Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
curious

Przemyt i handel za granicą w PRL

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli kolega Albert175 faktycznie zamierza napisać taką pracę, warto się zapoznać z dostępną bibliografią w tej dziedzinie. Tak by - nie spisywać od innych ale wnieść nową jakość, do tego konieczną byłaby wizyta w archiwach.

Ja mogę podać kilka tytułów, ale by się nie powtarzać z czym do tej pory zapoznał się kolega?

I jak mam przesłać fotokopie tych artykułów: raczej na PW czy e-maila, czy może na forum?

Ale to ostatnie niepotrzebnie obciąża nasze serwery.

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Jak się dostało paszport na KK, można było obiegać się o tzw. promesę dewizową, czyli prawo do kupienia owych 10$ za oficjalną cenę (kwoty nie jestem pewny, opieram się na danych, przytoczonych przez Secesjonistę). W każdym razie kwota ta była tak śmiesznie niska, że - poza nieliczną grupą osób, która pracowała w KK na tzw. "kontraktach" - turystyczne odwiedziny KK za własne, ciężko zarobione pieniądze były i tak niemożliwe

Chyba się mylisz. Była nawet taka książka "Europa za 100 dolarów".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

secesjonista pisał o 10 dolarach, ale tyczyło się to wyjazdu na zaproszenie, w 1973 r. - przy innego rodzaju wyjeździe: było to właśnie 100 dolarów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Smardz   

Secesjonista sie przecież nie myli :)

Poza tym, piszecie jakby kwota w gotówce, którą brało się za granicę, miała jakieś znaczenie. A powiadam, przemytu na oczy nie widzieliście ;)

Jeśli autor wątku chce źródła pierwotne proszę o kontakt na PV.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
piszecie jakby kwota w gotówce, którą brało się za granicę, miała jakieś znaczenie

W mojej skromnej opinii miała, może nie fundamentalne, ale jednak pewne, zauważalne znaczenie:

Primo. Zgodnie z gierkowskim hasłem "Polak potrafi", dokonywano cudów, jeżeli chodzi o możliwości taniego funkcjonowania na Zachodzie (nawet typowo turystycznego, nie tylko pracowniczego, czy handlowego), czyli za nader umiarkowane kwoty w dewizach. Stąd chociażby ww. przewodnik T. Torańskiej "Europa za sto dolarów". Oczywiście wspomagano się własnymi wcześniejszymi zaskórniakami, dewizami kupionymi od "cinkciarzy", może także "biznesem", jak ktoś miał predyspozycje, ale każda kwota się w bilansie liczyła. No i trzeba też pamiętać, że na Zachodzie też mają inflację. I to sporą. Pięćdziesiąt, czy sto np. funtów brytyjskich na początku lat siedemdziesiątych - to jednak mocno coś innego niż dziś.

Secundo. Kupno stu dolarów po oficjalnej cenie to był czysty zysk, biorąc pod uwagę czarnorynkowy kurs dolara w Polsce. Swoisty podarunek za "friko" od państwa, stąd państwo tak ekstremalnie oszczędnie te podarki rozdawało. Jeżeli wymieniło się owe sto dolarów w Polsce u "cinkciarza", to - jak przypuszczam - można było za to dobrze u nas w kraju przeżyć ze dwa miesiące, kiepsko - pewnie z pięć1.. Za złotówki uiszczone za te dolary po oficjalnym kursie wymiany, "utrzymywałoby się" znacznie, znacznie krócej. Nawet spożytkowanie tego podczas zakupów dewizowych w polskim Pewexie miało duży sens, bo ceny były tam zasadniczo niższe niż na Zachodzie. [spotkałem ludzi z Zachodu wprost szaleńczo zachwyconych cenami dewizowymi w polskich sklepach eksportu wewnętrznego, o cenach alkoholu w restauracjach wyrażonych w złotówkach - nie wspomnę].

1. Jest to sytuacja pewnie niewyobrażalna dla młodych ludzi, przyzwyczajonych do wymiany walut po oficjalnych kursach rynkowych, gdy wysokość zarobków (i koszty utrzymania) w Polsce można łatwo porównać do wysokości zarobków i kosztów życia np. w Norwegii.

Różnica między kursem oficjalnym i czarnorynkowym dewiz w PRL powodowała, że zarobki wg. cen czarnorynkowych liczone były w nielicznych dziesiątkach dolarów (co notabene było moim zdaniem głównym utrudnieniem dla organizacji wyjazdów na Zachód, a nie restrykcyjna polityka paszportowa). Ale z drugiej strony - o czym się często zapomina, opowiadając o tym, jak to się zarabiało 30 dolarów - towary w PRL kosztowały jakieś znikome kwoty, wyrażone w dolarach. Na przykład mieszkanie można było kupić (na wolnym rynku, nie "dostać od państwa") za kilka tysięcy dolarów. Działkę budowlaną także. Chleb, mleko, jogurt itp. - pewnie za jakieś drobne centy.

Stąd rozwiązaniem idealnym wówczas, znanym oczywiście także dziś, ale o skali atrakcyjności jednak dużo mniejszej, było zarabiać "tam", wydawać "tu". Zarabiać także na handelku i przemycie, nie tylko pracy dorywczej lub etatowej, jeżeli już mamy wrócić do właściwego tematu. ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Secesjonista sie przecież nie myli :)/>

(...)

Myli się jak każdy, choć stara się pamiętać co napisał, a napisał wyraźnie:

(...)

Pamiętać też trzeba, że przy wyjeździe na zaproszenie oficjalnie można było zabrać ze sobą znacznie mniejszą ilość walut. Dla przykładu: limit walut wymienialnych w 1973 r. przy wyjeździe do krajów kapitalistycznych i Jugosławii: równowartość 100 dolarów, potem 130 dol., a od 1979 r. 150 dol.; przy czym jeśli wyjazd odbywał się na zaproszenie - tylko 10 dol.

(...)

...

(...)

Poza tym, piszecie jakby kwota w gotówce, którą brało się za granicę, miała jakieś znaczenie.

(...)

Kwoty limitów miały znaczenie dla turystów, którzy przygodnie chcieli zająć się handlem, dla profesjonalnie zajmujących się tym procederem; ze względu na skalę ich działalności; faktycznie - nie miała.

Co do przemytu dewiz, w aktach IPN-u jest opracowanie z 1978 r., członka Akademii Spraw Wewnętrznych: J. Oleś "Przemyt wartości dewizowych" (AIPN, 01521/2035).

Co do metod przemytu, prawie każdy numer "Wiadomości Celnych" zawierał informacje o stosowanych skrytkach i sposobach ukrycia towaru, w 1958 r. wydano nawet specjalny album pt. "Album skrytek przemytniczych".

A powiadam, przemytu na oczy nie widzieliście ;)/>

(...)

Oj, to znaczy, że nigdy nie widziałem swego teścia?

Zatem jego wyjazdy z kumplami do Wiednia nie miały charakteru handlowego, tylko chcieli podziwiać pałac Hofburg?

A na "czerwonej Riwierze" jeno się opalali...

(...)

I takie pytanie: jak udało się pewnej osobie sprowadzić do Polski dwie tony pieprzu?

Co wiózł na sprzedaż do Paryża Sławomir Mrożek, dodajmy: dając wyraz swej niewiedzy co do kapitalistycznej rzeczywistości?

Odpowiadając sam sobie...

Co do pieprzu - na podstawie zwolnienia z opłat mienia repatriacyjnego. co do naszego dramatopisarza - zabrał on ze sobą w 1957 r. dość przestarzałe radio lampowe licząc, że je na Zachodzie sprzeda... w czasie gdy tam posługiwano się radiami tranzystorowymi.

/S. Mrożek "Baltazar. Autobiografia" Warszawa 2006, s. 195-196, s. 207-208/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

I jak mam przesłać fotokopie tych artykułów: raczej na PW czy e-maila, czy może na forum?

Ale to ostatnie niepotrzebnie obciąża nasze serwery.

Na PW wysłałem mój adres e-mail i czekam na odpowiedź.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Wierzę, że Secesjonista się nie myli, w tym sensie, że wiernie relacjonuje, to, co na dany temat znalazł.

Pamiętać też trzeba, że przy wyjeździe na zaproszenie oficjalnie można było zabrać ze sobą znacznie mniejszą ilość walut.
(podkreślenie moje).

I tu jest pies pogrzebany, bo co innego jest kwota walut, którą można ze sobą oficjalnie zabrać, a co innego wspomniana przeze mnie "promesa dewizowa", czyli kwota walut, którą można nabyć wg oficjalnego kursu, a potem wywieźć.

Jeśli chodzi o kwotę, którą można ze sobą oficjalnie zabrać, to w którymś momencie naszych dziejów (kiedy - nie pomnę) zaczęto ją różnicować - była inna, jeśli można było udokumentować legalne pochodzenie tych walut, inna - bez konieczności dokumentowania.

Co do wartości ówczesnych źródeł publikowanych, to - muszę Secesjoniście przyznać rację - należy się z nimi zapoznać. Jednak trzeba pamiętać, że tak naprawdę obraz w nich ukazywany ma charakter odbicia w krzywym zwierciadle - niektóre aspekty powiększa do absurdalnych rozmiarów, inne zaś negliżuje.

W latach 70-ych i 80-ych przemyt oraz dorywcza praca za granicą, oficjalnie zabronione (choć praca raczej nie karalna, tyle, że jakbyś w podaniu napisał, że jedziesz do pracy, to byś paszportu nie dostał), były nieoficjalnie uznanymi przez władze środkami zmniejszania dokuczliwości deficytu dewiz, a co za tym idzie - towarów importowanych - dla obywateli.

Urzędnicy, akceptujący podanie o paszport nigdzie nie pracującego studenta, który zamierzał wyjechać na trzy miesiące do Holandii "na zaproszenie" mieli pełną świadomość, że "turystyczny" cel jego podróży jest fikcją, jedzie tam do pracy. Celnicy, którzy w połowie kwietnia przy 20°C przepuszczają dziewczynę, ubraną w futro i czapkę z lisów, niewpisane do "deklaracji celnej", wiedzą, że to futro do nas nie wróci. Gdyby MO chciało namierzyć cinkciarzy na Czackiego, wyłapaliby ich w przeciągu godziny.

To wszystko było przez władze akceptowane, owszem, od czasu do czasu trzeba było kogoś spektakularnie przymknąć, coś skonfiskować - raczej dotyczyło to tych, którzy podpadli.

Jeszcze w latach 90-ych jadąc nocnym pociągiem przez Słowację na Węgry, widziałem, jak inne przedziały są trzepane, aż miło, a ja przez sen podawałem paszport, klik pieczątki i "dobranoc" albo "dobrú noc prajem". Ktoś miał być przetrzepany, ktoś nie. Ja też przemycałem, tyle że waluty.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli autor wątku chce źródła pierwotne proszę o kontakt na PV.

Wysłałem wiadomość, lecz niestety nie doczekałem się jeszcze odpowiedzi.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Jak miały się przemiany ustrojowe do wyjazdów? Czy cały czas były one opłacalne?

Ale interesują Cię wyłącznie odniesienia do "literatury zagadnienia", czy też relacje uczestników i obserwatorów. Bo jeśli to drugie, to mogę coś napisać.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

relacje też.

No to piszę.

Od 1990 roku przemyt bynajmniej nie zanikł, wręcz się wzmógł, tylko kierunki się nieco zmieniły. Przemycano towary do Polski, a nie z Polski. Na ulicach pojawił się handel chodnikowy, gdzie nasi obywatele sprzedawali towar, przemycany głównie z Niemiec, a pod Pałacem Kultury w Warszawie powstał gigantyczny jarmark, na którym obywatele ZSRR, a potem Wspólnoty Niepodległych Państw sprzedawali swe rodzime produkty po bardzo atrakcyjnych cenach. Mieszkałem wtedy w samym centrum, więc wyprawy "pod pałac" po "белый аист" czy "Арарат" były na porządku dziennym.

Podobnie działo się na granicy z Czechosłowacją, następnie Czecho-Słowacją, w końcu z Czechami i Słowacją. Stamtąd przemycano przede wszystkim tani alkohol, z kolei w Polsce kupowano masowo meble i sprzedawano po drugiej stronie gór.

Nieco zacierała się różnica pomiędzy przemytem, handlem międzynarodowym i zakupami na własne potrzeby. Ograniczenia malały, a często było tak, że towar faktycznie przemycano nie dlatego, że legalnie nie można było go sprowadzić, ale po to, by uniknąć dokuczliwych formalności, a także podatku obrotowego i dochodowego - VAT to nieco późniejsza bajka.

Trochę później do obiegu włączyli się Wietnamczycy, jeszcze później - Chińczycy. Tyle że tu przemyt odbywał się na skalę masową, po prostu do legalnego transportu 10 tysięcy podkoszulków dołączano dodatkowych 20 tysięcy, które zwykle trafiały na bazary typu "Stadion X-lecia".

Ja, jak się rzekło, przemycałem waluty. W sumie teoretycznie mogłem je przewozić legalnie, bo prowadziłem biuro podróży, zajmujące się głównie załatwianiem noclegów - kwater prywatnych - na Słowacji. Żeby legalnie wziąć waluty z banku, potrzebowałem podkładki, czyli faktury od kwaterodawcy. A żaden góral nie da ci rachunku, nie dostając pieniędzy. Więc kupowało się pieniądze w kantorach, gdzie z resztą były nieco tańsze. Samo kupowanie było legalne, ale przewożenie już nie, to znaczy legalnie bez papierów przewieźć można było równowartość 2000 USD. Czasem przewoziłem i 10 000 $. Nikt mnie nigdy nie kontrolował... do czasu.

Raz wpadłem, dokładnie 13 grudnia w piątek - i jak tu nie wierzyć w dni feralne. Z własnej głupoty, rzecz jasna. Miałem cca równowartość 4000 dolarów, połowa w niemieckich markach w torbie na szyi, druga połowa gdzieś tam w plecaku, w dolarach.

Jakiś durny celnik pyta się mnie, czy mam waluty.

- No mam.

- Ile?

- Dwa tysiące dolarów.

- Proszę pokazać.

No to wyjmuję te marki, które mam na szyi, i pokazuję. Celnik na to:

- Mówił pan, że ma 2 tysiące dolarów, a ma pan marki?

- Chodziło mi o równowartość.

- Ale te marki to równowartość 2189 dolarów.

- Nie znam tak dokładnie kursu.

- No to zapraszam do środka na kontrolę osobistą.

No i przeszedłem kontrolę osobistą, do tych dodatkowych 2 tysięcy się przyznałem, ale nie uniknąłem przez to dopełnienia czynności służbowych, ze sprawdzaniem zawartości odbytu włącznie. Nadmiarową walutę skonfiskowano, a ponadto wymierzono karę w wysokości wartości tej skonfiskowanej waluty.

Wyszedłem, nie miałem po co iść na słowacką stronę, bo wiedziałem, że autobus dopiero za dwie godziny, więc usiadłem na jakiejś ławce w budynku kontroli celnej.

Po chwili dosiada się do mnie ten celnik, który mi osobistą robił, i mówi:

- My bardzo Pana przepraszamy, przecież wiemy, że ten przepis to czysty idiotyzm, ale ten dupek, co Pana na osobistą skierował, to nowy, prosto po szkółce i widać chce się przed zwierzchnikami wydajnością popisać. Dostanie raz czy dwa po dupie, i spokój będzie, no ale Pan wpadł. Niech się Pan tak bardzo nie martwi, bo od 1 stycznia wchodzą nowe przepisy i te skonfiskowane dolary Panu zwrócimy.

Tak też się stało. W lutym zostałem wezwany do Nowego Targu po odbiór depozytu w postaci 2000 dolarów i kilkudziesięciu marek niemieckich.

To było w 1996. Zmyślny duch realnego socjalizmu, że przepis jest po to, żeby był, a robić trzeba to, żeby dało się żyć, trwał jeszcze wiele lat.

Mam jeszcze parę spostrzeżeń, ale to już jutro lub kiedy indziej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

No to piszę.

Od 1990 roku przemyt bynajmniej nie zanikł, wręcz się wzmógł

(...)

Ograniczenia malały, a często było tak, że towar faktycznie przemycano nie dlatego, że legalnie nie można było go sprowadzić, ale po to, by uniknąć dokuczliwych formalności, a także podatku obrotowego i dochodowego - VAT to nieco późniejsza bajka.

(...)

Ale bardzo małe: "nieco" - ustawa z 8 stycznia 1993 r. (od 5 lipca tegoż roku).

A skoro już zostało wspomniane o obcokrajowcach, to nie tylko Wietnamczycy... w latach 1984-1988 nasz kraj odwiedziło ponad 720 tys. razy "turyści" z Jugosławii, więcej niż odpowiednio Polaków ów kraj.

Zważywszy daleko mniejszą atrakcyjność turystyczną naszego kraju i fakt, że Jugosławia liczyła 10 mln mniej mieszkańców, nie trudno zgadnąć cel tych wizyt.

A kiedy przestało być tłoczno w Schmugglerzug?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.