wymienić tu trzeba takie filmy jak Wodny świat czy 2012.

Co sprawia, że filmy te i inne dzieła kultury masowej o takiej apokaliptycznej tematyce są ciągle popularne? Jest to chyba katalizowanie naszych strachów, przy czym zawsze jest iskierka nadziei, biały gołąbek powracający na arkę Noego. Czy to w postaci suchego lądu w Wodnym świecie czy osady tych którzy przetrwali wirusa na północy w Jestem legendą.

Do tego dochodzi element życia rozbitka. Motyw popularny od czasu Crusoe. człowiek samotny, urządzający się w obcym i nieprzyjaznym świecie, pozbawiony zdobyczy cywilizacji. To mocny element przygodowy wpływający na pozytywną recepcję tworów kultury masowej.

Zapraszam do dyskusji

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Ciekawy temat.

Kantyczka dla Leibowitza, Millera

Niby znam, choć nie czytałem. Znaczy już klasyka, zgodnie z definicją: "klasyka to dzieła, których nikt nie czyta, ale wszyscy znają"

Śmierć trawy, S. Youda

Nie czytałem, nie słyszałem. Piszesz - "echo DWŚ"? Pewnie tak, choć moje najsilniejsze skojarzenie to Ukraina lat 30-ych XX wieku.

N. Shute, Ostatni brzeg, to książka z kolei o dość standardowej fabule - oto mamy apokalipsę nuklearną, w wyniku której ludzkość znika, jakoś niespecjalnie zapadła mi w pamięć.

Był o tym film, trochę starszy ode mnie (1959) z Peck'iem i Gardner. W swoim czasie bardzo głośny. Klasyka - nie wiem, czy oglądałem. W 2000 nakręcono remake, ten bez echa.

Za to dobrze pamiętam "Dzień, w którym wypłynęła ryba" z 1967 roku. Apokalipsa wywołana niechcący, przez przypadek. Ciekawostką może być to, że w sumie nie oglądałem filmu, słyszałem tylko ścieżkę dźwiękową. Wywoływałem zdjęcia w improwizowanej ciemni, w pokoju obok leciał film. I tak zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Z tego nurtu chciałbym wymienić "The day after" ("Nazajutrz"), taki trochę produkcyjniak, ale współczesny, nader realistyczny. Początek lat 80-ych. Proszę pamiętać, że zagrożenie wojną nuklearną było wówczas realnym elementem codzienności.

P. Dicka. temat podejmował kilkukrotnie np w Doktorze Blutgheld czy Deus Irae.

Ph. K. Dick napisał tyle gorszych ponuractw, że te wypadają blado. Zagłada w wyniku wojny nuklearnej to w jego twórczości wręcz optymistyczny scenariusz.

powieść D. Brina, Listonosz (zekranizowana zresztą)

Tak, nader optymistyczna, ale ciekawa. Filmu nie oglądałem.

W kinie mamy Mad Maxa

W sumie troszkę mnie dziwi, jak wielki wpływ na powszechną świadomość wywarł Mad Max, podczas gdy pochodzący z tej samej epoki "Salute of the Jaggers" z Rutgerem Hauerem został zbesztany przez krytyków i zapomniany. Dla mnie jest fabularnie ciekawszy. Film jest o drużynie, grającej wynaturzoną po nuklearnej zagładzie, krwawą formę futbolu amerykańskiego, z elementami walk gladiatorów. Czasem na śmierć i życie.

Moim zdaniem najgenialniejszą pracą, kultury masowej co prawda, z motywem apokalipsy jest seria Fallout.

To dla mnie szok - nic o tym nie wiem, nie widziałem, nie czytałem, nie słyszałem.

W grach motyw zniszczenia ludzkości i przeżywania po takiej apokalipskie pojawia się jeszcze w S.T.A.L.K.E.R. (swoją drogą to też tytuł piosenki Kaczmarskiego).

Tu znów szok. Stalker do dla mnie jednak zawód z "Pikniku na skraju drogi" - powieści Strugackich. Chyba najwybitniejszej. Na jej motywach Tarkowski nakręcił film "Stalker" - niezwykły, ale jednak trochę rozczarowujący. Jak zwykle, gdy najpierw się czyta książkę, a dopiero potem ogląda film. Z tym, że fabuła filmu jest inna. Punkt ciężkości położony został na "duszne niepokoje" uczestników turystycznej niemal wycieczki do "zony", wyrażany podczas nader długich разговоров. Do pojęcia tylko dla pусско-говорящих - do których szczęśliwie się zaliczam. W każdym razie ni książka, ni film bezpośrednio do wątków apokaliptycznych nie sięga.

O grze nie wiem nic, o czarnobylskiej zonie tyle, co prezentowali ludzie, którzy tam byli. Pamiętam sosny o czerwonych igłach - poza tym niby zdrowe, normalne. Piosenki Kaczmarskiego o tytule "Stalker" też nie znam, to z tak zwanego "okresu monachijskiego" utwór, a te staram się omijać szerokim łukiem - pomimo ogólnego szacunku dla twórcy, graniczącego z uwielbieniem.

Natomiast bezpośrednie odniesienie do apokalipsy mają końcowe utwory programu "RAJ" Kaczmarskiego, Gintrowskiego i Łapińskiego - "Dzień gniewu", "U wrót doliny" i "Powrót". No i np. "Kanapka z człowiekiem" z "Muzeum" czy późniejszy "Landszaft z kroplą krwi".

Co sprawia, że filmy te i inne dzieła kultury masowej o takiej apokaliptycznej tematyce są ciągle popularne?

A są?

Przyjąłeś to jako oczywistość, a ja tego tak nie widzę. Bo w epoce zimnej wojny apokaliptyczne zagrożenie było oczywistym elementem rzeczywistości. W życiu codziennym staraliśmy odpychać od siebie świadomość tego zagrożenia, choćby opowiadając sobie dowcipy o nakrywaniu się białym prześcieradłem i czołganiu w kierunku cmentarza. Ale takie książki i filmy niszczyły nasz kokon, w którym się chroniliśmy, udając, że nic nam nie grozi. Dlatego je pamiętamy.

Mad Max - ten pierwszy, z 1979 roku, był jeszcze "reality". Jego ciąg dalszy - to już tylko "fantasy". Świat, który mógłby być, ale go nie będzie. Może dlatego wspomniany przeze mnie "Salute of the Jaggers" (inny tytuł: "Krew bohaterów") z 1989 roku zniknął z publicznej świadomości - był zbyt późny na zimnowojenne lęki, a zbyt wczesny na "fantasy".

Pozostaje chyba tylko "Wodny świat", ale chyba każdy, choćby najbardziej oszołomiony ekologista zdaje sobie sprawę, że ta wizja, to bzdura kompletna. Film może być lepszy lub gorszy, ale żadnego nawiązania do realnie istniejących zagrożeń w nim nie ma. O wysypie filmów "zombistycznych" nawet nie chce mi się pisać, bo nie ma o czym. Jak świat światem, ludzie lubią się bać, a najbardziej tego, co im realnie nie grozi. Po co dorabiać do tego jakąś apokaliptyczną filozofię? Czy "Ptaki" Hitchcocka były apokaliptyczne? Bez przesady.

Pozdrawiam

JC

Edytowane przez jancet

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
poldas   

Moim zdaniem wpływ miały na to:

1 - Przejście do kolejnego millenium. Tysiąc lat temu było podobnie.

2 - Syndrom 2012 roku.

3 - Podsycanie fobii przez twórców kultury masowej.

Ale to nic nowego.

W starożytności podniecano się tym zagadnieniem, potem była Apokalipsa św. Jana (czyli zdefiniowanie pojęcia) pod postacią czterech jeźdźców, potem wizje św. Hieronima, następnie efekt pierwszego millenium, potem epidemia z XIV wieku, co to 1/3 populacji europejskiej zmiotła z ziemskiego padołu. To dopiero była zagłada. Kostucha wtedy kosiła bez jakichkolwiek uprzedzeń personalnych.

Dalej mamy Nostradamusa z jego bełkotem, niczym Kabała.

Jan Latosz podał w 1594 roku iż koniec Świata nastąpi w 3036 roku.

Mamy zatem jeszcze trochę czasu. ;)

Potem jeszcze kojarzę Tetmajera z jego wierszem "Koniec XIX wieku".

Jest tych wizji w pierón i trochu. Dlaczego zatem się dziwić współczesnym producentom filmowym?

Dawniej straszono z ambony - Teraz przez ekran telewizyjny.

Nihil Novi Sub Sole.

Jednak nadmierne epatowanie tym zagadnieniem powoduje iż ludzie obojętnieją.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   
Niby znam, choć nie czytałem. Znaczy już klasyka, zgodnie z definicją: "klasyka to dzieła, których nikt nie czyta, ale wszyscy znają"

Ja kupiłem w sumie niedawno, na Koszykowej, w Taniej Księgarni za 5 zł. Tytuł mi się spodobał.

Nie czytałem, nie słyszałem. Piszesz - "echo DWŚ"? Pewnie tak, choć moje najsilniejsze skojarzenie to Ukraina lat 30-ych XX wieku.

Być może, choć nie wiem czy ktoś w owym czasie na zachodzie, wiedział cokolwiek o tej tragedii

W sumie troszkę mnie dziwi, jak wielki wpływ na powszechną świadomość wywarł Mad Max, podczas gdy pochodzący z tej samej epoki "Salute of the Jaggers" z Rutgerem Hauerem został zbesztany przez krytyków i zapomniany. Dla mnie jest fabularnie ciekawszy. Film jest o drużynie, grającej wynaturzoną po nuklearnej zagładzie, krwawą formę futbolu amerykańskiego, z elementami walk gladiatorów. Czasem na śmierć i życie.

Filmu chyba nie oglądałem ale z samym motywem takiej gry gdzieś się spotkałem, więc musiało to przedostać się dalej mimo niespecjalnych recenzji.

To dla mnie szok - nic o tym nie wiem, nie widziałem, nie czytałem, nie słyszałem.

To gry komputerowe. Jedne z pierwszych w jakie grałem (jeśli nie pierwsze). Kupiłem sobie z pięć lat temu, niedawno pojawiły się na abadonware'ach. Wydał ją Interplay (studio klasyka) w 1997.

Tu znów szok. Stalker do dla mnie jednak zawód z "Pikniku na skraju drogi" - powieści Strugackich. Chyba najwybitniejszej. Na jej motywach Tarkowski nakręcił film "Stalker" - niezwykły, ale jednak trochę rozczarowujący.

Znów gra komputerowa. jej zapowiedzi zaczęły się pojawiać w czasach gdy ja przestawałem się grami interesować. Bodaj 2001 ale wydana w 2007. Odniosła ponoć spory sukces na rynku. tworzyli ja ukraińcy, o życiu i zdobywaniu łupów w zonie po wybuchu w Czarnobylu.

Natomiast bezpośrednie odniesienie do apokalipsy mają końcowe utwory programu "RAJ" Kaczmarskiego, Gintrowskiego i Łapińskiego - "Dzień gniewu", "U wrót doliny" i "Powrót"

O tak zwłaszcza U wrót doliny zapada w pamięć. Może dlatego, ze pisał tekst najlepszy tekściarz Kaczmarskiego Z. Herbert? Jeden z moich ulubionych jak nie ulubiony poeta.

A są?

Moim zdaniem są - liczne filmy w których apokalipsę powodują w taki czy inny sposób stworzone zombie oraz liczne filmy w których mamy do czynienia z końcem świata (2012 jest tu przykładem ale na Pulsie czy Pulsie 2 często lecą kiepskie niemieckie produkcje w których morza zalewają np Hamburg). Remake Fallouta jeśli idzie o gry komputerowe, to jednak chyba jest wciąż popularny schemat.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem wpływ miały na to:

1 - Przejście do kolejnego millenium. Tysiąc lat temu było podobnie.

(...)

Skoro temat o współczesnych czasach - to ja krótko, tytułem wyjaśnienia.

Wciąż pokutuje pogląd; utrwalony przez dawniejszych badaczy; że tysiąc lat temu - na przełomie. miałoby dochodzić do jakichś ruchów społecznych o charakterze apokaliptycznym czy millerystycznym. Problem w tym, że w źródłach głucho o takich zjawiskach. Dawniejsi badacze po prostu uznali, że w dalszej przeszłości musiały zachodzić podobne zjawiska jakie zaistniały później. Obecni badacze obalają ten tok rozumowania.

Jako, że o milennium jako swoistej dacie napisała tylko jedna osoba - opat Abbon z Fleury, a i to w ramach polemiki (na inny temat) z pewnym anonimowym księdzem.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
poldas   

Oj tam, oj tam;

Przecież wiadomo iż w okolicach A.D. M (tysiónc) mało którego kmiecia interesowało to, iż ta okrągła data zwiastować mogła koniec świata.

Na terenach dzisiejszej Polski to jedynie wąska garstka oświeconych mogła sobie tak poteoretyzować i nic ponadto.

Ówczesne środki przekazu nie były tak szybkie i skuteczne jak obecnie.

Stąd supozycja o jakichś w tamtym czasie - "ruchach społecznych o charakterze apokaliptycznym" jest wyssaną z palca.

Zresztą ja sam za daleko "pojechałem" z tą analogią, bo co np. Muzułmanów obchodzi jakiś tak chrześcijański kalendarz?

Oni mają swój przelicznik i własne powody do trwogi przy okrągłych datach.

Prusowie to chyba wogóle nie wiedzieli iż taki problem istnieć może.

W Indiach i Chinach były (i są) też inne kalendarze, oraz inne problemy związane z numerologią i mającymi z nich wynikać kastracjo... Pardon - katastrofami.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Kmiecie podlegali wpływowi kaznodziei, ci bądź sami zapisywali swe przemyślenia i kazania, bądź czynili to inni. W klasztorach mnisi spisywali szereg zdarzeń godnych wzmianki. Skoro jednak w źródłach nie ma wzmianek by milenium zwróciło czyjąś uwagę trudnym jest do obrony stwierdzenie, że: tysiąc lat temu było podobnie. Kiedy pojawili się biczownicy szybko zostało to odnotowane, a o apokaliptycznych wątkach - głucho.
Taki np. Beato z Liébany rozważał rychła paruzję w związku z rokiem 800, a pamiętać trzeba, że księga Apokalipsy cieszyła się szczególną uwagą "mozarabów".
No, ale ja się niezbyt dobrze znam na tych czasach, zatem jak poldas zna teksty źródłowe, w których jest napisane coś innego - z chęcią się z nimi zapoznam.

Christian Godin (autor "Końca ludzkości") postawił ciekawą tezę, że wiara w apokalipsę odnotowała regres w okresie od Kanta do Hiroszimy.

Warto przypomnieć film "Aleja Potępionych" reż. J. Smight (1977), będący ekranizacją powieści z 1967 r. Rogera Zelaznego pod tym samym tytułem (pisarz rozwinął potem powieść u ukazała się w 1969 r. pod nowym tytułem "Aleja potępienia"), czy autorski film Szweda Roya Anderssona "Pieśni z drugiego piętra" (2000).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
poldas   

Wystarczy poczytać Księgę Objawienia;

Ponoć apostoł Jan to napisał będąc na wyspie Patmos.

Mógł być na niezłym haju - Tego nie wykluczam.

"Potem ujrzałem anioła, zstępującego z nieba, który miał klucz od Czeluści i wielki łańcuch w ręce. I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wtrącił go do Czeluści, i zamknął, i pieczęć nad nim położył, by już nie zwodził narodów, aż tysiąc lat się dopełni."

No i legenda o Sylwestrze II co to Lewiatana nie wypuścił z watykańskich czeluści.

W sumie - Dobry temat na scenariusz filmowy.

Że nikt się tym nie zainteresował?

Dziwne.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy poczytać Księgę Objawienia;

(...)

Do czego wystarczy?

Bo akurat chrześcijanom - nie wystarczy, muszą ów tekst umieścić w odniesieniu do Księgi Daniela, kwestii "pochwycenia" z listu do Tesaloniczan, listu Barnaby czy Księgi Jeremiasza.

(...)

Zresztą ja sam za daleko "pojechałem" z tą analogią, bo co np. Muzułmanów obchodzi jakiś tak chrześcijański kalendarz?

Oni mają swój przelicznik i własne powody do trwogi przy okrągłych datach.

(...)

Problem w tym, że nie chodziło o okrągłe daty, wystarczy wspomnieć niepokój w starożytnym Rzymie wokół "mistycznej liczby" i ew. przepowiedni dwunastu orłów ogłoszonej Romulusowi. Dlaczego Klaudiusz zorganizował Igrzyska Sekularne w... 47 roku.

Panika związana z bliskim końcem świata wybuchła w Konstantynopolu w 398 roku. Uczniowie Joachima z Fiore wysnuli wniosek (fałszując jego komentarze) co do końca i wskazali na rok 1260. Fra Dolcino wskazał na 1305 rok, list z Toledo z XII w. wskazywał na 1186 rok. W czasach bliższych Edgar Whisenant wskazywał na rok 1988, potem na 1989. Hart Armstrong szef Christian Communications z Wichita wskazał na święto Trąb 29 i 30 października 1988 roku, w tymże roku tyle, że miedzy 11 a 13 września "nadejścia" oczekiwano wedle Trinity Broadcasting Network itd.

Akurat wzmianka o wyznawcach islamu jest nietrafna - badacze millenarystycznych ruchów zaobserwowali niepokój związany z rokiem 2000 nie tylko pośród chrześcijan, czy użytkowników kalendarza rzymskokatolickiego.

Warto zwrócić uwagę na jednowymiarowe znaczenie "apokalipsy" w dzisiejszej kulturze, rzadko sięga się do jej pierwotnego sensu - czyli do tego, że ma nastąpić coś nowego i lepszego.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.