Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez secesjonista


  1. Po pierwsze - nie trafił do lochu, choć wielu współczesnych jak i dzisiejszych badaczy uważało, że Karol V ze swym więźniem nie postępował odpowiednio do jego statusu, to jednak Franciszek I cieszył się pewnymi przywilejami. Zanim trafił do Madrytu, miał kilka innych "przystanków". 
    Pierwsze główne więzienie było w Pizzighettone (Pisighitòn), a dokładniej umieszczono go w Rocca di Pizzighettone w wieży zwanej del Guado. Spędził tam około trzech miesięcy i cieszył się stosownymi przywilejami i pewną swobodą.
    "François Ier est rapidement conduit à la forteresse de Pizzighettone, où il reste captif pendant trois mois. Il profite, durant cette période, d'une suree liberté dans ses mouvements et, bien que ses «appartements» dans la Torre del Guado soient très sobres, il jouit d'un traitement digne de sa royauté”.
    /V. Allaire "Les images” italiennes ” de François Ier entre 1515 et 1530: l'attente, la crainte, la célébration et la déception chez les hommes de culture de la péninsul”, Normandie Université, Français 2018, s. 258/

    Podobnie James Reston Jr.:
    "Partly out of respect for his royal person, aprtly from admiration for the heroic manner in which he had fallen captive, his captors accorded Francis the dignity and some privileges of a reigning monarch. To be sure, he was deprived of his favorite avocations, hunting and the company of elegant women. There was no tennis court at Pizzighettone. Still, in his suite of rooms he was allowed visitors...".
    /tegoż "Defenders of the Faith: Christianity and Islam Battle for the Soul of Europe, 1520-1536", New York 2009, b.p. ed. elektron./

     

    Antonio Grumello pochodził ze starej lombardzkiej rodziny szlacheckiej mającej swoje gniazdo we Lomellina, wraz ze swymi dwoma braćmi walczył dla Sforzów, pozostawił po sobie rodzaj wspomnień tyczących się głównie wojskowości i wydarzeń o charakterze militarnym (obejmujące okres 1494-1529). Z jego relacji możemy się dowiedzieć, że osadzony w Pizzighettone władca np. zabawiał się grą w piłkę:
    "Dimorato il re Gallicho nel castello de Pizleone da giorni 28 di Febraro adi 18 Magio facendo epso re Gallicho bona ciera con li capittanei Cexarei de giochare każdego giorno a uarij giochi et maxime al ballono et ala pilotta sino ali di supradetti di 18 di Magio ali di supradetti supradetti littere di Cexare che epso re Gallicho fusse condutto in lo regno Neapolitano ...".
    /"Cronaca di Antonio Grumello pavese dal MCCCCLXVII al MDXXIX”, publ. G. Müller, w: "Raccolta di cronisti e documenti storici lombardi inediti", t. I, Milano 1856, s. 378 /

     

    Idźmy dalej, czas - oczekiwania na odpłynięcie do Hiszpanii ...

    Franciszka zaokrętowano na galerze dowodzonej przez admirała Rodriga Portundo (gdzie miał oczekiwać na przypłynięcie francuskich galer), nie został przecież uwięziony gdzieś pod pokładem. Przekazano mu kabinę, której podłogę, którą udekorowano dla niego, za bagatela - 1000 dukatów. Fernando Marín z Santa María de Nájera (abad comendatario - opat dowódczy) pełnił wówczas w Lombardii; z rozkazu Karola V; stanowisko komisarza do spraw wojskowych z władzą administracyjną, zwłaszcza co do dyplomatów. Jak donosił Karolowi V z Genui, pod datą 31 maja, król francuski nie był zadowolony z tej wyprawy do Hiszpanii ale ukrywał to i jak zwykle bawił się i żartował: 
    "The French King is not at all pleased with this voyage, although he tries to hide his discontent, playing and joking as usual".
    /"Spain: May 1525. 21-31", w: "Calendar of State Papers, Spain", Vol. 3 Part 1, 1525-1526, ed. P. de Gayangos, Londyn, 1873/

     

    Pobyt już na ziemi hiszpańskiej (do czasu dotarcia do Madrytu) też w tej kwestii niewiele zmienił. W Walencji np. witany jest przez co znaczniejszych notabli, na czele których stał gubernator Jerónimo Cabanillas, Franciszek mógł sobie pozwolić na odwiedzenie różnych osób, w tym hrabiego Serafina de Centellesa czy wicekrólową Walencji, którą była Germana de Foix, a z którą łączyły go więzy rodzinne.

    Jak podaje López de Meneses Amada:
    "Por segunda vez salieron los valencianos notables a darle la bienvenida (el gobernador D. Jerónimo de Cabanillas, señor de Algiüet y el bayle al puente en que desembarcó y hasta« la casa de Perot Sellés »los jurados) mientras un verdadero enjambre de espectores se agolpaba en la marina (...) Después de recibir la visita de D. Serafín Centelles, conde de Oliva, se retiró a descansar. A las cinco de la tarde salió para la capital, largemente custodiado. Iban con él a más de los jurados, los oficiales reales (...) Al otro día se dirigió al palacio episcopal a saludar a la reina Germana, con quien le unían lazos de parentesco". 
    /tegoż "Francisco I en Valencia", "Bulletin Hispanique", tom 40, nr 3, 1938, s. 269-270/

     

    Z marszruty wynikało, że jednym z przystanków władcy francuskiego winien być zamek w Játiva, gdzie często osadzano co znaczniejszych więźniów, tymczasem trafił do pałacu w Benisanó. Stąd wielu autorów zbyt pochopnie uznało, że na pewno był tam osadzony w trakcie swej podróży (choćby Julia Pardoe w swej książce "The Court and Reign of Francis the First, King of France”, Philadelphia 1849). Tam odwiedził go poseł francuski zdążający do cesarza - Jean de Selve, prezydent parlamentu paryskiego. W swej relacji do regentki francuskiej relacjonował , że w okolicach Walencji są może trzy miejsca gdzie można tak dobrze zjeść jak u Franciszka, że jest on dobrze traktowany - po ludzku i z szacunkiem. I dodaje; chyba z pewną przesadą; że nic więcej mu nie brakuje prócz wolności.
    "... à trois lieus près Vallence faisant aussi bonne chère qu'il n'est possible, tant et si humainement traicté et honoré de ses gardes par la vollonté de l'empereur qu'il n'est possible de plus hormis la liberté".
    /A. Champollion-Figeac "Captivité de François Ier”, Paryż, 1847, s. 253; o więźniach w  Játiva: C.C. Sarthou "Los egregios prisioneros del castillo de Játiva", "Boletín de la Real Academia de la Historia", tomo 88, 1926 /

     

    Robert Jean Knecht:
    "At Guadalajara, he was lavishly entertained by the duke of Infantado, one of the principal Spanish grandees. Banquets, bullfights and other entertainments were staged in his honour, and among the gifts he received was a horsse with trappings worth more than 5,000 cucats. Francis also visited the famous university of Alcalá de Henares… ”.
    /tegoż "Francis I", Cambridge 2005, s. 175 /

     

    Po umieszczeniu Franciszka w madryckim Alkazarze kontrola nad nim stała się ściślejsza, jego jedyną rozrywką poza miejscem przetrzymywania miała być jazda na mule w towarzystwie eskorty. W Madrycie również nie trafił do lochów. Louis de Rouvroy (duc de Saint-Simon) był jedną z ostatnich osób mogących zwiedzać Alkazar - przed jego zniszczeniem, jeśli go Hiszpanie nie oszukali to pokój, w którym przetrzymywano królewskiego więźnia nie był zbyt duży ale nie było to jakaś ciemnica. Pokój wyposażono w stoły, łóżko , krzesła - skromne ale normalne wyposażenie. W tymże miejscu, król francuski przyjmował wizyty: emisariuszy cesarskich, posłów z Francji, członków rodziny, papieskich wysłanników jak i osoby nieszczególnie odwiedzające go w związku z bieżącą polityką. Takie, które chciały zobaczyć utytułowanego więźnia, i takie które chciał widzieć Franciszek dla przyjemności i rozwiania nudy.

    Reasumując, król jak najbardziej miał możliwości flirtowania, zwłaszcza że kapitan de Alarcón trzymający nad nim straż często często pozostawiał go z jego gośćimi sam na sam. Nie wiem skąd Williama Urban wziął tę "habsburską torturę" (to z jego książki pt. "Bayonets For Hire: Mercenaries at War, 1550-1789" pochodzi ów passus), chodziło chyba nie tyle o torturowanie władcy francuskiego odmawianiem mu skonsumowania flirtu tylko o zmiękczenie go uświadamiając mu co każdego dnia traci nie zgadzając się na warunki traktatu.


  2. W dniu 22.10.2020 o 10:55 PM, jancet napisał:

    Będę popierać tych dyskutantów, którzy twierdzą, że kiedyś było inaczej. 40 lat temu poczucie przyzwoitości było nader ważne. "Nie zrobię tego, bo tego robić nie należy". Nawet po pijaku to nieźle działało, choć nie bez wyjątków. A także "skoro rozrabiałem, to mnie wywalili" - i nikt nie wnikał, na jakiej podstawie prawnej.

     

    Trudno się nie zgodzić z pierwszą częścią tej wypowiedzi, faktycznie czterdzieści lat temu było inaczej, a jeszcze kolejne czterdzieści lat wcześniej - też było inaczej, zgodzę się również z ostatnią częścią wypowiedzi (: "i nikt nie wnikał, na jakiej podstawie prawnej"). Problem w tym, że rzadko wnikano również gdy: nie narozrabiałem. W PRL nie było możliwości powstania firmy zajmującej się ochroną mienia czy osób. To państwo miało monopol na tego typu działalność. Oczywiście, że byli ochroniarze i selekcjonerzy w szeregu klubach i podobnych przybytkach, niezależnie na jakich etatach tam byli zatrudnieni. 

    W zakładach szczególnie ważnych dla gospodarki mieliśmy Straż Przemysłową (która też była w różnych budynkach mieszczących różne instytucje państwowe), potem doszły do niej Straż Portowa czy Straż Bankowa, była Straż Pocztowa, no i wreszcie największa "firma" ochroniarska - ORMO. Dziś widok ochroniarzy nie jest niczym dziwnym w biurowcu, sklepie, zakładzie przemysłowym, banku, na parkingu, w klubie nocnym itd. itd. Po części przejęli zadania wspomnianych służb czy jak to wtedy nazywano: specjalistycznych formacji ochronnych. Jak wskazał sam jancet dość powszechny charakter sklepów doby PRL skutecznie utrudniał drobne kradzieże. Obecnie zatrudnianie ochroniarzy przez firmy często związane jest z kwestiami ubezpieczeniowymi i asekuracyjnymi.

    Trudno mi się jednak zgodzić, że ochroniarze nie byli tak potrzebni wówczas gdyż ludzie byli bardziej przyzwoici. Co prawda, jestem zdania że ludzkość coraz bardziej schodzi na psy, zarówno pod względem intelektualnym jak i etycznym, to jednak w czym innym bym upatrywał różnicę. W charakterze władzy. Jak milicjant walnął pałą (wcale nie mocno, ot tak by zaznaczyć kto jest kim) to mało kto decydował by się skarżyć u odpowiedniego komendanta. A przecież można było, tak jak dziś. Konia z rzędem kto pamięta choćby kilka doniesień z czasów PRL (w gazetach czy telewizji) o funkcjonariuszach milicji stających przed sądem za nadużycie siły czy z podobnymi zarzutami. Można się było poskarżyć, sądzić, napisać list do komitetu czy jakiejś redakcji, zwrócić się d komórki partyjnej, jakiejś struktury terenowej władzy. A jednak rzadko to robiono. Bo władza; pomimo prawa; była w zasadzie nieograniczona i zdawano sobie z tego sprawę.

     

    W dniu 22.10.2020 o 10:55 PM, jancet napisał:

    W zwykłych sklepach żadnej ochrony nigdy nie widziałem, ale trzeba pamiętać, że dominowała sprzedaż "zza lady". Może kiedyś usłyszałem od sprzedawczyni "jak się Państwo nie uspokoicie, to ja nie będę sprzedawać", co absolutnie wystarczało.

     

    A charakter tej władzy spływał też na dół, zatem pani ze sklepu też dzierżyła pewną władzę, w ekonomii wiecznych niedoborów (a tak było w PRL) co i rusz różnorakich produktów, to była całkiem spora władza. Po co pani w sklepie ochroniarz skoro mogła kontrolować ludzi w inny sposób? W kraju gdzie istnieje znacząca kontrola społeczeństwa i gdzie jest mniej wolności o wiele trudniej zaistnieć np. zorganizowanym grupom przestępczym, nie potrzeba też tylu ochroniarzy. Gdy w barze "Po wazonem" wykidajło walił w pysk nadto namolnego gościa to ten na ogół przyjmował to bez większych oporów. Bo wykidajło też był; na swym małym poletku; władzą. A z doświadczenia wiedziano wówczas, że z władzą się nie dyskutuje a jej działaniom nie opiera. No chyba, że się chce mieć prawie na bank poważne kłopoty.

     

    Co do ochrony typu BOR, to w czasie wizyt różnych oficjeli; zresztą tak jak dziś; wcześniej ustalano kto przejmuje ciężar podstawowej i bezpośredniej ochrony gościa - jego ludzie czy gospodarza. Andrzej Zaćmiński przeanalizował kwestię ochrony osobistej podczas dwóch wizyt Josipa Broz Tito w naszym kraju (w 1972 i 1975 r.). I tak, podczas pierwszej wizyty całość działań ochronnych realizowano na podstawie planu o kryptonimie "Avala"; trochę niezbyt kamuflującym - dodajmy. Co do szczegółów:

    "Otóż w 1972 r. ochronę osobistą otrzymało aż siedmiu członków delegacji jugosłowiańskiej: Tito i jego małżonka, Jakov Blazevic - przewodniczący Parlamentu Związkowego Republiki Chorwacji, Sergej Krajger - przewodniczący Parlamentu Związkowej Republiki Słowenii, Angel Ćemerski - przewodniczący КС ZK Macedonii, Stevan Doroniski - członek Biura Wykonawczego Prezydium ZKJ i Mirko Tepavac - Związkowy Sekretarz do Spraw Zagranicznych. W sumie do ochrony osobistej przydzielono 12-osobową grupę oficerów BOR, w tym adiutanta dla Tity, który był odpowiedzialny za jej działanie. Występował on w mundurze oficera Wojska Polskiego. Dla potrzeb grupy ochrony osobistej przekazano trzy samochody wyposażone w środki łączności, lekarza ze sprzętem medycznym oraz dokumentalistę filmowego i fotograficznego. Dla głównego gościa przeznaczono samochód marki Ził, zaś dla członków delegacji samochody Czajka i fiaty 125 p. Samochód marki Czajka otrzymała również żona prezydenta Tity, Jovanka Broz, dla której opracowano odrębny program.
    Każde z miejsc, w którym przebywali jugosłowiańscy goście, poza ochroną osobistą, zabezpieczały wyodrębnione siły i środki działające według wcześniej opracowanych planów. Były one niezwykłe liczne w przypadku tzw. miejsc publicznych. I tak na przykład 21 czerwca 1972 r., w czasie zwiedzania Domów Towarowych „Centrum” w Warszawie, które pracowały „normalnie”, użyto 892 funkcjonariuszy, z czego 447 znajdowało się wewnątrz budynku. Do ochrony osobistej Tity przydzielono aż 11 funkcjonariuszy, zaś 50 pozostawało w tzw. odwodzie operacyjnym.

    Znacznie mniejsze siły absorbowało zapewnienie bezpieczeństwa w zakładach pracy. Na przykład w czasie wizyty delegacji jugosłowiańskiej w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu wykorzystano 78 osób: 6 oficerów BOR, 12 funkcjonariuszy Wydziału II Komendy Stołecznej MO, 30 funkcjonariuszy operacyjnych Komendy Dzielnicowej MO, 20 członków ORMO oraz 10 osób na podjeździe. Oczywiście, liczba ta dotyczy tylko i wyłącznie obiektu, jakim był zakład. Nie obejmowała ona natomiast funkcjonariuszy ochraniających trasy przejazdu i towarzyszącej temu profilaktyki operacyjnej"

    /tegoż "Organizacja i zabezpieczenie wizyt Josipa Broza Tity w Polsce w latach 70. XX w.", w: "Polska i Jugosławia w XX wieku. Polityka - społeczeństwo - kultura", red. M. Pavlović, P. Wawryszuk, A. Zaćmiński, Bydgoszcz 2018, s. 213/

     

    Dla porównania, gdy wizytę Tity w Stoczni Gdańskiej na terenie samego zakładu zabezpieczało 260 osób, w tym m.in.: 120 pracowników SB, 60 - z ORMO i 50 członków aktywu społecznego, to podobna wizyta w tej stoczni szachinszacha Iranu - Rezy Pahlaviego zabezpieczana była przez 72 osoby, w tym 30 funkcjonariuszy SB, 30 członków ORMO i 12 straży przemysłowej.


  3. W dniu 13.12.2018 o 11:06 PM, jancet napisał:

    1. Pies

     

    Ponoć to pierwsze zwierze - przyjaciel człowieka. Udomowiono go 17-12 tys. lat temu, albo i wcześniej. Kto był jego przodkiem - przed laty toczono o tym zajadłe dyskusje. Może wilk, może szakal, może likaon, a może hiena. A za oceanem pojawiał się kojot.

     

    Badania genetyczne dają dziś nowy pogląd i jednoznaczne dowodzą, że pies jest blisko spokrewniony ze współczesnym wilkiem, a z innymi wymienionymi gatunkami słabo lub wcale. I do powszechnego obiegu przeszła informacja, że pies jest udomowionym wilkiem.

     

    Tymczasem wystarczy uważnie przeczytać wiki, nawet tą pl, żeby zobaczyć, że naukowcy wcale nie są co do tego zgodni, a nawet - w nauce jest to pogląd raczej odosobniony, o ile w ogóle istnieje. Dominuje pogląd, że psy jako podgatunek lub gatunek wyodrębniły się od wilka (a może od jakiegoś gatunku prawilka, który się rozdzielił na psy i wilki współczesne) wiele (może nawet ponad 100 tysięcy, może tylko kilka tysięcy) lat wcześniej, niż nastąpiło jego udomowienie

     

    Wiki jak to Wiki...

    jednak właśnie dominującym poglądem jest pochodzenie psów od wilków. Obecnie naukowcy skłaniają się do koncepcji wedle której nastąpiło udomowienie wilków w dwóch różnych obszarach geograficznych: w Azji i w Europie. Przy czym te europejskie znikły wyparte przez azjatyckie. Dzisiejsza populacja kundli w Europie to mają być psy z Azji, z drugiej fali migracyjnej. Przy czym populacja kundli; wbrew obiegowym opiniom; to nie mieszańce pod tym względem iż mają odrębną pulę genetyczną.

    Problemem jest zdefiniowanie pojęcia udomowienie, tu różne są koncepcje stąd i różne datacje. Rozsądek podpowiada, że nie ma jakiejś ostrej granicy tu były wilki a tu są psy i są to psy udomowione. Ścieżki wilka "dzikiego" i tego który coraz bardziej wiązał swą egzystencję z przebywaniem w pobliżu siedzib ludzkich rozchodziły się ewolucyjnie i bez wątpienia trwało to długi czas.

     

    W dniu 13.12.2018 o 11:06 PM, jancet napisał:

    I ten prapies już dziś dziko nie żyje. Często się podejmowano próby udomowienia wilka w czasach historycznych, także spontaniczne. Raczej nic z tego nie wychodzi. Nawet z literatury pięknej nie znam opisu sytuacji, w której ktoś oswoił wilka i wilczycę, następnie doczekał się tej pary potomków, które pilnowały jego obejścia

     

    I tylko nie wiem co ma wynikać z faktu, że prapies dziko nie żyje? Nie wiem też co ma wynikać z faktu, że na ogół nie udaje się oswoić wilka, otóż by cokolwiek udowodnić trzeba by taki eksperyment prowadzić przez tak długi czas jak szacowne jest rozejście się prawilka i prapsa. Schwytane dzikie lisy też na ogół nie staną się zwierzątkami domowymi, a jednak długotrwałe badania Dmitrija Bielajewa udowodniły, że można lisy udomowić. Przy czym ta socjalizacja zmieniała nie tylko zachowanie lisów (np. merdały ogonami na widok człowieka) ale też ich eksterier: częściej występowało i takich lisów: oklapłe uszy, ubarwienie w mieszanych kolorach, łaciatość. Przy czym np. zmiany w umaszczeniu pojawiały się w ósmym pokoleniu. Oczekiwanie by z wilków otrzymać w jednym pokoleniu całkowicie "udomowione" zwierzęta jest nieco niepoważne. Podobnie było z psami, tak przynajmniej twierdził np. Brian Hare zajmujący się badaniami nad inteligencją różnych zwierząt, autor książki "The Genius of Dogs", przy czym uważa on że np. hipoteza o udomowieniu wilków np. poprzez coraz ściślejsze współdziałanie podczas polowań nie jest prawdziwa, przy czym uważa on, że to nie człowiek udomowił wilka (czy prapsa), a raczej to wilk się niejako udomowił.

    "'Te pierwsze 'wiejskie psy' mogły być - jak to ma miejsce w wielu współcześnie żyjących społecznościach - ignorowane, od czasu do czasu zjadane, a niekiedy nawet traktowane za młodu jak domowi pupile. To nie ludzie postanowili udomowić wilki - wilki udomowiły się same. Pierwsza rasa psów nie powstałą w wyniku ludzkiej selekcji czy hodowli, lecz była skutkiem doboru naturalnego' - pisze Hare".

    /M. Rotkiewicz "Psi geniusz", Polityka", nr 22, 27.05.-2.06.2020, s. 53/

     

    Wiesław Bogdanowicz, kierownik Pracowni Technik Molekularnych i Biometrycznych MiLZ PAN, który kierował międzynarodowym zespołem zajmującym się badaniem genetycznym kundli na świecie:

    "Nie wiemy dokładnie, kiedy wyginęła populacja pierwszych psów, biorących swój początek bezpośrednio od wilków (...) Długo nie było wiadomo, gdzie znajduje się centrum pochodzenia psów. Różne hipotezy wskazywały na różne części świata: Azję, Europę lub Bliski Wschód. To dlatego, że by dwie fale migracji, w rezultacie których doszło do wymieszania się psów pochodzących z różnych okresów i miejsc. Najnowsze badania wskazują, że najprawdopodobniej udomowienie wilka miało miejsce zarówno w Europie, jak iw Azji. Oprócz tego ciągle mamy do czynienia z krzyżowaniem się wilków z psami. Na podstawie naszych badań ustaliliśmy, że hipotez dotycząca Bliskiego Wschodu jako centrum udomowienia wilków jest błędna, ponieważ pomijano w fakt dużego dopływu (na poziomie kilkunastu procent) wilczej krwi do miejscowej populacji psów (...) W naszych badaniach pokazaliśmy również, że ta druga fala migracji (od której wywodzą się nasze kundle) w którymś momencie rozeszły się: z Azji Wschodniej do Europy oraz na Bliski Wschód".

    /tegoż "Kundel brzmi dumnie", "ACADEMIA" Magazyn PAN, ,1/49/2017,  s. 23-24/

     

     


  4. 22 godziny temu, kszyrztoff napisał:

    Wiadomo co było  powodem operacji?

     

    Prawdopodobnie rak jelit.

     

    22 godziny temu, kszyrztoff napisał:

    Rzekomo miał on swoje źródło w tym że Składkowski miał odbić a następnie ożenić się z kobietą która wcześniej była narzeczoną Andersa.  Czy to prawda?

     

    Ja się jedynie spotkałem z informacją, że obaj o nią rywalizowali, nie znam przekazu by Petit Gosse (bo to chyba o nią chodzi?) była narzeczoną pułkownika Andersa.


  5. W dniu 2.10.2020 o 11:33 AM, Gryfon napisał:

    Niech kolega chwile pomyśli: jeśli ktoś bezzasadnie podważa ze coś zostało w danej książce napisane to co innego można zrobić niż go do niej odesłać?

     

    To, że: "bezzasadne" to chyba Gryfon powinien udowodnić, na razie mamy: bo tak napisał Ziemkiewicz. Dla mnie to za mało.

     

    W dniu 2.10.2020 o 11:33 AM, Gryfon napisał:

    Poza tym przecież nie każe w tym celu czytać nikomu całej książki a jedynie ostatni rozdział!

     

    Fakt.

    To powinien być nowy trend wydawniczy, bardzo to ekologiczne i jakaż oszczędność czasu - wydawane są  tylko ostatnie rozdziały, czytamy podsumowanie i wszystko wiadomo.

    Tak przy okazji, czy w szkole nie uczono Gryfona o czasownikach osobowych? W życiu codziennym Gryfon też powiada: ja piere, ja robie...?

    Czas może podciągnąć się w używaniu języka polskiego by nie być na bakier z regulaminem.

     

    W dniu 14.10.2020 o 3:19 PM, Gryfon napisał:

    Jest jedna rzecz która sprawia że teoria Ziemkiewicza jest dla mnie bardzo przekonywująca. Jest to wysokość strat które poniosły obie walczące strony podczas kampanii Wrześniowej:  Niemcy straciły w tedy 16 tysięcy żołnierzy, a Polacy jedynie 70 tysięcy poległych. Tak niskie straty mogą świadczyć tylko o jednym:  Armia Polska wcale nie została pokonana w walce, ona została jedynie wymanewrowana przez o wiele bardziej zmechanizowany Wermacht

     

    A jak liczył Gryfon te straty: w liczbach bezwzględnych czy w proporcjach?

    Nie bardzo rozumiem co napisał Gryfon, polska armia; jeśli wierzyć tym liczbom; straciła przeszło cztery razy tyle co armia niemiecka, ale to nie w bitwach a w wyniku wojny manewrowej?

    A co to za różnica, dla tych zabitych i dla możliwości dalszej obrony?


  6. Nie.

    Pomijając wątpliwości czy faktycznie dochodziło wówczas do szerokiego społecznie zatrucia i jak miałoby to się przełożyć na upadek państwa, to nie jest to dowód na empiryczność nauk historycznych. Na podstawie doświadczenia; jak najbardziej empirycznego w rozumieniu dosłownym a nie filozoficznym; można stwierdzić, że ołów ma negatywny wpływ na zdrowie człowieka. Na podstawie znalezisk archeologicznych wiemy, że dawni Rzymianie używali m.in. ołowianych elementów w swej infrastrukturze wodociągowej. Można zatem domniemywać, że miało to wpływ na ich zdrowie. I tyle. Nie jesteśmy w stanie empirycznie badać społeczności starożytnej bo ta nie istnieje, zatem nie istnieje przedmiot badań. W naukach historycznych możemy wykorzystywać badania empiryczne co nie zmienia charakteru samych nauk historycznych. Nie należy mylić narzędzi z charakterem danej nauki.


  7. W dniu 15.06.2008 o 9:25 PM, Paweł1 napisał:

    Ponoć cenzura wstrzymała Sławojowi pierwsze wydanie, dzień po tym jak książka była już w sklepach.

    Słyszałem również, że Sławoj prowadził skrupulatny dziennik (...)

     

    W dniu 15.06.2008 o 12:10 PM, Paweł1 napisał:

    W sumie Gnomie to nic dziwnego. Sławoj faktycznie spektakularnych zasług na swym kącie nie posiada

     

    Tak po prawdzie nie wiadomo czy to "cenzura" wstrzymała sprzedaż, faktem jest że książkę początkowo wycofano z księgarń i faktem jest jest również, że w 1936 r. książka miała co najmniej trzy dodruki. W informacjach prasowych z tego okresu Agencja "Press" podawała, iż wycofanie nastąpiło po protestach koła legionistów Pierwszej Brygady, którzy mieli uznać, że książka jest... "nie na czasie". kolejne dodruki oznaczają, że książka ostatecznie była jednak w sprzedaży, a całemu temu zdarzeniu pikanterii dodaje fakt, że wydawcą książki był Instytut Józefa Piłsudskiego Poświęcony Badaniu Najnowszej Historii Polski.

     

    Tak przy okazji pewna kwestia językowa, otóż "Sławoj" to nie człon nazwiska tylko jedno z imion, zatem gdy ktoś napisał np.: "Sławoj prowadził..." to tak jak by w temacie o Piłsudskim ktoś napisał: "Józef prowadził...". Już zupełnym horrendum jest napisać: "Sławoj-Składkowski", co zdarzyło się nawet na tym forum niejakiemu secesjoniście... :(


  8. 1 godzinę temu, euklides napisał:

    Przecież historia opisuje zjawiska społeczne, polityczne, ekonomiczne, prawne, ustrojowe, problemy zarządzania, sztukę i to pewnie nie koniec. A to nie są zjawiska empiryczne?

     

    Nie są.

    Proszę na podstawie empirycznej metodologii udowodnić i opisać upadek Rzymu.

     

    Tak w punktach - za każdym razem posługując się empirycznymi dowodami.


  9. W dniu 18.10.2020 o 12:57 PM, euklides napisał:

    Jeżeli już bawimy (jak to nazwałeś) się historią to trzeba pamiętać że jest to jednak nauka empiryczna

     

    Nauki historyczne nie są empiryczne, skąd to wziął euklides?

     

    W dniu 18.10.2020 o 12:57 PM, euklides napisał:

    Zatem musimy się opierać na realiach z niej wynikających. I choć nic o tym nie wiadomo to można założyć że ktoś w Starożytnym Rzymie wynalazł czcionki bo ani intelektu im do tego nie brakowało ani zmysłu technicznego (przecież znali ołów, lutowanie itp)

     

    I opierając się na tych realiach do jakiego wniosku empirycznego dochodzimy?

     

     

     

     


  10. W dniu 26.08.2012 o 6:30 PM, Mariusz 70 napisał:

    Oryginalna ksiazka poswiecona zyciu i tworczosci Sergiusza Piaseckiego:

    Ewa Tomaszewicz "Gwiazdy Wielkiej Niedzwiedzicy.Kobiety w zyciu i tworczosci Sergiusza Piaseckiego".

    Wydalo LTW w szacie zaskakujaco starannej.Sztywna okladka,przyzwoity papier i kolorowa wkladka na kredzie zawierajaca ladne reprodukcje portretow Piaseckiego autorstwa Witkacego,zdjecia literata i jego zony,kilka dokumentow ,korespondencje z rodzina,jego prace malarskie z lat 1942-44,pamiatkowe drobiazgi.

    ielkiej-niedzwiedzicy--opr-twarda

     

    W dniu 9.04.2012 o 12:07 PM, Mariusz 70 napisał:

    Tutaj wyjatkowo moim zdaniem udany biogram literata ze zwyklej Wikipedii:

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Sergiusz_Piasecki

     

     

    Czego nie przeczytamy u pani Ewy Tomaszewicz i czego nie przeczytamy w Wikipedii?

    Piasecki był śledczym w rosyjskiej policji(według jego relacji) a potem był zwykłym posterunkowym w policji Litwy Środkowej (wedle dokumentów), funkcja ta mu nie bardzo leżała zatem złożył wniosek o przeniesienie do służby śledczej. Gdzie nie został przyjęty. A ostatecznie został  policji zwolniony.

    Ot, taki drobiazg.


  11. I jakie to wnioski wysnuł z tych dwóch sytuacji umieszczonych w całkiem innych czasach? Co to ma do ochroniarzy?

    Ja widzę to tak: za czasów "komuny" wizyta wielu oficjeli sprawiła niewielkie perturbacje w ruchu samochodów i pieszych, a za wizyty w III RP to już było horrendum.

    I jak najbardziej słusznie. Znaczy: paskudni kapitaliści potrzebują znacznie więcej środków ochrony a jak jak był nasz świetny rząd czasów PRL to nie było takiej potrzeby?

    Jak przyjeżdżali terroryści to też mieli całkiem wolną drogę. 


  12. Jakkolwiek wątek może być pokręcony staje się nim bardziej gdy kszyrztoff odpowiada kszyrztoffowi...

     

    W dniu 30.09.2020 o 4:37 PM, kszyrztoff napisał:

    Ale co mam czytać?  

    2. Ten wątek jest "pokręcony" bo  można  odnieść wrażenie z treści protokołu polsko-francuskich rozmów sztabowych że jedyne do czego Francuzi się zobowiązali to działania ofensywne o ograniczonych celach (a nie ofensywa)

     

    No to proszę zacytować te ustalenia traktatowe.

    Bo rozmowy sztabowe to nie traktaty.


  13. Trudno się nie zgodzić z Bruno w kwestii tego rodzaju kategorii pisarzy czy badaczy, ja też mam kilku ulubieńców co to wymyślają fakty bądź jednostronnie je naświetlają, czasem nawet świadomie łżą jak z nut, a czyta się ich wspaniale, a i ich wnioski pomimo tych uchybień bywają; jak dla mnie; prawdziwe. Warto jednak nieco bliżej przyjrzeć się tworzeniu tego państwa i jego systemu politycznego, bo wciąż kryje się w nich wiele zagadek.

    Kapuściński jest dobrym wyjściem do próby prześwietlenia początków Liberii, on sam od opisu od "mordu założycielskiego", że się tak wyrażę, czyli Stocktona terroryzującego władcę jednego z ludów by podpisał traktat o sprzedaży ziemi i zgodzie na osiedlenie. Na anglojęzycznej Wiki można przeczytać, że takie zdarzenie opisano tylko w jednym przekazie, jakoś na razie nie udało mi się odnaleźć - kto był twórcą tego przekazu. Bodajże najstarsze wzmianki o tego typu zawarciu kontraktu to relacja Samuela J. Bayarda z ok. 1856 roku. Zatem dość późna. Przy czym w raportach Stocktona nic o tym nie wspomniano, w raportach Eli'ego Ayresa - też.

    To kiedy "wyciągnął ów pistolet": w 1821 r. czy raczej w 1822 r.?

    To chyba dość istotne.

     

    W dniu 27.09.2020 o 10:26 PM, secesjonista napisał:

    za sześć muszkietów i skrzynkę paciorków

     

    Nie wchodząc w ocenę tego typu transakcji bo w sumie wiadomo, że rodzime ludy zawsze na tym traciły, to przecież nie jest czymś trudnym poznać ów akt; i Kapuściński musiał go znać; a tam stało:

    "in consideration of so much paid in hand viz: six Muskets, one box Beads, two hogsheads Tobacco, one cask Gunpowder, six bars Iron, ten irons Pots, one dozen Knives and Forks, one dozen Spoons, six pieces blue Baft, four Hats, three Coats, three pair Shoes, one box Pipes, one keg Nails, twenty Looking-glasses, three pieces Handkerchiefs, three pieces Calico, three Canes, four Umbrellaa, one box Soap, one barrel Rum, and to be paid, pieces Cloth, six bares Iron, one box Beads, fifty Knifes, twenty Looking-glasses, ten iron Pots diffirent sizes, twelve Guns, three barrells of Gunpowder, one dozen Hats, one dozen Knives and Forks, twenty Hats, five casks Beef, five Tumblers, and fifthy Shoes - FOR EVER CEDE and relinquish the above described Lands...".

    /S.E. Holsoe "A Study of Relations between Settlers and Indigenous Peoples in Western Liberia, 1821-1847", "African Historical Studies", Vol. 4, No. 2 (1971), s. 357/


  14. 2 godziny temu, Gryfon napisał:

    W rzeczywistości Francuzie I Anglicy nie zaatakowali Hitlera w 1939 głównie dlatego że bali się że w odwecie jego nowy sojusznik Stalin posłał by Armię Czerwoną do ataku na ich kolonie położone na kontynencie Azjatyckim

     

    A jak Stalin miałby bezpośrednio zaatakować Indie czy Indochiny? To konkretnie o które kolonie chodziło: tak z nazwy.

    Może nam Gryfon przedstawić na jakich materiałach źródłowych opiera się, że była taka obawa pośród Francuzów i Anglików?

     

    2 godziny temu, Gryfon napisał:

    po upadku faszystowskich żadów w Rumuni, Węgrzech, Austrii, Czechosłowacji i Polsce sytuacje stabilizować będą właśnie jego wojska

     

    Może objaśnić nam Gryfon, tak z nazwiska jacy to faszyści rządzili w tych dwóch ostatnich krajach?

    Forma: "żad" zamiast: "rząd" nie jest zbyt popularna na tym forum. Może zamiast tryskać kolejnymi pomysłami na alternatywne wersje historii warto popracować nieco nad formą przekazu.

     

    20 godzin temu, secesjonista napisał:

    Czyli: kiedy?

     

    Doczekamy się odpowiedzi, czy tylko tak Gryfon wymyśla sobie różne scenariusze w próżni bezczasowości i niewiedzy?


  15. Połowa jeśli nie więcej z tego co napisał pan K. Janicki to konfabulacja, przy czym nie zadał sobie nawet trudno sprawdzenia w co wedle kroniki mnicha G. - na której się opierał, grał Otton i Ezzon. Otóż nie grali oni w kości. Przy czym sam Janicki stwierdza, że w tej kronice jest wiele nieprawdy ale nie podaje dlaczego owa gra miała być akurat prawdziwą. Taka "historyczna" sensacyjka by sprzedać książkę. Opowieść o tym jak to Ezzon był nikim znaczącym jest już nieco śmieszna i kuriozalna, wystarczyło sprawdzić do jakich ziem jego rodzina mogła rościć pretensje.


  16. Cytuj

    Ciekawie pisał o tym R. Kapuściński

     

    Ach ten Kapuściński...

    z chęcią poznałbym na podstawie czego tworzył Kapuściński swe notatki o Liberii. Zaczyna on swą opowieść o powstaniu tego państwa od historii jak to Robert Stockton co przyłożył pistolet do skroni króla Petera i w ten sposób wymusił na nim sprzedaż ziemi pod przyszłą kolonię, tam gdzie stanęła potem Monrowia.

    "wymusił na nim sprzedaż - za sześć muszkietów i skrzynkę paciorków - ziemi, na której owo towarzystwo amerykańskie zamierzało osiedlić tych niewolników z plantacji bawełny (głównie ze stanów Wirginia, Georgia, Maryland)".

    /tegoż "Heban", Warszawa 1999, s. 251/

     

    Otóż w tej opowieści niewiele się zgadza, jak to u Kapuścińskiego - na potrzeby narracji nieszczególnie przejmował się badaniem faktów.

    A co się nie zgadza, bądź co jest dyskusyjne?

     


  17. W dniu 22.09.2020 o 8:12 PM, kszyrztoff napisał:

    Jak należy rozumieć tytuł wątku: " Alianci dotrzymują zobowiązań" ?  Tekst wątku nie tłumaczy ani o jakie zobowiązania chodzi ani wobec kogo złożone

     

    Tekst wątku; pomijając koszmarną gramatykę i ortografię; jak najbardziej to tłumaczy. Skoro w pierwszym zdaniu mowa jest o kampanii wrześniowej można się łatwo domyśleć, że chodzi o zobowiązania wobec Polski.

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:40 PM, Gryfon napisał:

    Z pozytywnych skutków należy jednak odnotować że skoro wojna skończyła się o wiele szybciej

     

    Czyli: kiedy?

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:40 PM, Gryfon napisał:

    Efekt w sumie będzie dość podobny jak w rzeczywistości z tym tylko że strefa okupacyjną Radzieckiej będzie trochę większa bo oprócz terenów w rzeczywistości tworzących NRD  w jej skład wejdzie również Bawaria i całą Austria

     

    A niby dlaczego? Chodzi mi o tę Austrię i Bawarię.


  18. "Popijanemu" to rzeczywiście zdarzyć się mogą przeróżne wypadki, choćby: "Konstanty i", to chyba powinien być w tytule Konstanty "a" a uwzględniając tradycję Księstwa Włodzimierskiego, to: "b"?

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:45 PM, Gryfon napisał:

    Ten moim zdaniem zachowa się zupełnie inaczej owszem wykorzysta okazję zajmie Księstwo Warszawskie

     

    Konstrukcja: "inaczej owszem" wydaje się, jak dla mnie, mocno zawiła. Jeśli zajął Księstwo Warszawskie to nie postąpił: "inaczej".

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:45 PM, Gryfon napisał:

    nie będzie widział żadnego powodu żeby żeby kosztem życia rosyjskich żołnierzy  walczyć o nieodległość któregokolwiek z państw Niemieckich

     

    Walka o: "nieodległość" to faktycznie rozsądna decyzja - ta zmienia się jedynie wraz z granicami imperium, czy faktycznie jednak Aleksander walczył o niepodległość niemieckich krajów?

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:45 PM, Gryfon napisał:

    a tym bardziej walczyć aż do abdykacji Cesarza Napoleona

     

    Tylko skąd ta abdykacja, skoro nie ma wojny, nie ma pewnie i Waterloo i konsekwencji politycznych tej bitwy.

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:45 PM, Gryfon napisał:

    a Prusy wschodnie wcieli bezpośrednio do Imperium Rosyjskiego, tworząc w ten sposób bufor

     

    Skoro stają się one częścią imperium rosyjskiego to niby jak mają być buforem?

    A Prusy to niby przyglądają się temu bezczynnie?

     

    W dniu 22.09.2020 o 12:45 PM, Gryfon napisał:

    Ten moim zdaniem zachowa się zupełnie inaczej

     

    A może nam objaśnić Gryfon na czym opiera swe zdanie?


  19. Siłą rzeczy więcej wiemy o królewskich czy magnackich stołach, stąd ciekawsze są wzmianki dotyczące szlachty stojącej znacznie niżej. Z 1638 r. zachował się kontrakt (podany w Encyklopedii Z. Glogera) pomiędzy szlachcicem Drohojowskim i mieszczaninem Janem Mirusem a burmistrzem bełżeckim Nemoreckim. Drohojowski umieścił na stancji u burmistrza dwóch synów z pedagogiem a mieszczanin Mirus syna i synowca. W kontrakcie uszczegółowiono kwestię wiktu:

    "Aby w niedzielę, w poniedziałek, wtorek, czwartek beła zawżdy na jedne osobę sztuka mięsa rosła i niechuda. W drugiej potrawie albo kapłun ma być do korzenia na sześć tylko osób dany, albo jeśli cielięcina do korzenia też, tedy sztuki spore na jedne osobę, także niechude mają być. Trzecia potrawa jarzyna, albo marchew, albo rzepa na świeżym mięsie ma być, którego na sześć osób powinno być, trzy sztuki rosłych, tłustych, żeby, rozdzieliwszy po pół sztuki, każdej osobie się dostało, ażeby jarzyna tłusta była uczyniona. Czwarta potrawą ma być jarzyna druga, albo kapusta kwaśna na słoninie, albo zielona także na słoninie, albo groch także ze słoniną, ale żeby słonina nie była żółta, ale chędoga. Ser ma być zawżdy postawiony, jak do obiadu, tak do wieczerzy, z którego jeść mają do upodobania. W niedzielę jednak i w święta zawżdy ma być piąta potrawa pieczysta, albo kapłun, albo gęś pieczona, albo cielęca pieczenia, albo wieprzowa, według czasu i okkazyej. A w chwalebne Święta Uroczyste mają też jeszcze osobność swoję mieć zawżdy nadto, według czasu i obyczaja. Wieczerza w też dni wyżej mianowana ma być pieczenia dostatnia, aby sześć sztuk mogło być z niej dobrych na sześć osób. Druga potrawa jarzyna, pod nią trzy sztuki mięsa, także rosłe, tłuste. Trzecia potrawa kasza, aby jej na sześć osób było dosić, na mięsie omaszczona dobrze. We srzodę zasie, w piątek, w sobote, aby ryb na osobę było dwie dzwonie, albo mięsa sztuka rosła, tak jako w insze dni wyżej mianowane. Druga potrawa jarzyna z masłem, aby jej beło dosić na sześć osób. Trzecia potrawa z nabiałem także, aby jej beło dosić na sześć osób. Wieczerza w też dni ma być: pierwsza potrawa jajec smażonych, albo warzonych, na osób trzy abo na to miejsce co inszego. Druga potrawa ciasta aby na sześć osób było dosyć. Piwa do obiadu i do wieczerzy i między obiadem a wieczerzą według pragnienia, co będzie potrzeba, dawać. Podwieczorek takim sposobem ma być: albo chleb z masłem, albo kiełbasę upiec ze trzy, albo usmażyć bigosu jakiego, albo cokolwiek takiego temu podobnego. Śniadanie według zdania Pana Pedagoga, aby według potrzeby było dawane".

    /podaję za: A. Kwapisz-Kulińska "Sto smaków Aliny", "Golonka i niby wszystko jasne"; tekst dostępny na stronie: studioopinii.pl/

     

    W skrócie, wypis z tego dokumentu pojawia się również w książce kucharskiej Tadeusza Żakieja "W staropolskiej kuchni i przy polskim stole" (książkę wydał pod pseudonimem: Maria Lemnis i Henryka Vitry; Wydawnictwo Interpress, Warszawa 1986, s. 117), tyle że autor pominął mieszczańską stronę kontraktu. Stąd napisane u niego: "ciasta na sześć osób" przeznaczone dla trzech osób to jednak inna proporcja niż ciasta przeznaczone dla pięciu osób.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.