Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Albinos


  1. Zapowiedź - i to jaka zapowiedź:

    Michał Wójcik, Emil Marat, Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK (Znak Literanova): http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,7140,Ptaki-drapiezne

    Jeśli Wójcik z Maratem utrzymali poziom z Made in Poland, to jak nic dostaniemy do ręki historyczną książkę roku. A już na pewno jedne z najważniejszych wspomnień dt. konspiracji.


  2. Najnowszy del Toro, czyli Crimson Peak: Wzgórze krwi. Połączenie Jane Austen z Edgarem Allanem Poe (wyraźna inspiracja Zagładą domu Usherów), ze znakomitą grą w wykonaniu filmowego rodzeństwa - Toma Hiddlestone'a i Jessici Chastain. Film bajecznie piękny. Można odnieść wrażenie, że wystarczyłoby zatrzymać go w dowolnym momencie, wyciąć to co widzi się na ekranie i... obraz gotowy. Wygląd domu, w którym dzieje się większa część filmu jest zniewalający. W zasadzie dom gra tutaj osobną rolę. Otoczony pustką, pusty także wewnątrz, zimny, ze zniszczonym dachem, przez który do środka co chwila coś wpada, z tajemnicą skrywaną od strychu, przez szafy stojące na korytarzach, po podziemia. Gdyby nie końcówka, tonąca we krwi, całość byłaby w tym całym strachu, jaki towarzyszy widzowi, urzekająco subtelna. Koniec końców, jeśli ktoś lubi się bać, albo lubi zwyczajnie ładne kino, powinien obejrzeć.


  3. Pomiędzy kolejnymi tomami akt ze zbiorów Tomasza Strzembosza z AAN-u (kilka pięknych fragmentów poświęconych wiadomemu człowiekowi), krótko po skończeniu Wszystkich wojen Lary Wojciecha Jagielskiego, potwierdzających, że polski reportaż językowo zmierza w stronę literatury pięknej i to tej z najwyższej półki:

    Emil Cioran, Upadek w czas - przygnębiająca i orzeźwiająca za jednym pociągnięciem. Piękno frazy, jasność myśli i ta lekka nutka paradoksu unoszącego się nad całością (coś na kształt tego, co towarzyszy mi przy Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? Bayarda).

    Aleksandar Hemon, Dwa razy życie - książka o tym, co człowiek zrobi, żeby nie myśleć o wojnie. Książka o koniu popełniającym samobójstwo i o psie, który wyczuwał kolejne ostrzały artyleryjskie. Książka o tym, co daje człowiekowi uczestniczenie w meczu piłkarskim. Książka o tym, jak kawałek po kawałku przenieść przeszłość w teraźniejszość. Książka o pewnym Włochu, co to dwa całkowicie sprzeczne zdania wypowiadał z taką samą pewnością. Książka o tak wielu obliczach, że aż trudno uwierzyć, że wszystko to zmieściło się na dwustu stronach - i to jak się zmieściło! Hemon, pisarz, co wyraźnie daje się odczuć, niektóre fragmenty jego wspomnień czyta się jak najlepszą powieść, tworzy świat z jednej strony pełen humoru i ironii, z drugiej zaś nabrzmiały od żalu, bólu i tęsknoty za tym, co choć tak go męczyło, to jednak było jego.

    Yi-Fu Tuan, Landscapes of fear - "długie trwanie" w najlepszym możliwym wydaniu. Onieśmielająco erudycyjna, znakomicie napisana i tylko, cholera, Cioran mi popsuł radość z jej czytania.


  4. Broni jako broni - no tak chyba nie do końca. No chyba że pójdziemy tokiem myślenia Waldemara Baczaka, który w ostatnich tygodniach przed Powstaniem chciał dokonać zamachu na siedzibę gestapo przy Szucha właśnie z wykorzystaniem samochodu nafaszerowanego materiałami wybuchowymi. Inna rzecz, że w przypadku zdobywania samochodów obowiązywały - podobnie jak w przypadku zdobywania broni - pewne zasady, których starano się pilnować. I jak w przypadku broni często gęsto rozkazy nijak miały się do rzeczywistości. Tak więc elementy wspólne dałoby się znaleźć.


  5. A wojny podjazdowe Chrobrego?

    Niewiele ma to raczej wspólnego z konspiracją czy ruchem oporu. Jeśli partyzantka powiązana jest z konspiracją czy ruchem oporu, to jasne, sięgnę i do niej - ale nie dla rozważań natury czysto wojskowej, ale czemu ludzie szli akurat do partyzantki, zamiast np. zostać w mieście, jak działalność w partyzantce wpływała na nich, czy powodowała jakieś różnice w porównaniu z tymi, co to działali w mieście itp. Ale prowadzenie walki na zasadzie wojny partyzanckiej przez normalne wojsko nie interesuje mnie ani trochę.


  6. Jeśli idzie o Zaborów, to były minimum dwie próby likwidacji tamtejszego posterunku żandarmerii, obie przeprowadzone przez Oddział Dyspozycyjny "A" Kedywu OW AK w 1944 r. Najpierw w nocy z 18/19 kwietnia, a następnie 27 czerwca. Zachowały się plany obu akcji, obie dokładnie opisuje w swoich listach Stanisław Sosabowski "Stasinek" (choć ten zamiast o Zaborowie pisze o Borzęcinie). Z meldunku Tadeusza Wiwatowskiego "Olszyny" do Józefa R. Rybickiego "Andrzeja" z dnia 10 czerwca wiemy, że akcje przeciwko żandarmom z Zaborowa robił ktoś jeszcze, w tym m.in. ludzie Władysława Bałaja "Egzekutora", dowódcy Oddziałów Dywersji Bojowej Obwodu Warszawa-powiat. Ale czy to o to chodzi... Kiedy Niemcy mieli przenieść się do Sochaczewa? Bo jeśli przed czerwcem 1944 r., to Zaborów odpada.


  7. Mnie przyjęto tekst w pierwotnej wersji: 110 tys do druku , dzieląc go na dwie cześci . Bywa i tak .

    To jest ciągle ponad 50 tys. znaków na jeden tekst. Dobrze byłoby dodać, co to za redakcja. Bo żadna gazeta codzienna, tygodnik, a i chyba nawet miesięcznik, a o takich pisałem, nie przyjmie raczej takiego tekstu, który de facto może spokojnie robić za solidnych rozmiarów tekst w jakiejś zbiorówce chociażby.

    A co do tego tzw. " przyzwoitego zarobku ". Uważam ,że jeżeli honorarium pokryje koszty poniesione przez autora to mnie to w zupełności wystarcza.

    Te koszty nie zawsze da się sensownie wyliczyć. Sam sporo tekstów piszę w oparciu o materiały, które zbierałem przez lata bez specjalnego przeznaczania ich do jednego konkretnego tematu. Ot wiedziałem, że to i to może mi się przydać. I nagle wykorzystuję jedną-dwie strony na kilkadziesiąt-kilkaset. Część wiedzy człowiek magazynuje sobie w głowie i nawet nie musi specjalnie sięgać do materiałów, nie licząc dokładnego brzmienia cytatów czy przypisu. Jak wtedy wyliczać ile powinienem dostać za tekst, żeby mi się opłacał?


  8. Warto się zapoznać:

    Robert Traba, O potrzebie nowych badań. Niemiecka okupacja Polski w czasie II wojny światowej w historiografii i pamięci funkcjonalnej, "Historyka. Studia metodologiczne", t. 44, 2014, s. 95-114.

    W tekście pada zdanie, po którym trudno cokolwiek dodać w temacie [s. 103]:

    Współcześnie nie prowadzi się w Polsce systematycznych badań nad okupacją niemiecką.

    Nie licząc wskazania na projekt Muzeum II Wojny Światowej, który to Traba uważa za dający nadzieję na lepszą przyszłość, wymienia on kolejne nazwiska badaczy okresu okupacji jako wyjątki potwierdzające regułę - Anna Czocher, Jerzy Kochanowski, Włodzimierz Borodziej, Jerzy Holzer, Ryszard Kaczmarczyk. Za podstawowe problemy uważa brak znajomości języka niemieckiego wśród badaczy tego okresu, co wyklucza odpowiednie naświetlenie wszelakich wątków, jak i tradycyjny warsztat analityczny, który jest jednym z czynników uniemożliwiających włączenie badań nad okupacją w dominujące trendy historiografii powszechnej. Ogólnie rzecz biorąc jest nie najlepiej, żeby nie powiedzieć - źle.


  9. W zapowiedzi - "Dzieje najnowsze", nr 3, 2015:

    Anna Marcinkiewicz–Kaczmarczyk, Zasady rekrutacji i socjologiczna charakterystyka kobiet służących w OLK i WSK AK, s. 3-24.

    Oskar Borzęcki, Brygada Korwina w szeregach ZWZ–AK w latach 1941–1943, s. 49-74.

    Justyna Dudek, Marian Gołębiewski (1911–1996). Biografia żołnierza, opozycjonisty i emigranta, s. 165-170.


  10. W artykule redakcje średnio przyjmują do 20 000 tys znaków przy 12- tce. Oczywiscie wszystko zależy od tematu , jego ujęcia itd .

    Jakie redakcje przyjmują do 20 tys.? Pisałem dla kilku (w tym dwóch dużych), i 15 tys. to był absolutny maks.

    Co do tych nikłych szans na zarobek. Od jakiej kwoty zaczyna się przyzwoity zarobek?


  11. Marcinie, ależ ja doskonale zdaję sobie sprawę z przepaści finansowej dzielącej oba obrazy :) Sama uwaga o kasie i problemach z robieniem kina wojennego przy mocno ograniczonym budżecie nie miała być w żadnym wypadku przytykiem wobec twórców "Karbali", ale zwyczajnym podkreśleniem faktu, plus de facto oddaniem Łukaszewiczowi i spółce tego, co im należne. Bo należą im się słowa uznania. Nie ich wina, że nie da się zrobić filmu napakowanego scenami walki na odpowiednim poziomie nie mając tej cholernej kasy. I to po "Karbali", gdzie scen batalistycznych jest stosunkowo niedużo, widać. Sam lubię filmy wojenne, gdzie walki jest jak na lekarstwo, a bohaterowie siedzą w okopie i rozmawiają o tym, jak to czują się "wyobcowani przez Niemców". Stąd np. za jeden z najlepszych filmów o Powstaniu uważam "Kamienne niebo" z Łomnickim. Nie zmienia to faktu, że gdzieś tam człowiek z chęcią jednak zobaczyłby polski film wojenny zrobiony pod względem rozmachu na poziomie "Helikoptera w ogniu", czy nawet "O jeden most za daleko", mojego osobistego faworyta w tej kategorii. Ale też niestety zdaję sobie sprawę z tego, że to w zasadzie niewykonalne. I tutaj wracamy do kasy, Braciaka, sytuacji polskiego kina. Błędne koło, w którym tacy jak Łukaszewicz jakoś na szczęście się odnajdują.


  12. Zgadzają się połowicznie. Walter Edward Smith był barmanem z Sydney. Do wojska zgłosił się 9 października 1939 r., na Krecie wzięty do niewoli. Najpierw trzymany w obozie na terenie Grecji, uciekał trzy razy. Przeniesiono go w okolice Torunia. Tutaj podjął trzy kolejne próby ucieczki. Powiodła mu się dopiero czwarta (siódma łącznie). Dzięki pomocy Polaków w drugiej połowie 1943 r. trafił do Warszawy, gdzie otrzymał papiery na pewnego Belga. Mieszkał na Starym Mieście. Wiadomo, że w trakcie Powstanie znalazł się w Śródmieściu. Wywiad z nim ukazał się w "Rzeczpospolitej" z 26 sierpnia. To w skrócie. Więcej, dla zainteresowanych, we wzmiankowanym już wcześniej tekście: Warszawskie powstanie światowe, "Focus Historia extra", nr 3/2014, s. 44-49.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.