Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez secesjonista


  1. W dniu 17.11.2020 o 1:15 PM, saturn napisał:

    śpiewany przez Poline Gagarine,

     

    Rzeczona pieśniarka mogła by się zdziwić jak brzmi jej nazwisko i imię, skąd to wziął saturn?

     

    W dniu 28.11.2020 o 4:06 PM, Tomasz N napisał:

    Na drzewach siedzi wróg, w domach, w piwnicach, w ruinach

     

    I mamy wierzyć czy zdewaluować?


  2. Ten ostatni przykład to raczej nie był mezalians, podobnie jak przywołana przez gregskiego - Krystyna Rokiczanka. Ten drugi afekt traktowany był jako związek morganatyczny, a co do Gertrudy... Teodor Potocki ożenił się z siostrą nieszczęsnej Gertrudy - Kordulą, familia nie miała nic przeciw. Związek Potockiego z Gertrudą nie był raczej traktowany jako mezalians, tylko jako związek który nie przyniósł odpowiedniego mariażu majątkowego. Gdyby się związał z mieszczką to już można mówić o mezaliansie. Hrabiego na Liptowie niewiele dzieliło od starosty robczyckiego i bełskiego.


  3. W dniu 20.11.2020 o 10:50 PM, jancet napisał:

    Nie, jest poza wszelką wątpliwością, że termin "wikidajło" powstał wcześniej, niż film "Psy"

     

    A ja pozostanę przy swym zdaniu, proponuję dociekliwiej przyjrzeć się mej odpowiedzi, bo ta nie dotyczyła istnienia pewnego terminu przed emisją filmu "Psy", dotyczyła:

     

    W dniu 16.11.2020 o 8:50 PM, jancet napisał:

    pewnie przed I wojną i słowo już było używane

     


  4. W dniu 2.12.2020 o 7:06 AM, Tomasz N napisał:

    Ciekawy przyczynek do kogutów wnosi artykuł w "Inżynierze Budownictwa" o piorunochronach. Wg niego kogut na dachu symbolizował zaparcie się świętego Piotra. Ale wyszedł z tego i inny aspekt. Kogut na krzyżu zmieniał gęstość ładunku w górnym ramieniu krzyża, zmniejszając tzw efekt ostrza. Stąd, jak zaobserwowano, w takie kościoły rzadziej waliły pioruny.

     

    Może i ciekawy, tylko skąd ów pan powziął tę myśl o takiej symbolice?


  5. Dokładnej to raczej nikt nie zna, ale o szacunki to już łatwiej. Można je odnaleźć choćby w tekście Keitha E. Bonna "The NORDWIND Plan to Destroy the 100th Infantry Division" (dostępnym na stronie The George C. Marshall Foundation) czy w broszurze "Ardennnes-Alsace" Rogera Cirillo (dostępnej na stronie U.S. Army Center of Military History).

     


  6. Cóż, jakoś nie jestem przekonany by nawet najbardziej przekonujące przemówienie miało zapobiec panice, co innego zagrzewanie do boju a co innego sytuacja grożąca wybuchem paniki.

     

    22 godziny temu, euklides napisał:

    Jedna wersja mówi że 27 marca 1796 roku w Nicei. W niej nie ma nic o butach (bo chyba o to chodzi z tą musztrą). 

     

    W mym pytaniu o musztrę nie chodzi ani o przemowy ani tym bardziej o buty, nie wiem skąd ten drugi pomysł.

     

    Na pierwszy rzut oka na współczesnym polu walki (tak gdzieś od pierwszej wojny światowej) umiejętności nabyte podczas musztry rzadko są przydatne, pomijając oczywiście nawyk wspólnego i jednoczesnego wykonania rozkazu. Historyk William McNeill nie zdążył napisać doktoratu gdy został w 1941 r. powołany do armii. Wspominał jak kazano jemu wraz z innymi świeżo upieczonymi rekrutami codziennie ćwiczyć musztrę. Początkowo uważał, że w ten sposób starano się jedynie wypełnić im czas do momentu gdy zostanie dostarczona im broń, której wówczas nie było w bazie. Gdy jego grupa doszła do wprawy i synchronizacji McNeill zaczął odczuwać coś na kształt odmiennego stanu świadomości, widział siebie jako coś większego niż jego życie, a sama musztra jawiła mu się jako rytuał. Te doświadczenia sprawiły że potem postanowił się bliżej przyjrzeć podobnym praktykom a efekt swych badań zawarł w książce "Keeping Together in Time: Dance and Drill in Human History".

    "Marching aimlessly about on the drill field, swaggering in corfomity with prescribed military postures, conscious only of keeping in ste so as to make the next move correctly and in time somehow felt good. Words are inadequate to describe the emotion aroused by the prolonged movement in unison the drilling involved. A sense of pervasive well-being is what I recall; more specifically, a strange sense of personal enlargement; a sort of swelling out, becoming bigger than life, thanks to participation in collective ritual".

    /tegoż "Keeping Together...", Harvard Univ. Press, Cambridge, Massachusetts 1995s. 2/

     

    McNeill uważał musztrę synchroniczną i takież maszerowanie za jedną z istotniejszych innowacji w wojskowości, na bazie swych badań wysnuł hipotezę o tworzeniu więzi poprzez ruch (muscular bonding) - wspólnego wykonywania zsynchronizowanych ruchów, która miała wyewoluować na długo przed udokumentowanymi historią wyłączania "Ja" i tworzenia prowizorycznych superorganizmów. Superorganizm to rodzaj ludzkiego roju, powstać w nim może więź pozwalająca nie dbać o własne życie. McNeill analizując wspomnienia i wyniki badań doszedł do wniosku, że najsilniejszą motywacją skłaniającą ludzi do ryzykowania życia była więź wobec towarzyszy broni. Przywołuje wspomnienia innego żołnierza - Jesse'go Glenn Graya (zawartych w "The Warriors: Reflections on Men in Battle"). Gray relacjonował jak to "ja" zamieniało się w "my", a żołnierz uzyskiwał rodzaj nieśmiertelności, można było upaść, ale nie umrzeć, gdyż to co w nim prawdziwe, będzie żyć w jego towarzyszach.

    "Many veterans who are honest with themselves will admit, I believe, that the experience of communal effort in battle, even under the altered conditions of modern war, has been a high point in their lives (...) We feel earnest and gay at such moments because we are liberated from our individual impotence andd are drunk with the power that union with our fellows brings. In moments like these many have a vague awareness of how isolated and separate their lives have hitherto been and how much they have missed by living in the narrow circle of family or a few friends. With the boundaries of the self expanded, they sene a kinship never before. Their "I" passes insensibly into a "we", "my" becomes "our", and individual fate loses its central importance...".

    /tegoż "The Warriors...",  Harper & Row, New York - Hagerstown - San Francisco - London 1970, s. 44-45/


  7. W dniu 11.02.2021 o 12:58 AM, jakober napisał:

    Autor twierdzi, że w latach 1945 - 1950 Polska wyeksportowała do ZSRR i państw bloku wschodniego 100 mln ton węgla. Cena rynkowa węgla osiagała według niego 20$/t. Stąd twierdzi, że Polska powinna zarobić 2mld $. 

    Dalej twierdzi, że do ZSRR Polska eksportowała węgiel za 1,25$/t. 

    Po czym przedstawia zestawienie, wg którego wartość potencjalna przy cenie 20$/t przy 100 mln ton to 200 mld $(????), w porównaniu 1,25$/t przy 100 mln ton do ZSRR to 2 mld $ (????)!!!!!

     

    Chyba jednak jakober niezbyt dokładnie obejrzał i wysłuchał ten filmik, w nim jest: 100 mln ton po kursie 20 $ to 2 miliardy, te 200 miliardów to już po uwzględnieniu inflacji, na dzisiejsze pieniądze.

     

     


  8. W dniu 9.12.2020 o 10:07 PM, jancet napisał:

    No tak. Dostępność bryków, streszczeń i filmów, bo na podstawie większości lektur coś tam nakręcono, podważa ogólnie sens lektur obowiązkowych

     

    Nie podważa, ani sensu lektur, ani sensu lektur obowiązkowych. Nie jest też prawdą, że większość lektur została nakręcona.

    Nie wiem jak istnienie bryków i ekranizacji podważa sens lektur obowiązkowych, uznaję że jest to pewna retoryczna figura janceta, zwłaszcza że nie podejrzewam by jancet nie wiedział o badaniach wskazujących na całkiem inną recepcję tekstów w postaci "papierowej" i filmowej, czy popularnej dziś formy bryku w postaci "video" wrzuconego na jakiś kanał filmowy.

    Badania są dość jednoznaczne: papierowa wersja zmusza do większego skupienia, tekst jest czytany wolniej ale jest lepiej zapamiętywany.

     

    W dniu 9.12.2020 o 10:07 PM, jancet napisał:

    Moja siostra

     

    I co z tego wynika? To: że jancet świetnie relacjonował tekst i sens danej lektury czy to że nauczyciele w tej szkole dawali się prześlizgnąć obibokom?

    Lektury czyta się by poznać istotną dla danej epoki: stylistykę, rodzaj tematu, sposób wyrażania i nie zastąpi tego doświadczenia i bryk (pisany) czy filmik na youtube.

     

    W dniu 4.12.2020 o 12:03 PM, gregski napisał:

    Te lektury czytają nieliczni.  Reszta przeleci na przerwie jakieś opracowania znalezione w necie.

    No to po co?

     

    Takim co to: "przelecą..." warto zaproponować wyjście do kina, a w zamian zaserwować im kilka opinii o filmie z netu. Będą zadowoleni?

     

     


  9. W dniu 15.11.2020 o 5:42 PM, Tomasz N napisał:

    Fajne OT się zrobiło. Może osobny temat ?

     

    Tylko o czym, o strzelcach drzewnych we wrześniu 1939 r. czy o strzelcach drzewnych w czasie drugiej wojny światowej?

     

    Rosyjskojęzyczna Wiki; jak to rzadko bywa; akurat o fińskich "kukułkach" dość rzetelnie zrelacjonowała tę kwestię. Ani snajperów nie było tak wielu, a tych strzelców z drzew to już jak na lekarstwo, pomijam tych co to mieli się przykuwać (bądź byli przykuwani) bo to już szczyt propagandy radzieckiej. Mit fińskich snajperów, a zwłaszcza tych to mieli strzelać z drzew to poniekąd efekt strat jakie ponosiła armia radziecka. Nie można było ogłosić, że to efekt złej odzieży - utrudniającej poruszanie się w śniegu, efekt tego, że Finowie znacznie częściej sięgali po odzież maskującą. W zasobach Biblioteki Aleksandra S. Gribojedowa, mieszczącej się w Petersburgu, zachowały się pocztówki wykonane ze zdjęć propagandowych wykonanych na początku wojny, ale ukazały się się dopiero podczas wojny kontynuacyjnej. Można na nich zobaczyć całe oddziały Rosjan w stosownie białym kamuflażu, co niezbyt oddawało rzeczywistość.

    Początkowo radziecka armia składała się w dużej części z rezerwistów, gdyż uważano że konflikt nie potrwa zbyt długo. A uzupełnienia tworzono np. z Tatarów, którzy chyba nieszczególnie dobrze mogli się odnaleźć w warunkach fińskiej zimy. Przy tym radzieccy towarzysze strzelili sobie w stopę, oto jeden z wywiadowców Julis Grodis wykonał plany fińskich umocnień. Co z tego skoro został uznany za szpiega i trafił do obozu, a jego plany przepadły w archiwach.

    Współcześnie; w różnych publikacjach rosyjskich; dość powszechnie fińskie "kukułki" traktuje się jako mit, efekt strachu. A strach był tak duży, że powstawały specjalne propagandowe plakaty i odezwy namawiające radzieckich żołnierzy by nie bali się wchodzić do lasu.

    /za: J. Mallinen, P. Korhonen "Näin venäläinen historialehti kertoo talvisodasta: Sota oli perusteltu, koska Suomi ja Natsi-Saksa olivat menossa kimppaan"; gdzie znajdziemy  m.in. omówienie specjalnego numeru radzieckiego pisma "Ваш тайный советник" (nr 7, 2019) poświęconego głownie wojnie zimowej i historii Finlandii; tekst dostępny na stronie: seura.fi/

     

     

    Pani Arja Paananen , stypendystka Fundacji Helsingin  Sanomain na petersburskim Europejskim Uniwersytecie, dzieli się ze swymi fińskimi rodakami różnymi wrażeniami z życia rosyjskiego miasta. W notce "Talvisodan aikana syntynyt legenda suomalaisista kiertää yhä kauhutarinana Venäjällä" przedstawiła pokrótce omówienie trzech rosyjskich wystaw poświęconych wojnie zimowej (z okresu 2019/2020). Największą z nich zlokalizowano w Wojskowo-Historycznym Muzeum Artylerii, Wojsk Inżynieryjnych i Łączności w Petersburgu "К 80-летию со дня начала Советско-финляндской войны", autorka uznała wystawę; jak na warunki rosyjskie; za całkiem obiektywną, co więcej jej autorzy opis zaczynają od konstatacji, że ów konflikt był zapomniany w ZSRR ("В музее открылась выставка, которая позволяет по-новому взглянуть на события военного конфликта, о котором долгое время после его окончания старались не вспоминать и делать вид, как будто ничего не было"), przy czym tytuł wystawy wciąż powiela inne mity, za sprawą cytatu z wiersza Aleksandra Twardowskiego: "Там, за той рекой Сестрою, На войне, в снегах по грудь…". Autorzy wystawy jednoznacznie wskazują na początkowe braki w wyposażeniu, i jego nieodpowiedniości:

    "... в одной из витрин представлен зимний комплект одежды красноармейца, состоящий, в том числе из серой суконной шинели и зимнего шлема, т.н. буденовки образца 1927 г., который все еще использовался в войсках в качестве головного убора.  К сожалению, очень быстро обнаружился вред от такого обмундирования – длинные шинели мешали быстро двигаться, а буденовка не спасала от холода, к тому же шишак не позволял надевать стальную каску.   Помимо этого, советские солдаты в своей темной одежде были хорошо заметны на снегу.

    В финской армии в качестве теплой одежды широко применялись различного вида полушубки и меховые бушлаты на овчине и собачьем меху. Однако, зачастую, финский солдат предпочитал воевать в одном кителе, под который надевался толстый шерстяной свитер, а сверху маскировочный халат. Такая одежда не стесняла движений и была намного практичней многослойного обмундирования красноармейца.  Шинели тоже использовались финнами. Однако посетители сразу обратят внимание, что они были всего лишь чуть ниже колен".

    /tekst dostępny na stronie: is.fi; krótki opis wystawy - artillery-museum.ru/

     

    Wydaje się, że z tymi kukułkami to trochę jak ze znanym obrazem Aleksandra Blinkowa (Александр Александрович Блинков), który namalował jak to 12 marca 1940 Armia Czerwona przejęła centrum Wyborga, to że nie toczyły się tam takie walki a miasto pozostało do końca konfliktu w rękach fińskich - niespecjalnie mu w tym przeszkadzało.

    Mnie zaś zastanawia jedno, skoro termin miał się wziąć od odgłosów jakimi się porozumiewali fińscy snajperzy, to czy nikogo nie zastanowiło skąd wówczas w fińskich lasach kukułki? Bo chyba na zimę to one odlatują w nieco cieplejsze regiony...

     


  10.  

    W dniu 11.01.2009 o 9:29 PM, FSO napisał:

    Toczona bylą w takich warunkach, że nawet wódka zamarzala [qrak: temperatura rzędu -50 C występowala także na południu Finlandii owej zimy]

     

    Tyle, że taka temperatura wcale nie występowała wówczas na południu Finlandii. Najniższa odnotowana temperatura w tym kraju w XX wieku to -51,5 °C, a odnotowano ją w Pokka, wiosce leżącej w gminie Kittilä, czyli na północy w Laponii. Średnie temperatury zimą na południu kraju to ok. od -15 °C do -20 °C, a bardziej w głębi kraju od -25 °C do -35 °C.

    /dane za: "Suomen Maakuntien Ilmasto" ed. J. Kersalo, P. Pirinen, Raportteja No. 2009: 8, Finnish Meteorological Institute, Helsinki 2009/

     

    A jak to było rzeczywiście podczas samej wojny zimowej?

    Fiński Instytut Meteorologiczny zbierał dane o temperaturze na tym froncie, otóż wedle nich temperatury podczas pierwszych trzech tygodni były wyższe niż normalnie w tym regionie. Na Przesmyku Karelskim temperatury wahały się od +2 °C do +5°C, nocą od -2°C do -10°C. W dniach 18 i 19 grudnia odnotowano nawet dodatnie temperatury. W tym okresie w najzimniejszych dniach odnotowano temperatury od -7 °C do -10 °C w ciągu dnia i -15 °C nocą. Także grubość pokrywy śniegu była mniejsza niż na ogół w tym regionie, w grudniu 1939 r. było to np. 15-30 cm (przeciętnie było to od 20 do 40 cm), na północnym brzegu jeziora Ładoga śnieg sięgał 17 cm (przeciętnie - 22 cm). Do końca wojny przeciętnie pokrywa śnieżna utrzymywała się na 20-30 cm.

    Co prawda po 14 stycznia 1940 r. zaczęły się większe mrozy, a w nocy z 1 na 17 stycznia generał Harald Öhqvist odnotował nawet -50 °C, to mimo tego, że w drugiej połowie konfliktu było zimniej niż zwykle to jedynie wyjątkowo temperatury spadały poniżej -30 °C.
    /V. Huuska "Ruotsalaiset kirjoittavat Talvisotaa uusiksi – ei niin kylmää kuin väitetään"; tekst dostępny na stronie: puheenvuoro.uusisuomi.fi, autor wpisu opierał się na tekście Andersa Perssona; szwedzkiego meteorologa, autora książki o warunkach pogodowych podczas tego konfliktu - "Finlands sak var svår";  "Hur kallt var vinterkriget?", "Överraskande Krigshistoria Fakta", Del 22. August 2014; tekst Perssona dostępny np. na pdfslide.tip/


  11. I taki fragment:

    "Pierwsze przykazanie dekalogu mówi: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie i w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie i pod ziemią”. Sugerowało ono protestantom zakaz wykonywania jakichkolwiek przedstawień Boga, do którego odwoływał się współpracownik Lutra, Andreas Bodenstain zw. Karlstadtem10. Luter, analizując przykazanie, nie ganił przedstawień wizerunków Boga, gdyż w samym malowaniu obrazów nie widział nic zdrożnego (...)

    Pewne jest, że Luter był przeciwnikiem obrazoburstwa, nawołując do ostrożnego analizowania i stosowania wizerunków, w przeciwieństwie do Karlstadta i Zwillinga, którzy inicjowali dewastację wnętrz kościelnych, m.in. kościołów parafialnego i zamkowego w Wittenberdze oraz klasztoru augustiańskiego (...)Stosunek Lutra do obrazów miał charakter adiaforyczny. Jego zdaniem sztuka była nośnikiem ważnych treści religijnych, ułatwiających ich popularyzację. W rozprawie Wider die himmlischen Propheten poruszył problematykę związaną z funkcjonowaniem dzieł sztuki. W obrazach świętych i krucyfiksach widział „obrazy lustrzane” i obrazy jawiące się jako „znaki pamięciowe” – „czy chcę czy nie chcę, gdy słyszę imię Chrystusa, to w sercu pojawia się wizerunek człowieka przybitego do krzyża, tak samo w lustrze wody pojawia się moja twarz, gdy w nią spoglądam”.
    Odwołując się do Biblii wykazał, że Bóg przemawiał w Księgach Mojżeszowych, Księdze Jozuego oraz Objawieniu św. Jana za pomocą obrazów. Wzorując się z kolei na średniowiecznych przedstawieniach z napisami, wysunął propozycję komplementarności słowa z obrazem. Dzieła sztuki powinny ilustrować sceny o tematyce biblijnej, kładąc nacisk na tematykę pasyjną. Nic też dziwnego, że w orbicie jego zainteresowań leżała współpraca z Łukaszem Cranachem Starszym, z którym wspólnie opracował teologiczno-artystyczną oprawę Tablicy Prawa i Łaski
    ".

    /B. Niemczyk "Słowo i obraz - sztuka w świecie protestanckim", "ARTykuły" Magazyn Studentów Historii Sztuki KUL, # 1, 2009, s. 26-28/


  12. 18 godzin temu, Tomasz N napisał:

    Jak tak dalej pójdzie w tę stronę, to dojdziemy do portierek w akademikach

     

    W sumie, to obecnie wielu ochroniarzy to w zasadzie tacy dziadkowie będący de facto portierami czy stróżami nocnymi. Portierek w akademiku to bym nie lekceważył, pamiętam taką jedną co to nie dość że była mocno pryncypialna (co do wejścia) to jeszcze miała wąs znacznie bujniejszy ode mnie i moich kolegów.

    Pomiędzy dzisiejszymi dziadkami na stanowiskach ochroniarskich a tymi dawnymi jest pewna różnica, ci ostatni mogli być powołani do zadań ochrony porządku publicznego na takich samych zasadach co ORMO, mogli być skoszarowani itp. itp., tak zdecydował w marcu 1984 r. Prezes RM - Zbigniew Messner. Strach pomyśleć co mogło by się dziać...

     

    W dniu 6.11.2020 o 3:23 PM, saturn napisał:

    Fakt faktem, fragment  dotyczy juz nowego okresu transofrmacji, jednakze owy "wykidajlo" musial byc terminem i zarazem profesja  funkcjonujaca znacznie wczesniej.

     

    Ano niekoniecznie ma to wskazywać na istnienie wcześniej takiej profesji, kiedy zatrudniano portiera czy odźwiernego, który z racji swej postury z łatwością wyrzuci z lokalu klienta co bardziej awanturującego się, to zatrudniano portiera czy wykidajłę? Sam termin to pożyczka z języka rosyjskiego, od: "wykidywat'/wykidat'/wykinut'" -wyrzucać, wyrzucić. W Słowniku Michała Arcta jeszcze go nie było, był jedynie czasownik: "wykidać", w podstawowym słowniku W. Doroszewskiego też go nie uwzględniono, pojawił się dopiero w Suplemencie (T. IX, z przykładem z 1967 r., dotyczącym berlińskiego domu publicznego).


  13. W dniu 29.10.2020 o 9:38 PM, jancet napisał:

    Ergo: w regionie, w którym pojawiły się udomowione psy, ich dziki przodek wyginął lub jest bliski wyginięcia

    Tego akurat nikt nie kwestionuje.

     

    W dniu 29.10.2020 o 9:38 PM, jancet napisał:

    Znaczy błędna jest hipoteza, że to na Bliskim Wschodzie udomowiono "coś", czego potomkowie dziś zwani są psami, czy też błędem jest twierdzenie, że to "coś" można uznać za tożsame z dzisiejszymi wilkami?

     

    To znaczy, że wcześniejsze opinie, iż to Bliski Wschód był głównym miejscem udomowienia były błędne.

     

    W dniu 29.10.2020 o 9:38 PM, jancet napisał:

    To mnie trochę szokuje. Czyli jeśli samiec ogar pokryłby moją ogrzycę, to miałyby pewną pulę genetyczną, nazwijmy ją X. Gdyby samiec bernardyn sąsiada pokrył bernardynicę,  to też miałyby pulę genetyczną X. Jednak gdyby bernardyn sąsiada pokrył moją sukę rasy ogar, to byłby z tego kundel, który miałyby pulę genetyczną Y ???

     

    Chodzi o nieco inną kwestię, jak w wielkim skrócie objaśnił mi prof. Bogdanowicz:

    "W dużym uproszczeniu - psy rasowe to jedna pula genetyczna, zaś kundle to druga pula genetyczna (ewolucyjnie dużo starsza niż w przypadku psów rasowych). Zatem osobniki rodzące się w wyniku krycia osobnika jednej rasy osobnikiem drugiej rasy dalej mają pulę genetyczną psów rasowych (są to mieszańce, nie kundle)".


  14. 5 godzin temu, gregski napisał:

    Zastanawiam się ilu takich emerytów "robiło za" strażników

     

    Ilu emerytów to nie wiem, z racji tego że płace w Straży Przemysłowej (bo do niej należał ów dziadek z przywołanego filmu) były niskie (W 1956 r. wynagrodzenie w Straży to 546 zł przy średniej płacy 1100 zł), była w tej służbie duża rotacja pracowników a znaczna część funkcjonariuszy traktowało zatrudnienie w SP jako dodatkowe źródło dochodu. Zatem wielu było w niej takich dziadków co to sobie chcieli dorobić.

    /za: K. Madej "Przed złodziejami, szpiegami i pożarem... działalność Głównego Inspektoratu Przemysłu MSW w latach 1656-1970", "Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej", 2002, nr 6 (17)/

     

    W dniu 2.11.2020 o 5:16 PM, saturn napisał:

    Moze nie jest to najlepsza baza porownawcza, ale przypomina mi sie jeden z odcinkow - "07 zglos sie", gdzie pewien potentant hodowlany, zyjacy w wielkiej willi na wsi, jezdzil do miejskich, nocnych lokali rozrywkowych w obstawie swoich tzw goryli, ktorzy chronili od intruzow jego barowy stolik, regulowali rachunki, czy zamawiali panienki

     

    W zasadzie to tylko jeden "goryl" (gościnnie Bruno O'Ya), przykład Eugeniusza Makowieckiego - jednego z bogatszych badylarzy doby PRL wskazuje, że zatrudnianie ochroniarzy osobistych nie było częstą praktyką.


  15. Bonaparte's ribs - żebra Bonapartego... przy czym nie chodzi o potrawę mięsną tylko o słodkości, rodzaj lizaków jakie pojawiły się w Anglii w pierwszej połowie XIX wieku. Wymienia je John Fisher Murray w swym przewodniku po Londynie "The World of London" (pierwotnie składające się nań teksty publikowane były na łamach "Blackwood's Magazine") pośród innych słodyczy sprzedawanych na ulicach.

    Tylko dlaczego "żebra"?

    Shannon Selin, autorka powieści "Napoleon in America", przywołuje objaśnienie z "Puncha", nazwa miała być związana z rozwodem i z nowym małżeństwem Bonapartego, które miały wieszczyć jego upadek:

    "We were next taken over the Bonaparte’s Ribs department, and received the instructive information that this sweetmeat dates as far back as the divorce of the Emperor from Josephine and his marriage with Marie-Louise, which suggested the idea of Bonaparte’s Ribs, and as the repudiation of his first partner was generally regarded as the commencement of his downfall, this popular lollipop was struck in commemoration of an event that promised so much for English interests. Bonaparte himself being in everybody’s mouth at that time, it was very naturally supposed that his ribs might get into the same position, and thus a large sale would be ensured for the new sweetmeat. The original inventor was not mistaken, for he retired on the ribs in less than three years from the time of their being first manufactured".

    /tejże "Sweetbreads, Sweetmeats and Bonaparte's Ribs"; cyt. za: "Punch, or the London Charivari", Volume 13 (July-December, 1847), p. 222; tekst dostępny na stronie shannonselin.com/

     


  16. Cóż - jak zwykle niewiele konkretów pamięta euklides a to co zapamiętał nijak się ma do rzeczywistości.

    W latach dziewięćdziesiątych nie był dostępny żaden "Wielki Słownik Języka Polskiego", można było skorzystać z dziesięciotomowego wydania "Słownika języka polskiego" pod red. Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1958-1968) bądź trzytomowego "Słownika języka polskiego" pod red. Mieczysława Szymczyka (1978-1981). Realizacja "Wielkiego słownika języka polskiego" (tzw. PAN) pod red. Piotra Żmigrodzkiego zaczęła się w roku 2007 a "Wielkiego słownika języka polskiego" (tzw. PWN) - w 2018 roku. Faktem jest, że w dwóch pierwszych słownikach terminu "stacz kolejkowy" nie uświadczysz, podobnie jak: pociąg przyjaźni czy praca chałupnicza. Czy był to zamierzony zabieg damnatio memoriae - nie wiem, euklides - wie.

    Tak czy inaczej, chyba nieszczególnie zrozumiał euklides w jakim kontekście pojawiła się "kolejka" i "komitet kolejkowy" w tym wątku, bo to nie jest temat o kolejkach. I proszę czytać uważniej - nikt nie napisał, że: "kolejka to przejaw społeczeństwa obywatelskiego". Na tym może skończmy ów poboczny wątek.


  17. W dniu 30.10.2020 o 12:01 PM, euklides napisał:

    W latach 1980-tych można było jeszcze udawać wariata i pisać że kolejki to przejaw społeczeństwa obywatelskiego bo słowo stacz było zakazane. W każdym razie w Wielkim Słowniku Języka Polskiego go nie było, chociaż są tam wszystkie bluzgi

     

    Tak z  ciekawości, a do jakiego to Wielkiego Słownika Języka Polskiego zajrzał euklides?


  18. W dniu 30.04.2013 o 9:48 AM, secesjonista napisał:

    Ciekawe, że większość kojarzy ordalia z Kościołem Rzymskim, nie wiedzieć czemu. Bywa i tak, że przeciwstawia się zacofane chrześcijańskie średniowiecze bujnemu rozwojowi kultury w państwach arabskich. Zapominając o tym, że ordalia to nie jest wymysł kultury chrześcijańskiej.

     

    I jeszcze taki drobiazg:

    "Początek stosowania próby pławienia oraz powód, dla którego była wykorzystywana w związku z oskarżeniami o czary, niknie w pomroce dziejów. Wiadomo jednak, że już w najstarszym znanym nam spisanym i zachowanym zbiorze prawa, tzw. Kodeksie Ur-Nammu, sporządzonym ok. 2100 r. p.n.e. w Mezopotamii, jeden z paragrafów (nr  13) stwierdzał, że aby udowodnić komuś winę, można użyć próby pławienia w rzece (...) 

    Natomiast już w tzw. Kodeksie Hammurabiego, władcy Mezopotamii w latach 1792– –1750 p.n.e., próba wody była wymieniona w związku z przestępstwem czarów. W kodeksie tym bowiem zapisano, że gdy osoba oskarżająca nie mogła przedstawić namacalnych dowodów winy, to wówczas oskarżona osoba była poddawana próbie pławienia przeprowadzanej w rzece. W przypadku, gdy próba wypadła pomyślnie dla oskarżonego, oskarżyciel zostawał zabity, a jego majątek przejmowała osoba niesłusznie pomówiona. W sytuacji, gdy próba wypadła po myśli oskarżyciela, to on z kolei przejmował majątek".

    /J. Wijaczka "Klio. Czasopismo poświęcone dziejom Polski i powszechnym", "Próba zimnej wody (pławienie) w procesach o czary we wczesnonowożytnej Europie", s. 21-22/

     

    Formalnie ordalia były zakazane od 1234 r. kiedy to papież Grzegorz IX włączył do zbioru praw Liber Extra dyrektywy papieża Honoriusza III wydane pierwotnie dla ziem zakonu krzyżackiego w Inflantach.

    Choć oczywiście praktyka sądowa odbiegała od tego zapisu...


  19. W dniu 7.02.2010 o 4:35 PM, Qrosava napisał:

    Inni Polacy związani z Libanem

    Stanisław Kościałkowski w kwietniu 1945 roku znalazł się w Libanie. Kościałkowski, który był jedną z najważniejszych osób w Towarzystwie Studiów Irańskich, przeniósł swą naukową działalność do Libanu, gdzie TSI zmieniło nazwę na Instytut Polski w Bejrucie. Instytut znajdował się pod opieką Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku, lecz niedługo potem przeszedł "w ręce" UNRRA. Kościałkowski był dyrektorem Instytutu, a w skład jego rady wchodzili Machalski, Kantak, Tyszkiewicz, Romański, Zalemba, Markowski, Samolewicz i Czosnowski. Kościałkowski otworzył przy Instytucie studium polonistyczne z siedzibą w AUB, które zakończyło swą działalność 10 czerwca 1948 roku.

     

    Faktem jest, iż Instytut stał się kontynuacją Towarzystwa a większość członków TSI zasiliła szeregi Instytutu Polskiego w Bejrucie, ale  już informacja, że TSI zmieniało nazwę na Instytut Polski w Bejrucie nie jest ścisła. Ostatnie formalne zebranie TSI miało miejsce 28 czerwca 1945 r. i w zasadzie przestało ono działać jesienią tegoż roku, choć formalnie dzieło Stanisława Kościałkowskiego w Iranie kontynuował Franciszek Machalski od 10 kwietnia do grudnia 1945 r., kiedy to zlikwidowano ostatnie polskie obozy w Persji. W tym czasie już w Bejrucie zaistniał Polski Instytut Studiów Bliskiego Wschodu w Bejrucie (kwiecień 1945 r.), który potem został przemianowany na Instytut Polski w Bejrucie. Wymienione osoby to raczej członkowie pierwszego zarządu a nie: rady i nie było pośród nich Michała Tyszkiewicza - ówczesnego sekretarza Poselstwa RP, z ramienia poselstwa w radzie zasiadał Leon Czosnowski. Wspomniany: "Zalemba" to w rzeczywistości Stanisław Zaremba - matematyk i taternik.

     

     

     

    Z literatury:

    J. Pietrzak "Polscy uchodźcy na Bliskim Wschodzie w latach drugiej wojny światowej: ośrodki, instytucje, organizacje"
    "W kraju cedrów" oprac. D. Abramciów, M. Zielińska-Schemaly
    "Pod cedrami Libanu" red. B. Redzisz, H. Adamiak-Wagner
    S. Kościałkowski "Polacy a Liban i Syria w toku dziejowym"
    tegoż "Polonica bibliograficzne libańskie z lat 1942-1949", "Teka Bejrucka", Bejrut 1949, z. B
    tegoż "Studium Polonistyczne przy Instytucie Polskim w Bejrucie (1946—1948)","Nauka Polska na Obczyźnie 1939—1960", Londyn 1955, z. 1
    K. Kantak "Dzieje uchodźstwa polskiego w Libanie 1943–1950"
    tegoż "Studenci polscy w Bejrucie", "Wiadomości Polskie", Paryż-Londyn, nr 401, 1959

    J.W. Sienkiewicz "Polscy artyści plastycy w Libanie 1942–1952"

    tegoż "Cedr i orzeł: plastycy polscy w Bejrucie: 1942-1952", "Sztuka Europy Wschodniej - Искусство Bосточной Европы - Art of Eastern Europe", T. 3, 2015
    M. Zielińska-Schemaly "Cedr i Orzeł. Polacy w Libanie, niezwykłe współistnienie"
    J. Kielewicz "Uchodzstwo [sic!] Polskie w Libanie", "Parada", R. IV, nr 1 (71), 1 stycznia 1946

    (w większości opracowań podawany jest błędny tytuł i błędny numer: nr 4)
    K. Eichler "Polscy studenci w Libanie 1942-1952", "Archiwum Emigracji: studia, szkice, dokumenty", z. 56, 2002/2003
    M. Murkociński "Polska emigracja niepodległościowa w Libanie 1943-1950 na tle uchodźstwa polskiego czasów II wojny światowej", "Studia Historyczne", R. IX, 2017, z. 1 (237)
    J. Gałęzowski "Libańczycy' i ich losy w perspektywie biograficznej", "Wrocławski Rocznik Historii Mówionej", R. V, 2015
    F. Machalski "Działalność Towarzystwa Studiów Irańskich w Teheranie
    (1942—1945) i Instytutu Polskiego w Bejrucie (1945—1947)", "Życie Nauki. Miesięcznik Naukoznawczy
    ", t. VI, Kraków 1948, nr 33—34"
    J. Draus "Polskie ośrodki naukowe na Bliskim i Środkowym Wschodzie w latach 1941-1950", "Rozprawy z Dziejów Oświaty", T. 29, 1986

    O.S. Czarnik "Stanisław Kościałkowski jako współorganizator polskiej działalności naukowej na Wschodzie w latach 1941–1949", "Przegląd Polsko-Polonijny", 2013, nr 5/6
    A. Dyson "Stanisław Frenkiel: Beirut Drawings 1944-47"
    M. Zielińska-Schemaly "Le cèdre et l’aigle. Les Polonais au Liban, une coexistence singulière"

    J. Knopek, Z. Danielewicz "Poland's Cultural Relations with Middle-Eastern Arab Countries", "Polish Political Science Yerbook", Vol. 49 (1), 2020


  20. W dniu 14.06.2008 o 7:17 PM, Pancerny napisał:

    Macie taki piękny zamek królewski, macie swój hejnał grany codziennie, zabytkowe bramy pozostałe po murach obronnych, archikatedrę, najstarszy budynek teatralny w Polsce

     

    To nie jest najstarszy budynek teatralny w Polsce, choć oczywiście kwestia zasadnicza to - jak traktować termin: "budynek":

    architektura.info - A. Kuligowska-Korzeniewska "Polska architektura teatralna na przestrzeni wieków".


  21. W dniu 11.12.2015 o 11:45 PM, secesjonista napisał:

    Wprowadzona godzina policyjna (Sperrstunde) niewątpliwie rodziła szereg problemów.

    A tu taka; dla mnie zaskakująca informacja; przy okazji relacji z remontu i przygotowywania teatru miejskiego w Warszawie (w gmachu dawnego Teatru Polskiego), zamieszczonej w "Nowym Kurierze Warszawskim" (nr 235, 5/6 października 1940 r.) podano tam do informacji, że bilet na przedstawienie będzie "automatycznie nocną przepustką".

    Czy rzeczywiście tak je traktowano? A jeśli tak to czy ktoś z konspiracji korzystał z takiej furtki?

     

    Coś podobnego opisywał Wiesław Wiernicki, tylko dotyczyło to biletu uprawniającego do wejścia do kasyna (zorganizowanego ponownie przez Niemców) w al. Szucha, co ciekawe był to przybytek nur für Polen.

    "... bilet wejścia do Kasyna był równocześnie nocną przepustką po godzinie policyjnej".

    /tegoż "Wspomnienia o warszawskich knajpach", Warszawa 1994, s. 86/


  22. W dniu 26.10.2020 o 9:51 PM, jancet napisał:

    A słynne "komitety kolejkowe"? Przecież żadna władza za nimi nie stała, ani żaden prawny przepis. A ludzie się podporządkowywali.

     

    Jak najbardziej stała władza, to społeczeństwo (społeczność kolejkowa) samo je wyposażało w nią. Właśnie na zasadzie nie wnikania w podstawę prawną i zarazem w wyniku praktyki społecznej: jak ktoś zarządza/każe/nakazuje - to ma władzę i lepiej jej się jest poddać, przynajmniej oficjalnie.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.