Skocz do zawartości

Vissegerd

Przyjaciel
  • Zawartość

    4,205
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Vissegerd


  1. Nie. Pan Terlecki tak nie uważa, bo uważa, że Sanacja była demokratyczna. Zatem obowiązuje podział władzy. Przyjęcie odwrotnego założenia prowadzi jednak do tak dziwnych wniosków.

    Załapałem :)

    Nie dziw się proszę, że trudno mi zrozumieć wypowiedź p. Terleckiego, bo od razu wydało mi się to jakieś mało sensowne, a po Twoim wyjaśnieniu tylko się w tym upewniłem.

    No tak, czyli jednak rozumuję z sensem, nie jest ze mną tak najgorzej. Faktycznie, pan Terlecki ma ciekawą argumentację ;)


  2. Czegoś Panowie w Waszych wypowiedziach nie rozumiem, może mnie oświecicie.

    III Rzesza państwem demokratycznym z pewnością nie była. Ale np. rehabilitacji rozstrzelanych obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku dokonywał sąd Republiki Federalnej Niemiec, bo skazani byli przez sąd III Rzeszy wcześniej.

    Analogicznie przyjmując, bez wnikania czy II RP była demokratyczna czy nie, wszelkie postanowienia sądów z tamtych czasów powinny być zmieniane również przez sądy w obecnej Polsce. Idąc dalej tym trybem, PRL też kwintesencją demokracji nie była, a jednak obecne sądy dokonują zmian wyroków z tamtych czasów, a nie władza ustawodawcza.

    Więc jak to jest? Bo się pogubiłem... Czy Niemcy to idioci, tak mam to rozumieć? Czy II RP to było państwo jeszcze bardziej totalitarne nież III Rzesza i PRL? Czy może dotychczas nasze sądy działały bezsensownie, a teraz będzie z sensem? Nic z tego nie rozumiem... Moglibyście być tak uprzejmi i mi wyjaśnić całą sytuację?


  3. No nie do końca tak ;)

    To międzynarodowa praktyka, której hołdują zarówno statki cywilne, jak i okręty wojenne.

    Na statkach cywilnych podnosi się na rei przedniego masztu flagę państwa, na którego wodach aktualnie się przebywa. Flaga ta wisi przez czas pobytu jednostki w porcie i jest to zewnętrzną oznaką podporządkowania się załogi statku przepisom prawa miejscowego oraz miejscowym organom władzy w zakresie porządku i bezpieczeństwa.

    Natomiast na okrętach wojennych jest to li tylko akt czystej kurtuazji, bowiem okręt wojenny jest eksterytorialny. W rewanżu za to, w porcie podnosi się na maszcie flagę państwa, do którego okręt należy.

    Dux :)


  4. A służbowo. No to ciekawa praca ;) No mi chodziło czym ty się zajmujesz że tam pojechałeś ;)

    Eee, nic nadzwyczajnego, pracuję jako finansista, pojechałem jako konsultant z ramienia pewnej izby gospodarczej, takie typowe, oficjalne pierdu, pierdu ;)

    No to gratuluje wyprawy a posiadasz jeszcze jakieś zdjęcia z dzisiejszej Libii?

    Przeżycie ciekawe, to fakt. W sumie był problem ze zdjęciami, bo z racji toczących się działań wojennych nie za bardzo pozwalali na robienie zdjęć, a wozili nas samochodami z zaciemnionymi szybami, więc guzik mogłem. Poza tym, jakoś tak groźnie ci bojownicy wyglądali, miałem cykora. Zrobiłem tylko parę zdjęć i nakręciłem filmiki telefonem, jak odbywała się pokojowa i radosna demonstracja z okazji miesięcznicy wybuchu powstania. Jak bardzo Cię to interesuje, to mogę gdzieś to jakoś wrzucić. Choć nigdy jeszcze z YouTube nie korzystałem, nie wiem jak to się robi. W sumie mało to ciekawe, ot poniżej przykładowe zdjęcie z demonstracji, mikrej zresztą.

    demonstracja1.jpg


  5. Zdecydowanie na stopie pokojowej. Utrzymanie na stopie wojennej takiej masy wojska(tylko 30 dywizji piechoty x 16 500 żołnierzy) budżet państwa długo by nie zdzierżył :)

    Uzupełniając wypowiedź kolegi Ciekawego dodam, że przeciętny stan DP na stopie pokojowej nie przekraczał liczby 5000 ludzi. Pułki piechoty w związku z tym podzielone były na stopie pokojowej na trzy zasadnicze typy:

    Typ I - normalny, 58 pułków, stan ok. 1454 ludzi,

    Typ II - wzmocniony, 18 pułków, stan ok. 1972 ludzi,

    Typ III - o stanach zbliżonych do organizacji wojennej, 14 pułków, ok. 2314 ludzi.

    Podane stany osobowe, to stany tzw. urzędowe, w rzeczywistości mogły się nieznacznie różnić, stąd napisałem "ok.". To przekładało się na różne stany poszczególnych dywizji, te stacjonujące bliżej granic wschodniej i zachodniej miałe wyższe stany, pozostałe niższe. Gdzieś kiedyś czytałem (za cholerę nie mogę teraz tego znaleźć), że osiemnaście DP miało stany 4500-5000 ludzi, pozostałe dwanaście ok. 2500-3000. Czy coś w ten deseń, ma ktoś z Was może taką informację? Może potwierdzić, zaprzeczyć lub sprostować? I w jakiej publikacji to było, bo powinienem ją mieć, skoro czytałem.

    Tomaszu N, super są skany z regulaminu piechoty, które zamieściłeś, bardzo cieszą :thumbup:

    Ale zdaje się, że zagubiła się strona nr 405, czy byłbyś tak uprzejmy uzupełnić? Bardzo bym prosił :)


  6. Były jakieś rodzaje kul, kartacze czy coś innego?

    Całe spektrum :)

    shottypes.jpg

    Na rysunku powyżej mamy kilka przykładów pocisków armatnich. I tak wyróżniamy:

    Kula armatnia - pełna kula żelazna (we wcześniejszych wiekach kamienna) służąca do niszczenia konstrukcji okrętu (poz. 1),

    Granat - jak wyżej, wydrążona w środku i wypełniona materiałem wybuchowym, służąca do niszczenia siły żywej (poz. 4, 5, 6),

    Kartacz - pocisk do niszczenia siły żywej, składający się z twardej obudowy wypełnionej mniejszymi kulami (poz. 8),

    Szrapnel - pojawił się w drugiej poł. XVIII w. zastępując kartacz, coś w rodzaju połączenia kartacza i granatu (poz. 12),

    Grono - w jęz. ang. grapeshot, odmiana kartacza; standardowy kartacz to twarda obudowa i niewielkie kule w środku, grono to w zasadzie obwiązany sznurkiem worek ze znacznie większymi (i w mniejszej ilości) kulami w środku (poz. 7),

    Siekaniec - kolejna odmiana kartacza, w środku wszystko co się da, kawałki szkła, śruby, kamyki, itp.

    Karkas - pocisk zapalający (poz. 10), składał się z żelaznych półkul, wydrążonych w środku i wypełnionych cieczą zapalającą, często jeszcze zapakowany w worek i oblany smołą,

    Kula łańcuchowa - dwie kule połączone łańcuchem lub jedna kula z łańcuchami po obu stronach, zakończonymi niewielkimi ciężarkami, służyła do niszczenia ożaglowania i olinowania okrętu (poz. 3),

    Kula sztabowa (sztangowa) - dwie kule połączone żelazną sztabą, służyła do niszcenia omasztowania okrętu (poz. 2), odmianą była kula sztabowa teleskopowa, gdzie sztaba wydłużała się w locie,

    Kula nożycowa - kula składająca się z dwóch połówek połączonych trzpieniem przez środek, każda połówka zakończona z jednej strony ostrzem, z drugiej niewielką sztangą z obciążeniem, służyła do niszczenia olinowania okrętu; mało skuteczna i rzadko używana,

    Kule łączone - pochodna kuli łańcuchowej, składająca się z większej ilości elementów połączonych łańcuchami, służyła do niszczenia ożaglowania i olinowania, tudzież sły żywej,

    Kula ognista - to rozgrzana do czerwoności kula armatnia, służąca do niszczenia i zapalania konstrukcji okrętu,

    Podwójna kula - jak nazwa wskazuje, dwie kule zapakowane w worek,

    Kula oświetlająca - służyła jedynie do walki nocą, w formie okrągłego kosza, wypełnionego pakułami nasączonymi odpowiednio spreparowaną cieczą, mogła powodować pożar.

    Tyle rodzajów pocisków armatnich znam, być może wymyślono coś jeszcze.

    Tak przy okazji, wracając do handszpaków, spotkałem się jeszcze z określeniem - dźwigar.

    Pozdrawiam.


  7. Natomiast stocznię im. Lenina powinien kojarzyć każdy z Trójmiasta i wiążą się z nią wydarzenia sierpnia 1980 r.

    My w Trójmieście zawsze mówiliśmy - Stocznia Gdańska.

    Jest bowiem oczywiste, że demokratyczne państwo nie może tolerować i ma prawo penalizować m.in. propagowanie w zamiarze przekonywania do niego, każdego ustroju totalitarnego, a więc ustroju antydemokratycznego, w tym także ustroju faszystowskiego.

    I to jest sedno sprawy. Noszenie koszulki, wywieszanie jakiejś flagi, itp., wcale nie oznacza propagowania w zamiarze przekonywania moim zdaniem.

    Ja też dziękuję Widłobrodemu, mam nawet propozycję - w tym samym mundurze udać się na wycieczkę do Auschwitz - wtedy zdamy sobie sprawę co jest niestosowne i jak jest odbierane i co społeczeństwo odbiera za propagowanie.

    Czym innym moim zdaniem jest propagowanie, czym innym niestosowne zachowanie. Paradowanie w mundurze SS w Auschwitz uważam za wysoce niestosowne (eufemizm).

    Bardzo się cieszę, że Widłobrody odpowiada za Visa.

    Choć ja wolę sam odpowiadać z siebie - kwestia przyzwyczajenia czy dojrzałości.

    Ja po prostu nie zdążyłem, pisałem w innym temacie :)

    Ale trzymam kolegę libertarianina za słowo:

    kiedy pojawi się w Warszawie w mundurze SS?

    Ot, tak - dla zabawy?

    Ale po co, skoro mnie to nie bawi ;)

    Poza tym, uważam to za niestosowne i nie posiadam munduru SS.

    Ale jak już bardzo chcesz Drogi Secesjonisto, to specjalnie dla Ciebie mogę poparadować w mundurze brytyjskiego midshipman'a, jest bardzo ładny :)


  8. W zasadzie Secesjonisto, kolega Widłobrody był tak uprzejmy, że odpowiedział praktycznie w moim imieniu, z ust wyjął mi wręcz słowa.

    Bardzo Ci dziękuję Widłobrody :)

    Chodzi też o to, żeby nie popadać w paranoję. Syn mojej dziewczyny kupił sobie na pchlim targu radziecką uszankę z emblematem ZSRR. Chodził w niej zimą, ale emblemat musiał odpiąć, bo go w autobusie ludzie mało nie zjedli. Zupełny bezsens jak dla mnie, co to kogokolwiek obchodziło.

    Ja jadąc na rekonstrukcje często przypinam na samochodzie emblemat Prus z napisem "Preussen", bo akurat odtwarzam pruską armię. Czy ja propaguję reaktywację Prus? A skądże. Czy jestem fanem Prus? Absolutnie nie, wręcz przeciwnie. To, że paraduję w pruskim mundurze również nic nie znaczy. Po prostu moi koledzy odtwarzający Księstwo Warszawskie muszą mieć do kogo strzelać, a rekonstruujących armię pruską jest niewielu.

    Wydaje mi się, że wielu tym podobnym kwestiom niepotrzebnie towarzyszą emocje, niepotrzebnie zupełnie dopatrujemy się jakiegoś drugiego dna i tyle.


  9. Maxgallu, jak widzę jest nadzieja, że uda nam się do czegoś dojść :)

    Może powoli i z błędami, ale nie tracę nadziei.

    Czyli tak jak napisałeś: diabeł tkwi w szczegółach.

    Wydaje mi się że zbytnie uproszczenia mogą być bardzo mylące.

    No dokładnie. Różne przykłady pokazują bardzo różne efekty walki, bezwględnie musiało to zależeć od okoliczności.

    Przyznam zupełnie bez bicia, że przez wiele lat miałem ogląd bardzo mylny, ukształtowany zapewnie podświadomie na podstawie filmów "Piraci z Karaibów i tym podobnych bzdetów. Bzdetów w sensie merytorycznym i historycznym oczywiście, bo w końcu to filmy przygodowe, więc nie wymagajmy za wiele.

    Niestety szczegóły na opisanym przez Ciebie poziomie, nawet dla starć XX wiecznych są trudne do ustalenia ,a co dopiero dla wieku XVIII.

    Zdaję sobie z tego sprawę. Mam jednak nadzieję, że uda nam się dotrzeć do w miarę szczegółowych opisów, z których da się coś wywnioskować. Może znajdą się jakieś pamiętniki z epoki, może dotrzemy do dzienników pokładowych. Pracy sporo, ale dlaczego nie spróbować?

    Ad 3:

    - Active: 28 armat 18-funtowych, 4 działa 9-funtowe, 14 karonad 32-funtowych, załoga około 300 ludzi

    - Corona: 28 dział 18-funtowych, 10 dział 8-funtowych, 2 karonady 36-funtowe, załoga około320-350 ludzi

    To sporo wyjaśnia. Do walki na większy dystans karonady się nie nadawały, natomiast działo 18-funtowe potęgą nie jest w porównaniu do np. działa 48-funtowego, czy 52-funtowego. Czyli, mówiąc kolokwialnie, nawalanka na większy dystans musiała trochę potrwać, żeby przynieść jakieś efekty. Mamy jeszcze karonady, ale o tym poniżej.

    Ad 4: burta w burtę, czyli najdalej na odległość strzału z muszkietu (spotkałem się kiedyś z takim, określeniem), dokładnej odległości nie znam. Wymiana ciosów trwała 45 minut (według niektórych nawet pół godziny dłużej).

    Przyznam szczerze, że nie mam w tej chwili zielonego pojęcia, jaka powinna być przy takiej walce odlegość. Postaram się pogrzebać w Clerk'u, może coś znajdę (jeśli masz ochotę, mogę Ci dzieło Clerk'a podrzucić jakoś).

    Odległość strzału z muszkietu to by było mniej więcej od kilkudziesięciu metrów do 100-150. Wtedy faktycznie mamy już szansę na walkę karonadami. Zaraz do nich przejdę.

    Starty wśród załóg (w ciągu całej bitwy):

    - Active: 4 zabitych i 24 rannych

    - Corona: ponad 200 zabitych i rannych („podobno”)

    Na pozostałe pytania nie potrafię odpowiedzieć.

    Z tym strzelaniem w kadłub też wydaje mi się że było odwrotnie – muszę poszukać.

    I tu mamy sedno sprawy :)

    Strzelanie w kadłub zaleca dla floty brytyjskiej Clerk, czytałem jeszcze o tym gdzieś w necie, wreszcie potwierdzili to koledzy z forum brytyjskiego, zajmujący się bitwą pod Trafalgarem. Straty, które podałeś, tylko to potwierdzają. Brytyjczycy dążyli do zniszczenia siły żywej przeciwnika i jego artylerii, Włosi działali zapewne podobnie jak Francuzi (zdaje się, że w XVII w. też był taki trend), stąd tak kolosalna różnica w zabitych.

    32-funtowe karonady to już duża siła, tym bardziej, że na Activie było ich siedmiokrotnie więcej. Musieli więc Brytyjczycy dążyć moim zdaniem do zbliżenia, żeby w pełni wykorzystać swoją siłę ognia. Włosi odwrotnie, znając swoją słabość, próbowali zniszczyć najpierw ożaglowanie Brytyjczyków, aby móc swobodnie manewrować zajmując dogodne pozycje do strzału. Mogło moim zdaniem tak być, więc po chwilowym unieruchomieniu fregaty Active, Corona się zbliżyła i dostała łupnia z karonad synów Albionu. A ponieważ najprawdopodobniej tych karonad na jednej burcie było tylko siedem, więc pojedynek mógł trochę potrwać. Jedni i drudzy walili tez do siebie z 18- i 8/9-funtówek, większej szkody sobie nie czyniąc, więc chwilę się walka ciągnęła, stąd te 45 minut. Tak bym to widział, taka hipoteza wydaje mi się mieć sens. Co o tym sądzisz Maxgallu?


  10. Po kolei Arku.

    A gdzie widziałeś te nagrania z telefonów?

    W Libii właśnie, w telefonie jednego z bojowników. To były jego własne nagrania z walk, w których brał udział. Nie ukrywam, że niektóre z nich były wstrząsające.

    Posiadasz je?

    Niestety, niezmiernie żałuję, że o nie nie poprosiłem. Byłem pod takim wrażeniem, że niemal zapomniałem języka w gębie. Może nawet i lepiej, wierz mi, że mocno nieswojo się czułem oglądając je. Co innego oglądać coś w TV, a co innego u kogoś na komórce, zupełnie inne wrażenie. Zresztą, nawet gdybym je miał, to wątpię czy odważyłbym się niektóre z nich upublicznić.

    I kim ty jesteś że tam pojechałeś?

    Ali Babą ;)

    A tak poważnie, to chyba przesadziłeś z tak prywatnym pytaniem. Byłem tam służbowo.


  11. Nie ma za co, niewiele pomogliśmy :)

    Dodam jeszcze, że wbrew powszechnemu mniemaniu o panującym chaosie mundurowym, wcale tak nie było. Polską policję przyzwoicie mundurowano już od 1919 roku, przejżałem masę zdjęć z okresu 1919-1925. Ustalone też były wzory naszywek na kołnierzu, niestety, te na zdjęciu pradziadka żadnych nie przypominają, jak już zresztą wspomniałem. Tak samo, jak nie przypominają żadnych rosyjskich. W formie są nieco zbliżone do naszywek jazdy w armii gen. Hallera we Francji, ale tylko zbliżone, nic więcej.

    Powodzenia w poszukiwaniach :)


  12. hahaha;) sie uśmiałem...

    I bardzo słusznie, bo to były jakieś brednie ;)

    Ciemnoskórzy w Libii byli traktowani jak gorsza część społeczeństwa i tak jest zdaje się do tej pory.

    Temat nieco stary, odświeżam celem sprostowania paru historycznych faktów. Nie wiem jak jest w Libii obecnie, nie byłem tam od paru miesięcy, ale z tego co wiem, to trochę się pobałaganiło. Mniejsza z tym.

    Z góry też bardzo gorąco chciałem przeprosić Szanownego Kolegę Mariusza70, że posłużę się cytatami z jego wypowiedzi. Mariuszu, bardzo proszę nie bierz tego do siebie osobiście, chodzi mi tylko i wyłącznie o sprostowanie informacji, które był podawane w mediach, a akurat Ty jako jedyny je przytoczyłeś.

    Ogladam sobie codziennie te walki.Cala ta rebelia przypomina jakies pospolite ruszenie pod Ujsciem zgromadzone.Skacza,krzycza,w niebo strzelaja.Wielkie pajacowanie przed kamerami.

    Bo TV niewiele pokazywała. Primo, niewielu było w Libii dziennikarzy, trudno się było tam dostać, jeszcze trudniej wydostać. Secundo, dziennikarze nie wszędzie mogli dotrzeć bo było cholernie niebezpiecznie, więc siłą rzeczy trafiali tam, gdzie walki były niemrawe i było jako tako bezpiecznie. Tertio, być może te "fajerwerki" były tylko na pokaz. Pamiętajmy też, że raczej nie trafiali dziennikarze na pierwszą linię, tak przynajmniej sami twierdzili.

    Oglądałem zdjęcia i filmy z prawdziwych walk, nakręconych telefonami komórkowymi przez walczących. Koszmar i niezły hardcore.

    Bo regularna armia z taka cywil banda powinna sobie blyskawiczne poradzic.Nawet Libijska.

    Rzecz w tym, że regularna armia libijska nie za bardzo chciała z powstańcami walczyć. Widziałem film, na którym były całe stosy żołnierzy Kadafiego zamordowanych na rozkaz tego ostatniego za to, że nie chcieli strzelać do powstańców. Przerażające, np. trup faceta bez czoła. Wielu żołnierzy przeszło na stronę powstańców.

    Liderzy tych zamieszek tez budza moralne watpliwosci.Sa to niedawni bliscy wspolpracownicy Kadafiego,lacznie z ministrem Obrony czy MSW.

    Nie wszyscy. Większość Tymczasowej Rady Narodowej to dawni emigranci libijscy, ludzie wykształceni w zachodnich uczelniach. Miałem przyjemność się z nimi spotykać, bardzo sympatyczni i inteligentni. Inni, to osoby więzione przez Kadafiego, np. członkowie dawnej rodziny królewskiej (króla Idrysa). Też na wysokim poziomie.

    Jestesmy wiec swiadkami spraw interesujacych i bez watpienia historycznych,ktore na dodatek mozemy sobie obserwowac z bezpiecznej odleglosci i bez szkodliwych dla zdrowia emocji.

    Kto, jak kto, ja akurat nie ;)

    A oto dowód i przyczyna, dla której się tak wymądrzam:

    bengaziforum.jpg

    Libia, Bengazi, hotel Tibesti, czerwiec 2011. Facet w jasnym garniturze to ja w otoczeniu naszej ochrony. Dodam tylko, że i tak było niebezpiecznie, którejś nocy bojówka komandosów Kadafiego atakowała nasz hotel, podobno strzelali się pod moim oknem. Piszę podobno, bo mnie, starego artylerzystę takie "piardy" z kałachów nie obudziły ;)


  13. A ona nie wchodziła w obręb Wolnego Miasta Gdańsk? Chodziło mi oto, że od 1945 r. po pierwsza była to stocznia z prawdziwego zdarzenia (zaczynała być) a po drugie nie była stocznią należącą do Polski. Dopiero od 1945 r. jest to stocznia polska? Jak jestem w błędzie to sprostuj.

    Dokładnie to było tak (w międzyczasie uzupełniłem przez edycję cytowany przez Ciebie post, uzupełniłem np. o polskie nazewnictwo i zmieniłem nieco formę, ale to bez większego znaczenia) jak poniżej. Może nie tyle sprostuję, co rozwinę :)

    Obie stocznie, Schichau Werft oraz Kaiserliche Werft powstały w XIX w. i znajdowały się dokładnie na terenach późniejszej, polskiej Stoczni Gdańskiej. Przykładowo, brama nr 3 była główną bramą Stoczni Schichaua. Obie były dużymi stoczniami z prawdziwego zdarzenia, produkującymi min. okręty wojenne. Stocznia Schichaua była bardzo charakterystyczna, stanowiła stały element krajobrazu Gdańska poprzez olbrzymi, 60-metrowej wysokości, z daleka widoczny dźwig. Oczywiście, tak jak napisałeś, w okresie międzywojennym obie stocznie znajdowały się w obrębie Wolnego Miasta Gdańska, bo jakżeby inaczej. W 1945 Sowieci rozebrali ten dźwig i wraz z wszystkimi urządzeniami stoczniowymi wywieźli do ZSRR. Polska przejęła więc tylko tereny oraz budynki, wyposażając zakład od nowa, min. w radziecki sprzęt. Tak to sojusznik przerobił nas na szaro...

    Jako ciekawostka, poniżej panorama dawnego Gdańska z charakterystycznym dźwigiem, oraz główna brama Stoczni Schichaua, istniejąca do dziś (brama nr 3).

    129477-Widok-na-stocznie-Schichaua-w-Gdansku.jpg

    eb9bdf631145b732d4d0d44a81850b6a.jpg

    Zdjęcia pochodzą ze strony prowadzonej przez mojego znajomego: rzygacz.webd.pl, oraz z portalu www.trojmiasto.pl.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.