Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Albinos


  1. Jak o pracy likwidatorów podziemia od jakiegoś czasu zaczyna się mówić coraz więcej, tak o tym, co niejednokrotnie działo się przed samym wykonaniem wyroku, praktycznie się nie wspomina. Tymczasem przesłuchania jakim poddawano skazanych na karę śmierci są faktem. W dniu 6 maja 1944 r. Wincenty Kwieciński "Lotny", wówczas już szef Kontrwywiadu Komendy Okręgu Warszawa AK, przesłuchiwał małżeństwo Kułakowskich, zamieszanych w sprawę Jerzego Tabęckiego "Lasso". Sam "Lasso" przed tym jak go zastrzelono również miał zostać przesłuchany - ostatecznie przebieg wypadków zmusił wykonawców do samego wykonania wyroku. Przesłuchiwano także Eugeniusza Świerczewskiego "Gensa", agenta Gestapo współpracującego z Kalksteinem i Kaczorowską. W połowie maja 1944 r. żołnierze DB składu F (jeden z rejonowych oddziałów Kedywu OW, Obwód VII AK Warszawa) Zygmunta Migdalskiego "ZZ", przesłuchiwali Bolesława Walichnowskiego oraz Stefana Poleszczuka, na których wykonano później wyroki śmierci za szantażowanie i wydawanie ludzi w ręce Niemców.

    Podobnych przypadków w źródłach można by znaleźć zapewne jeszcze więcej. Rzecz w tym, że opisy sprowadzają się do informacji o samym przesłuchaniu, oraz ewentualnie wiadomości, jakie udało się wyciągnąć. Nigdy natomiast nie natrafiłem na żadne zalecenia/rozkazy/instrukcje co do sposobów przeprowadzania takich "badań". Czy jak w przypadku likwidacji trzeba było spełniać określone wymogi, aby wziąć w czymś takim udział (wiek, szczególne predyspozycje, własna inicjatywa/wykonywanie rozkazu itp.)? Czy dawano wskazówki co do tego, jak przeprowadzać przesłuchania (miejsce, metody)? Spotkał się kiedyś ktoś z czymś podobnym?


  2. Fragment wywiadu Emila Marata i Michała Wójcika z Lucjanem Wiśniewskim "Sępem", likwidatorem z oddziału 993/W [E. Marat, M. Wójcik, Ptaki drapieżne. Historia Lucjana "Sępa" Wiśniewskiego, likwidatora z Kontrwywiadu AK, Kraków 2016, s. 178-179]:

    [EM, MW] W wielu powojennych wspomnieniach mowa jest o likwidacjach, które zawsze poprzedzało przeczytanie wyroku. I na filmach też to widać. Był czas na czytanie całej sentencji: "W imieniu Rzeczypospolitej..."?

    [LW] Nie, nie przypominam sobie. Ani razu. To jest tylko legenda.

    [EM, MW] Przecież Stefan Korboński nawet zatytułować swoją książkę: "W imieniu Rzeczypospolitej..."

    [LW] Nigdy nie było nawet takiego polecenia, żebyśmy skazanym na śmierć czytali sentencję wyroku Sądu Wojskowego czy Cywilnego. Nie było ani czasu, ani możliwości... Żadnego czytania wyroków nie było. Była taka jedna sytuacja, rzeczywiście, ale nie czytaliśmy wyroku "delikwentowi", tylko wytłumaczyliśmy jego żonie, że wykonujemy wyrok w imieniu Rzeczypospolitej...

    Zaznaczmy jeszcze, że "Sęp" brał udział w ponad 50 akcjach tego typu (w 993/W, ale i w pułku AK "Garłuch").


  3. Czyż takie stanowisko w nauce nie jest tożsame z Twoją tezą ? pozwoliłem sobie załączyć ten wyimek z mojej wypowiedzi w nawiązaniu do Twojej ostatniej . Jak widzisz , nie ma między nami zbytnio różnicy w używaniu aparatu naukowego ( wg. Ciebie tzw szkoła Annales a wg. mnie szeroka analiza porównawcza w stosunku do INNYCH ZNANYCH twardych faktów ).

    Krakusie - ufam, że między nami jest więcej podobieństw (z jednym podstawowym - zamiłowaniem do nauki). Jednak i różnice są dość wyraźne. Ale dzięki temu przynajmniej historia nie jest robiona (czyt. badana) na jedno kopyto. I dopóki odbywa się to z poszanowaniem zasad rzetelności badawczej - też dobrze.


  4. Wątpię żebym zwrócił na to wszystko uwagę gdybym czytał odnośne rozdziały jakiejś mądrej książki pisanej według reguły jakiejś historycznej szkoły.

    Euklidesie, najpierw poznaj tę szkołę, sprawdź co byś zrozumiał stosując się do jej sposobu uprawiania historii - a potem formułuj swoje wątpliwości. Bo ze swojego doświadczenia mogę napisać jedno: mylisz się tak bardzo, jak to tylko możliwe. Szkoła Annales swoje istnienie opierała na szczegółach, z tym że te szczegóły wyłapuje z tak wielu epok i dziedzin, że jest w stanie obejrzeć go z maksymalnie wielu stron. Skąd masz np. wiedzieć, które z zachowań owego ministra wynikały z cech jego charakteru, które stanowiły odpowiedź na bieżącą sytuację, a które zostały mu niejako narzucone przez środowisko, w którym się wychowywał, przez wpływy kulturowe, jeśli nie sięgniesz do podobnych postaci z innych epok, nie spróbujesz przyłożyć ich postaw do badań psychologów, antropologów, kulturoznawców itp.?


  5. Jednak wg. mnie sama historia winna być ...

    Ano właśnie, według Ciebie. Za dużo między nami różnic krakusie (Ty lubisz bezpieczeństwo w nauce, ja chcę czasem trochę zaryzykować, Ty wolisz twardy fakt, dla mnie jest on bez znaczenia bez otoczki i interpretacji, Ty wszystkiego musisz dotknąć sam, ja nie lubię wyważać otwartych drzwi itd.). W związku z tym nie widzę sensu w dalszym ciągnięciu tej dyskusji, z której i tak nic poza stratą czasu nie wyniknie.

    Z wyrazami szacunku oraz życzeniami powodzenia w pracy naukowej (nawet jeśli różnimy się w podejściu do niej),

    Sebastian Pawlina.


  6. Trochę trudno mi się z tym wszystkim zgodzić. Przykladanie zbyt wielkiej uwagi do łapania szerszego obrazu jakiegoś zjawiska grozi tym że zatracimy rolę jednostek w nim. Tło jakichś wydarzeń jest potrzebne ale nie należy z nim przesadzać. Tym bardziej że ostatnio z pewnym zdumieniem zauważyłem że w historii ciągle jest wiele do odkrycia, a przede wszystkim są tematy nietknięte.

    Euklidesie, łapanie szerszego obrazu (nie tła!) jakiegoś zjawiska, to jedna z najważniejszych szkół historycznych XX wieku. Szkoła Annales. W historii zawsze będzie wiele do odkrycia. I nigdy nie odkryjemy wszystkiego, bo zawsze coś nam umknie, coś będzie w danym momencie niewygodne, coś przegra z czymś innym. Problem w tym, że przy takim podejściu to my ciągle będziemy zajmować się tym, co nieodkryte, ciągle zajmować się będziemy twardą historią, odbierając sobie możliwość zrozumienia tej historii. A rola jednostek. Wręcz przeciwnie, "długie trwanie" pozwala lepiej dostrzec rolę jednostek. Pokazuje bowiem, na ile to co się dzieje jest efektem działań ludzi, w tym jednostek, a na ile stanowi relikt przeszłości, na który nie mamy de facto większego wpływu. Znakomity przykład. Irak po interwencji amerykańskiej. Na ile to co się tam działo było efektem działań USA i ich sojuszników, a na ile stanowiło kontynuację procesów istniejących w Iraku od dawien dawna. Bez zbadania tych procesów, i to w czasach najdalszych z możliwych, nie wyłapiemy źródeł wydarzeń z naszych czasów.

    Spór o to, czy zajmować się wydarzeniami czy zjawiskami, jest sporem o rolę historii. W pierwszym wypadku jest ona prowincjonalną nauką, która nikomu do niczego nie jest potrzebna. W drugim przypadku staje się sposobem na wyjaśnianie świata. Jako historyk z wykształcenia i z zawodu nie godzę się zwyczajnie na spychanie jej gdzieś tam na obrzeża tego co ważne.


  7. Żródła oczywiście podlegają ...weryfikacji czyli PRAWDZIWOŚĆI ( sensu largo )faktu . Wybacz jednak , tę weryfikację wolę przeprowadzić SAM ... jako agnostyk i sceptyk z przekonania . ( SAM też kreuję swoich ..BOGÓW ). Dlatego że wiem ,że człowiek ( tudzież inne istoty ) mają : dwoje oczy , dwoje uszy i tylko jeden język , co przesłanką moją jest .

    PS. Jak można udowodnić sprzeczność : gdy w żródle stoi A a dowodzi się , że jest to B ? Czyżby uważasz Waść sofistykę równoważną logice ? Można i tak bo wszak Heraklit ...wiecznie żywy szczególnie dziś .

    Krakusie57 daruj, ale niestety nie pierwszy raz rozumiem, o co Tobie się w zasadzie rozchodzi. Jakbyś zechciał pisać ciut bardziej zrozumiałym językiem. Bo taki rwany to może i jest fajny w opowiadaniach Bukowskiego, ale kiedy rozmawiamy, wolałbym nie zastanawiać się jaki jest sens wypowiedzi. Taka prośba.

    Co do meritum (które udało mi się wysupłać). Szanowny krakusie57, weź do ręki, dla przykładu, jedną z ostatnich prac Marcina Kuli. Źródeł w nich maleńko, opracowań różnych i najróżniejszych - bez liku. Tymczasem o historii, jej rozumieniu, sposobie uprawiania, mówią zdecydowanie więcej, niż opasłe tomiszcza z przypisami źródłowymi zajmującymi na stronie więcej miejsca niż tekst główny. Czemu? Ano temu, że autor jest historykiem (i socjologiem), z ponad 50-letnim doświadczeniem, i całkiem nieźle zna się na tym, czym się zajmuje (czego dowodem chociażby lista jego uczniów, łatwa do sprawdzenia). I przez ostatnie kilka lat nauczył mnie (osobiście), że przykładanie zbyt wielkiej wagi do źródeł, jest błędem. Równie istotne jest myślenie, umiejętność dostrzegania szerszych zjawisk w historii. Żeby to zrobić, trzeba mieć odpowiednią wiedzę, wykraczającą poza podręczniki akademickie, a obejmującą w zasadzie wszystkie epoki ("długie trwanie", ufam, że termin znany), różne dziedziny nauki. Tych z kolei człowiek nie ma zwyczajnie czasu poznać w stopniu wystarczającym. Mam całą listę prac z zakresu starożytności, średniowiecza itd., ale i antropologii, psychologii itp., o których wiem, że w przypadku swoich badań muszę poznać, ale i rozumiem, że fizycznie nie dam rady. Muszę więc sięgnąć czasem do tekstów omawiających te badania, żeby wiedzieć co w trawie piszczy. Poznaję w ten sposób podstawowe ich założenia, jestem w stanie spisać sobie dodatkowe kilka pytań badawczych (ot chociażby jakiś czas temu czytałem krótki tekst Roberta Traby o potrzebie nowych badań nad okupacją - dzięki rozeznaniu Traby w literaturze skróciłem sobie drogę do pewnych pytań, ale i wiem, na jakie wątki warto zwrócić uwagę z racji ich słabej reprezentacji w badaniach innych historyków), jestem w stanie ustalić sobie zestaw tych książek, które na pewno muszę przeczytać. W przeciwnym wypadku zakopałbym się w masie książek, które po jakichś 200 stronach okazałyby się być dla mnie stosunkowo mało istotnymi, bo albo powtarzają wyniki badań kogoś innego, albo przelatują po temacie bardzo powierzchownie, albo nie odnoszą się do jakiegoś problemu, który dla mnie jest ważny. Historia jako nauka musi się rozwijać, a przy obecnej masie wiedzy, jaką trzeba sobie w tym celu przyswoić, pewne rzeczy (takie jak prace oparte głównie o teksty innych naukowców) są zwyczajnie koniecznością. Inaczej staniemy w miejscu.

    To prawda-mi np. przy czytaniu książki "Od Konstantynowa do Piławiec" przyszły na myśl pytania które wcześniej raczej nie przychodziły mi do głowy:

    Roman Różyński nie rozumie. Wyjaśnię. Łopatologicznie. O historii można rozmawiać na kilku poziomach. Dwa takie najprostsze to, nazwijmy je tak dla ułatwienia: twarda historia i historia zjawisk. Pierwsza opiera się na znakomitej znajomości źródeł dotykających jakiegoś stosunkowo wąskiego tematu. Takiego jak jakaś bitwa, życie codzienne gdzieś tam czy czyjś życiorys. Idziemy do jednego, drugiego i dziesiątego archiwum, poznajemy wszystkie możliwe teczki, czytamy tonę wspomnień, jakąś tam liczbę opracowań pozwalających nam zarysować stan badań i tło epoki, po czym odtwarzamy z tego wszystkiego przebieg wydarzeń. W drugim przypadku nasz temat jest odrobinę bardziej rozciągnięty w czasie i dotyczy zjawisk, które trwając po dziś dzień mają swoje korzenie hen hen dawno temu. Od starożytności po XXI wiek. Tak więc narodziny. Tak więc śmierć. Tak więc jedzenie. Tak więc pieniądze. Tak więc zabawa. Tak więc władza i opór przeciwko niej. I tak można by wyliczać jeszcze od cholery. W przypadku takich zagadnień fizyczną niemożliwością jest poznanie wystarczającej liczby źródeł ze wszystkich epok. Bo raz, fizycznie człowiek nie da rady przeczytać i przerobić wszystkiego, dwa, nie ma kompetencji do odpowiedniej weryfikacji każdego źródła. Albo więc zarzucamy temat i dalej zajmujemy się drobnymi wycinkami dziejów, albo podejmujemy wyzwanie i sięgamy do bardziej ogólnych prac innych naukowców, którzy za nas wykonali żmudną robotę opisania jakiegoś zjawiska w miarę wąskim wymiarze czasowym. Tutaj też mamy do wyboru dwa typy opracowań. Pierwsze, bardziej szczegółowe, będące wynikiem prac nad źródłami. Drugie, bardziej ogólne, prezentujące właśnie wyniki badań tych pierwszych (ale prezentujące wyniki i stawiające pytania badawcze dla innych, nie mam na myśli prac kompilatorskich, gdzie przepisuje się czyjeś ustalenia, to jest zupełnie inna bajka).

    Przykład który Roman Różyński podał, to klasyczna "twarda historia", dodatkowo jak rozumiem będąca efektem kompilacji prac innych znawców tematu. Czyli coś, co jest biegunowo odległe od tego, o czym piszę od samego początku.

    Nie chodzi o zasypywanie, tylko ułożenie faktów podanych w źródłach w harmonijną całość.

    Rzecz w tym, że w historii układanie faktów w harmonijną całość, to jeden z kilku, do tego najprostszy możliwych poziom prowadzenia badań. Dopóki ktoś tego nie zrozumie, to i dyskusja jest bez sensu. Bo to tak, jakby nagle ktoś podający kebaba na dworcu zaczął rozmawiać o gustach kulinarnych Polaków z krytykiem kulinarnym.


  8. Mity można tak samo podpierać książkami, z których źródła się wylewają. Zawsze mi się wydawało, że o wartości książki naukowej decyduje przede wszystkim rzetelność autora/badacza, poparta odpowiednią wiedzą (opartą rzecz jasna na źródłach). Źródła wszak można sobie dobierać swobodnie, tak żeby pasowały pod dobraną tezę. Przeciętny czytelnik i tak nigdy w życiu nie będzie miał okazji zweryfikować, ile w takim opasłym tomie jest prawdy. Więc już może nie mitologizujmy tych "źródeł".

    PS. Czy słowo " tylko " NIC nie mówi ?

    Mówi. I nie zmienia mojego stanowiska, które nie odnosi się do wpisu krakusa57 kropka w kropkę (stąd pisałem o pracach, które opierają się głównie na pracach innych), ale jedynie szerzej traktuje problem źródeł (to już na studiach historycznych uczą, żeby źródłom nie ufać), a które dla krakusa57 zdają się być czymś, bez czego o historii nie warto rozmawiać. Praca oparta przede wszystkim na pozycjach książkowych autorstwa innych historyków/badaczy/specjalistów-amatorów może stwarzać np. okazję do stawiania pytań, których inaczej nigdy byśmy sobie nie postawili. Niekoniecznie trzeba zasypywać się źródłami.


  9. Pomijaj WSZYSTKIE pozycje które bazują tylko na ...bibliografii. Szukaj ZRÓDłOWYCH danych .

    Nie każda warta uwagi pozycja musi opierać się na danych źródłowych wyciągniętych z archiwum czy jakichś wspomnień. Czasem warto przeczytać sobie coś, co opiera się głównie na publikacjach innych historyków, żeby złapać szerszy obraz jakiegoś zjawiska. Bez tego człowiek pozbawia się możliwości odniesienia tych bardziej szczegółowych prac do jakiegoś ogółu. Więcej - bez syntez skupiających się na prezentowaniu wyników badań innych historyków, praca historyka powoli staje się dzisiaj niemożliwa. Nie ma bowiem sposobu, żeby poznać wszystkie możliwe źródła na każdy możliwy temat, a do tego jeszcze prace opisujące na 300-400 stronach drobne wycinki historii. Grozi to czymś szczególnie niebezpiecznym - bardzo wąską specjalizacją. Jasne, na krótki dystans jest ona fajna, ale z czasem staje się nudna i niespecjalnie komukolwiek do czegokolwiek potrzebna (pomijając stosunkowo nieduże grupy badaczy i specjalistów-amatorów), zamieniając historię w sztukę dla sztuki.


  10. We wtorek 15 grudnia w Warszawie w wieku 95 lat zmarł ppłk Antoni Bieniaszewski "Antek", w czasie wojny żołnierz Tajnej Organizacji Wojskowej i Kedywu OW AK (w grupie "małego sabotażu" dowodzonej przez jego kuzyna, Edwarda Paszkowskiego "Wiktora"), w Powstaniu Warszawskim dowódca III plutonu 8. kompanii batalionu "Kiliński". Po kapitulacji jeniec (nr 298382) Stalagu XI A Altengrabow, Stalagu X B Sandbostel i Oflagu X C Lübeck.

    Za dwa dni skończyłby 96 lat.

    Cześć Jego Pamięci!


  11. Pominięcie CAŁOŚCI zagadnienia życia ekonomicznego społeczeństwa pod okupacją bez wychawalanego podziemia. Zatrudnienia i wynagrodzenia ( przedstawiany obraz to swoista papka wedle schematu przedstawiania lat 80 - tych czyli ocet i musztarda ), ubezpieczenia , opieki medycznej , szkolnictwa , relacji cen ( ceny stałe - ustalane urzędowo ! ) sprawy wsi czy zachowań społecznych , nie tylko antysemityzm ale zwykłe donosicielstwo na drugiego rodaka ( nie zastanawia się nikt JAK Niemcy bez problemu kolejno aresztowali całe główne struktury podziemne ? )itp. itd. To wszystko można znależć w archiwach .Żaden problem .

    Skoro znalezienie takich informacji to żaden problem, to krakus57 zapewne orientuje się, ile to tych głównych struktur podziemia Niemcy rozbili dzięki polskim konfidentom?

    Każdy kto choć odrobinę myśli bucha śmiechem czytając ple , ple jak to Naród walczył i był niezłomny ( zaiste dziwnym jest mając 0.5 mln armię i własny podziemny rząd - jedyny ponoć na świecie - pozwolić zburzyć swą stolicę wraz z rzezią jej mieszkańców i czekać na żołnierza ze wschodu aby ten pokonał Niemców . Tego nawet Jarry z Mrożkiem by nie wymyslił) . Prace pamiętnikarskie ( i nie tylko ) pokazują zupełnie odwrotny obraz. Tylko prace te są NIE WYDANE , aliści o ironio dostępne ( nie wszystkie ) on - line. Sapienti sat .

    Z ciekawości - jakiż to obraz wyłania się z tych nie wydanych prac pamiętnikarskich (i nie tylko)? Bo tak na moje, to już samo to jak liczne było podziemie, dowodzi, że społeczeństwo jednak walczyło. Nie da się utrzymać przez ponad pięć lat struktur konspiracyjnych, i to tak rozbudowanych, bez wsparcia ludzi spoza organizacji. A już argument z burzeniem stolicy, rzezią jej mieszkańców i czekaniem na żołnierza ze wschodu, jest cokolwiek dziwny. Jak końcowy efekt, będący w dużej mierze wynikiem gigantycznej dysproporcji sił, ma rzutować na to, jaki to ten naród był w rzeczywistości? Mogę prosić o wyjaśnienie? Tylko w miarę łopatologiczne jeśli łaska.

    Nie sądzę aby takowe prace się ukazały . Jak poprzednio byłyby na indeksie zwanym popularnie wtedy prohibity ( choć angielszczyzna teraz w modzie ). A gdyby , to w momencie wejscia na rynek autorzy byliby ... pozbawieni obywatelstwa polskiego .

    Boziewicz jest wszak nieaktualny jak również drugi autor na B ( Bocheński ) a społeczeństwo czyli jednostka CHCE przeżyć . I nie ma tu w tym NIC dziwnego .

    Kiedy Jan Grabowski, Barbara Engelking-Boni, Anna Bikont czy - wychodząc trochę poza samą okupację - Marcin Zaremba, zostali pozbawieni obywatelstwa polskiego?


  12. Żeby lepiej zrozumieć to, co Cię interesuje. Historia Tyberiuszu to nie tylko oderwane od siebie wydarzenia, ale także procesy, zjawiska, które ciągną się od starożytności do dnia dzisiejszego. Jasne, można zajmować się tylko jedną epoką, jedną wojną, jedną postacią i czerpać z tego radość. Ale można też spróbować zrozumieć, co jest takiego wyjątkowego w tej jednej epoce, wojnie, postaci. A nie da się tego zrobić nie próbując się dowiedzieć, jak wyglądały inne epoki, inne wojny, jak wyglądały życiorysy ludzi, którzy czy to zajmowali się tym, co ten mój jeden bohater, czy to żyli w tych samych czasach. Zaręczam, że szukanie odpowiedzi na rodzące się wówczas pytania daje frajdę bez porównania większą od tej, jaką daje sucha wiedza np. o przebiegu jakiegoś konfliktu.


  13. Wprowadzona godzina policyjna (Sperrstunde) niewątpliwie rodziła szereg problemów.

    Ogólnie tak - chociaż konspiracja dawała sobie i z tym radę. We wspomnieniach bez większego wysiłku można znaleźć fragmenty poświęcone korzystaniu z odpowiednich przepustek (otrzymywanych z racji zatrudnienia - taką przykładowo posiadał Jerzy M. Tabęcki "Lasso" z Kedywu OW, który, według notatki Zbigniewa Lewandowskiego z dnia 9 września 1972 r., miał pracować w bliżej nieokreślonym wyższym urzędzie niemieckim) czy też zwyczajnemu ryzykowaniu i przemykaniu się ulicami z nadzieją, że jakoś to się uda.

    A tu taka; dla mnie zaskakująca informacja; przy okazji relacji z remontu i przygotowywania teatru miejskiego w Warszawie (w gmachu dawnego Teatru Polskiego), zamieszczonej w "Nowym Kurierze Warszawskim" (nr 235, 5/6 października 1940 r.) podano tam do informacji, że bilet na przedstawienie będzie "automatycznie nocną przepustką".

    Czy rzeczywiście tak je traktowano? A jeśli tak to czy ktoś z konspiracji korzystał z takiej furtki?

    Osobiście nie zdziwiłbym się nawet, gdyby ewentualne potraktowanie biletów jako nocnych przepustek było pomysłem podziemia.


  14. Jeśli ktoś zajmuje się historią Warszawy prędzej czy później musi natknąć się na prace Krzysztofa Jaszczyńskiego. Miałem niewątpliwą przyjemność poznać go osobiście (choć nie we wszystkim się zgadzaliśmy). Szczególarz, ale w takim pozytywnym sensie. Z najdrobniejszej informacji potrafił wyłuskać niejedną wartościową rzecz. Nie raz mnie tym zaskakiwał. Szalenie pozytywny człowiek, który tak mocno wrósł w krajobraz środowiska varsavianistów, że jakakolwiek próba wyobrażenia sobie go bez niego wydawała się być bez sensu. Aż do teraz.


  15. Trzeba zacząć robić miejsce na półkach (albo nowe półki):

    Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, t. I, cz. 1: Wrzesień 1939 – czerwiec 1941, Warszawa 2015 (wydanie II, poprawione i uzupełnione; Instytut Pamięci Narodowej i Studium Polski Podziemnej – Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie): http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/armia-krajowa-w-dokumentach-19391945,-t.-i,-cz.-1

    Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, t. I, cz. 2: Wrzesień 1939 – czerwiec 1941, Warszawa 2015 (wydanie II, poprawione i uzupełnione; Instytut Pamięci Narodowej i Studium Polski Podziemnej – Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie): http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/armia-krajowa-w-dokumentach-19391945,-t.-i,-cz.-2


  16. Małe co nieco o konspiracyjnych pensjach (dodatkach, zapomogach itp.): Armia Krajowa. Najlepszy pracodawca w okupowanej Polsce?

    Więcej o codzienności organizacyjnej w: Jak przetrwać, to tylko w podziemiu! Życie w konspiracji [w:] Wielka księga Armii Krajowej, Kraków 2015, s. 115-150.

    Gdyby komuś było ciągle mało (i słusznie), to za czas jakiś będzie miał okazję bliżej poznać zagadnienie na przykładzie Kedywu Okręgu Warszawa AK.


  17. Nowości:

    Anders Rydell, Bezcenne. Naziści opętani sztuką (Wydawnictwo Albatros): http://prus24.pl/bookstore,details,9788378853985,BEZCENNE-NAZISCI-OPETANI-SZTUKA.html - grabież polskich zbiorów to jedynie jeden z kilku wątków, ale warto zobaczyć, jak przedstawiało się to na tle ogólnych działań Niemców. Poza tym zwyczajnie znakomicie napisane.

    Stanisław Waltoś, Grabież ołtarza Wita Stwosza (Wolters Kluwer SA): https://www.profinfo.pl/prawo-karne/prawo-karne-materialne/p,grabiez-oltarza-wita-stwosza,343955.html

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.