Skocz do zawartości

Mateuszc1

Użytkownicy
  • Zawartość

    20
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O Mateuszc1

  • Tytuł
    Ranga: Licealista

Poprzednie pola

  • Specjalizacja
    PRL

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna
  1. Donos mógł być rzeczywiście kiepskim przykładem. Chodziło mi ogólnie o trudność ocen moralnych podejmowanych w czasach wyjątkowych (wojna, okupacja, totalitaryzm), gdy każda decyzja moralna może prowadzić do śmierci swojej lub bliskich. Jeśli ktoś skazuje innych na pewną śmierć w imię czystego antysemityzmu albo zawiści, to to jest oczywiście zjawisko skrajne - odrażające i godne potępienia. Ale po wielokroć częstsze zjawisko - odmowa pomocy w obawie przed utratą wlasnego życia jest już niejednoznaczna moralnie
  2. "Nie czas", ponieważ za parę godzin jadę nad morze i będę dopiero za ok. 5 dni z powrotem w domu. Teraz się szykuję ;-). Nie, chodziło mi o Carla Schmitta ;-). Ależ przedstawiłem te wypowiedzi - to są te osoby, które wypowiadały się na kongresie programowym PiSu. "Obóz polityczny pana prezydenta" to partia Prawo i Sprawiedliwość, a więc osoby zaproszone i wypowiadające się na kongresie tej partii, uznaję za reprezentatywne dla tego tematu. Widziałem kiedyś pojedyncze osoby z flagami sierpa i młota na demonstracji, ale środowiska te nie są mi niestety znane. Myślę więc, że są to środowiska na tyle marginalne, że można je zignorować. Otwarta sympatia do idei stalinizmu nie jest w Polsce znaczącym zjawiskiem społecznym. Gdyby takie sympatie zaczęły wykazywać szersze rzesze Polaków (co można by wykazać za pomocą sondaży społecznych), to wtedy byłby pewien asumpt do dyskusji. Taka osoba jest dla mnie osobiście bohaterem, ale już osoby, która na Żydów donosiła w obawie o swoje życie, nie byłbym w stanie jasno skategoryzować. O ile pojęcie 'bohaterstwa' bywa często oczywiste, o tyle pojęcie 'zdrajcy' jest po stokroć trudniejsze i bardziej skomplikowane. A rolą historyka jest - w moim odczuciu - ukazywanie tego skomplikowania i tłumaczenie go. Osobiste emocje zawsze są, ale nie powinny stanowić motoru polityki pamięci w pluralistycznym społeczeństwie.
  3. W takim razie zapraszam do mojego obszernego artykułu na temat pamięci i historii: http://pikio.pl/klamstwo-ipnu-czyli-polakow-problemy-z-pamiecia-oraz-historia/ Artykuł ten później nieco zmieniałem (niektóre zbędne zdania czy akapity, albo niefortunne sformułowania) ale w zmienionej formie go jeszcze nie publikowałem publicznie. Ale co do głównych tez - podtrzymuję je w całej rozciągłości. Chodzi mi m.in. o wypowiedź pana A. Dudy w trakcie debaty prezydenckiej nt. Jedwabnem oraz o spotkanie i pośrednie wyrażenie poparcia dla pana Jana Żaryna i jego miesięcznika "W sieci Historii". Co do przedstawicieli PiSu to bardzo mi się nie podoba np. następująca wypowiedź z ostatniego kongresu programowego tej partii: "Chodzi o to, aby nasza młodzież potrafiła określić, kto jest bohaterem, a kto zdrajcą". Jestem zdecydowanym przeciwnikiem patrzenia na historię w kolorach czarno - białych. Szczególnie, że mianem 'zdrajcy' określono nie tylko wybitnego intelektualistę, ale też osobę bliską mojemu sercu jaką jest prof. Zygmunt Bauman. Nie podobają mi się słowa, że należy " pomóc IPN-owi, aby mógł skutecznie ścigać antybohaterów, zaprzańców, kolaborantów". Uważam, że kwestie rozliczeń karnych powinny zostać przekazane w całości zwyczajnym sądom. Cytaty są z tego źródła: http://wpolityce.pl/historia/258200-chodzi-o-to-aby-nasza-mlodziez-potrafila-okreslic-kto-jest-bohaterem-a-kto-zdrajca-wazny-panel-o-polityce-historycznej-na-kongresie-myslac-polska-nasza-relacja To jest świetne i bardzo trudne pytanie. Po pierwsze, trzeba wyraźnie zdefiniować i odróżnić 'zwolennika totalitaryzmu' od 'zwolennika/sympatyka PRL'. Te dwa pojęcia się ze sobą z całą pewnością nie pokrywają. PRL był ustrojem totalitarnym tylko przez parę lat a symbolicznym końcem był Październik 1956. 'Zwolennicy totalitaryzmu' czyli ludzie wierzący w komunizm to z całą pewnością rzesza członków KPP z lat przedwojennych oraz rozmaici 'fellow-travelers' (ot, Bruno Jasieński). Potem mamy ludzi, którzy uwierzyli w komunizm i poparli stalinizację Polski w latach 1949-1956. Po 1956 komuniści znaleźli się w odwrocie, a po marcu 1968 możemy zaryzykować stwierdzenie, że byli w ogromnej mniejszości (chociaż bywali jacyś komunistyczni ortodoksi, ale stanowili raczej wyjątki. Na przykład Jarosław Ładosz albo Stanisław Kociołek). Rok 1989 położył ostateczny kres utopii komunistycznej. Stwierdziłbym więc, że sympatyków totalitaryzmu w Polsce nie ma od co najmniej 1989 roku, a byli marginalnym zjawiskiem już przez pewien czas PRL. Jedyne wyjątki jakie przychodzą mi na myśl to Kazimierz Mijal, ale w sferze społecznej sympatia do komunizmu (czyli totalitarnej idei) jest czymś martwym. Co innego sympatia do PRLu, ale to już inna sprawa. Co zrobić z tymi, którzy poparli totalitaryzm? Co zrobić z Jakubem Bermanem, Bruno Jasieńskim, KPP-owcami i innymi ortodoksyjnymi komunistami? Tu znowu trzeba odróżnić, tych którzy się od tej idei później odcięli i często wręcz przyczynili się do jej upadku (Leszek Kołakowski, Zygmunt Bauman), a tymi którzy zostali wierzącymi komunistami do samego końca. Tych pierwszych można czasami powoli rehabilitować (oczywiście pamiętając o ich 'brudnej' przeszłości), ale z tymi drugimi sprawa jest o wiele trudniejsza. Na pewno człowiek, który ma krew na rękach (Bierut, Berman) nie zasługuje na nobilitację typu pomnik czy nawet nazwa ulicy. Ale z drugiej strony nie można tych ludzi ot tak wymazywać - trzeba wgłębiac się w ich motywy i analizowac ich poczynania oraz brać pod uwagę okoliczności, które skłoniły ich do tych wyborów. Podobnie jest z rozmaitymi sympatykami nazizmu/faszyzmu jak Heidegger, Schmitt, Cioran, Celine, Brasillach? Jak podchodzić do Sartre'a, Morelau-Ponty'ego, Simone de Beauvoir, Pabla Picassa i wielu innych zdeklarowanych komunistów? To jest bardzo trudny i skomplikowany temat, którym bardzo mocno się interesuję. Ale nie czas tutaj na takie rozprawki. Aby odpowiedzieć w skrócie na Twoje pytanie - ludzi reprezentujących 'pamięć totalitarną' w Polsce nie ma od dłuższego czasu. Można się spierać czy taki Adam Schaff był komunistą do końca i w jakim sensie, ale to przypadki naprawdę marginalne. Utopia komunistyczna jest w Polsce martwa i to chyba definitywnie. Z kolei pamięc osób, które szanowały i lubiły PRL są odrębną kategorią, moim zdaniem wartą pielęgnowania (oczywiście, musi byc równowazona przez pamięć anty-PRLowską, pamięć o ofiarach represji itp). Co zrobić z pamięcią po dawnych komunistach i zwolennikach totalitaryzmu? Na pewno ich nie opiewać, ale mimo to starać się ich zrozumieć. Prowadzić seminaria, wydawać książki, być może stworzyć muzeum pamięci o niektórych z nich. Różnicować na tepych katów stalinowskich, skazanych na potępienie i osoby, które poza miłością do komunizmu obdarowały nas piękną i wartościową spuścizną (vide ten nieszczęsny Jasieński). Tych drugich oceniać w sposób wywazony i upamiętniać także dobre rzeczy, które zrobili. Być może obdarowac niektórych z nich jakimiś ulicami, uważam bowiem ze nazwa ulicy (szczególnie jakiejś podrzędnej) wcale nie musi oznaczać opiewania kogoś (opiewaniem jest na pewno pomnik czy nazwanie imieniem jakiejś głównej, znanej ulicy). Takie 'totalitarne' uliczki mogą się za to przyczynić do pluralizmu pamięci i do przypomnienia, że ci ludzie żyli. Temat jest na pewno bogaty i warty dyskusji.
  4. Jest to krótki ;-) komentarz publicystyczny, z tego też powodu operuje on uproszczeniami czy nie do końca naukowym słownictwem. Chodziło mi nie o tworzenie rozprawki popularno-naukowej (chociaż często je tez piszę) tylko o rodzaj pewnego przemyślenia, komentarza, który można swobodnie przeczytać w parę minut. Jest on skierowany do osób, które interesują się tym tematem, dlatego też darowałem sobie definiowanie wszystkich pojęć (wyszła by dłuższa rozprawka popularno-naukowa). I wydaje mi się, że pojęcia 'polityka pamięci, 'polityka historyczna', pamięć narodowa' są pojęciami ogólnie znanymi, chociaż istnieją różnice w dokładnych definicjach. Poza niuansami, zakładam że jednak przeciętny czytelnik powinien wiedzieć "o co biega" ;-). Odwołuję się dużo do potocznej wiedzy w bieżącym dyskursie historyczno-publicystycznym. "Obóz prezydenta-elekta" czy "winy Niemców" wydają mi się być terminami powszechnie funkcjonującymi w tym dyskursie i chociaż nie muszą być w 100% precyzyjne w takiej krótkie formie, to wydają mi się być wystarczająco klarowne. Zawsze mogę sprecyzować w komentarzu ;-). Ogółem - chodziło mi o luźny komentarz w toczącej się obecnie dyskusji publicystyczno-politycznej, bez tłumaczenia świata od początku i bez wdawania się w naukowe niuanse. Możliwe, że powinienem był być w niektórych punktach bardziej precyzyjny - dzięki za uwagi, postaram się nad tym popracować. Zgadzam się co do justowania i zbyt częstego "moim zdaniem" (chciałem podkreślić, że jest to stricte subiektywny komentarz publicystyczny, ale jak teraz patrzę, to rzeczywiście było to niepotrzebne). Moja nieuwaga, mea culpa.
  5. Witam wszystkich użytkowników forum, w załączniku zamieszczam mój artykuł "„Polityka pamięci”, „polityka historyczna” nowego prezydenta? Głos w dyskusji.". Wyrażam w nim swoją opinię w jakim kierunku powinna zmierzać polska polityka pamięci w najbliższych latach. Serdecznie zapraszam do czytania, a także do komentowania i wyrażania swoich (zarówno pozytywnych jak i negatywnych) opinii! Polityka pamięci.pdf
  6. Konkretne liczby podane są w tej dużej tabelce poniżej: http://www.itep.org/whopays/states/washington.php Także w XIX. Środowiska pracodawców, wielkiego biznesu, ich organizacje lobbingowe, media, które ich wspierały oraz politycy szeroko rozumianej prawicy. Ot, dwa przykłady: wprowadzenie w USA Social Security w 1935 roku i utworzenie Meidcaid i Medicare przez Lyndona Johnsona w 1965, które było oprotestowane przez większość Republikanów jak i dużą część ekonomistów jako "socjalizm" i cios w gospodarkę amerykańską. Ciosem się nie okazało. Podobnie, w 1903 roku na spotkaniu National Conference of Charities and Corrections wielebny Murphy opisywał sprzeciw bardzo dużej części biznesmenów wobec zakazu pracy małych dzieci. Wszędzie ten sam motyw - zakaz pracy małych dzieci, płaca minimalna, 8-godzinny czas pracy zrujnują gospodarkę. Nigdy nie zrujnowały. Radykalnie tnąc wydatki społeczne czy zatrudnienie, uszczuplasz konta gospodarstw domowych, które ograniczają drastycznie swoją konsumpcję. Pojawia się bariera popytu, ludzie mało kupują i gospodarka tkwi w marazmie. W efekcie możesz skończyć z jeszcze większym długiem. Przede wszystkim był libertarianinem i sam się tak określał. Swoją twórczością starał się wykazac, że libertarianizm jest pelnoprawną częścią mysli liberalnej. W tym fragmencie, który cytujesz, referuję poglądy ówczesnych intelektualistów tłumacząc dlaczego uważali wolny rynek za ideę skompromitowaną. Nie oznacza to, że podpisuję się pod wszystkimi argumentami. Sam jestem zwolennikiem rozsądnej polityki socjaldemokratycznej i redystrybucyjnej, ale jestem przeciwnikiem wszelkich szeroko zakrojonych wizji inżynierii społecznej. LOL. Jeśli w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Szwecji czy USA panowała w latach 1945-1975 gospodarka centralnie planowana - to tak, jestem jej zwolennikiem ;-))). W piątym wydaniu popularnego amerykańskiego uniwersyteckiego podręcznika ekonomii (z 1961 roku) laureat nagrody Nobla Paul Samuelson zamieścił wykres, z którego wynikało, że wzrost PKB w ZSRR jest znacznie wyższy niż w USA. Jeszcze w 1989 roku - tuż przed upadkiem systemu - Samuelson pisał, że "radziecka gospodarka dowodzi, wbrew temu, w co wierzyli sceptycy, że socjalistyczna gospodarka może funkcjonować, a nawet rozkwitać." Jeszcze w 1987 roku inny uznany i powszechnie wówczas cytowany specjalista, Gur Ofer, szacował średnią stopę wzrostu w gospodarce radzieckiej w latach 1928-1985 na 4,2 procenta rocznie - "jedną z najwyższych [jakie zaobserwowano] w tak długim czasie"
  7. Oczywiście, oto przykłady podatkowych systemów regresywnych (gdzie biedni płacą wyższe podatki niż bogaci) w samych USA: w stanie Waszyngton jeden procent najbogatszych mieszkańców płaci 2,4% swojego dochodu domowego w formie podatku zarówno stanowego jak i federalnego; najbiedniejsi płacą 16,8% w Alasce najbogatsi - 2,5%; najbiedniejsi - 7% w Idaho najbogatsi - 6,4%; najbiedniejsi - 8,5% w Oregonie najbogatsi - 6,5; najbiedniejsi - 8,1% w skali całego kraju 20% najbiedniejszych gospodarstw domowych płaci średnio 10,9% podatku stanowego i federalnego; a 1% najbogatszych płaci podatki w skali średnio 5,4%. Dane za raport "Who Pays?", który przygotował Institute on Taxation and Economic Policy (link: http://www.itep.org/whopays/full_report.php) Zasada "prawa dżungli" jest oczywiście prosta, wygodna i spójna. Można ją przyjąć, oczywiście. Ale środowiska nowych liberałów zwracają uwagę na dwa aspekty: 1) moralny (to że można spekulować, manipulować, niszczyć bezwzględnie konkurencję czy zatrudniać ludzi na głodowych pensjach nie znaczy, że czynić tak należy.) 2) praktyczny (brak wystarczających regulacji i pozwolenie na swobodną spekulację prędzej czy później prowadzi do baniek finansowych i kryzysów, z których ten z 2008 roku jest tylko ostatni z szeregu wielu innych. Nie mówiąc o rosnących nierównościach, a przez to krótszym okresie życia, gorszym dostępie do kultury etc Do tego dochodzi eksploatacja surowców naturalnych, która może doprowadzić do katastrofy ekologicznej. Krótko mówiąc - system ten jest nie do utrzymania na dłuższa metę). Nie widzę uzasadnienia dla twierdzeń o "bankrutującym państwie opiekuńczym". To samo środowiska wielkiego biznesu mówiły, gdy wprowadzano regulacje zabraniające zatrudniania małych dzieci, 8-godzinny dzień pracy etc. Nic z tego się nie sprawdziło, a kryzys modelu welfare state w latach '70 wcale nie był tak wielki jak go później przedstawiano. Nadmierne zadłużenie sporej części państw europejskich nie było efektem polityki socjalnej, tylko polityki skrajnej oszczędności, która została im później narzucona. co do polityki pani Thatcher to: forsal.pl/artykuly/876546,naukowcy-z-cambridge-reformy-margaret-thatcher-zaszkodzily-gospodarce-wielkiej-brytanii.html O efektach społecznych nawet nie wspominam. Nic. Oddali władzę bez płaczu i rozdzierania szat. Tymczasem polskie środowiska opiniotwórcze lamentują jakby w Polsce miała się kończyć demokracja. To jest pytanie do setek albo tysięcy ekonomistów, pisarzy, naukowców którzy działali w latach 1930-1970. Praktycznie żaden z nich nie wierzył w wolny rynek, a entuzjastów polityki leseferycznej była mała gromadka i nikt nie brał ich na poważnie. To nie jest mój wymysł tylko stwierdzenie obiektywnego faktu, co do którego był powszechny konsensus. Nawet takie organizacje jak MFW czy Bank Światowy proponowały krajom rozwijającym się planowanie gospodarcze i politykę etatystyczną. Była to oczywiście w dużej mierze "moda intelektualna", często dosyć ślepa i nie widząca oczywistych ułomności polityki socjaldemokratycznej. Ale po tej stronie opowiadały się naprawdę wybitne umysły epoki i poza kwestią mody stały również za tym racjonalne argumenty. Czemu wolny rynek był uważany za skompromitowany? Przede wszystkim pamięć Wielkiego Kryzysu i jego doświadczenie - stanie w kolejkach po marny zasiłek, bieda i bezrobocie które dotknęło miliony osób były uważane za wielki krach całego kapitalizmu. Po tym przyszło jeszcze doświadczenie II wojny światowej - kraje kapitalistycznej zachodniej Europy runęły niczym domki z kart (albo prawie runęły i były zdewastowane jak W. Brytania)i powszechne było poczucie, że czas zachodniego, wolnorynkowego kapitalizmu się skończył i pora na coś nowego. Pamiętano, że za Hitlerem czy faszystami zagłosowała cała masa rolników czy mieszczan dotkniętych kryzysem i czująca się wykluczona społeczno-ekonomicznie. Obowiązkiem rządu było więc teraz zaopiekowanie się obywatelami, aby już więcej taki tragiczny scenariusz się nie powtórzył. Była rywalizacja z ZSRR. Od samego początku wiadomo było, że polityka ZSRR jest zbrodnicza i niesie za sobą wiele wyrzeczeń i ludzkich cierpień. Ale jeszcze nawet w latach 1970-tych wierzono powszechnie, czy to w USA, czy w Europie zachodniej - że na dłuższą metę model radziecki (albo jakaś jego odmiana, imitacja) może zatriumfować nad kapitalizmem. Poza tym komunizm - który obiecywał swoim społeczeństwom powszechny dobrobyt, oczywiście głównie propagandowo - niejako motywował przywódców świata kapitalistycznego, aby nie być gorszym. Stąd powszechne świadczenia zdrowotne, emerytalne etc. Była tez ogólna wiara w nowoczesność. Wiara w to, że prawa ekonomiczne są prawami obiektywnymi, które da się przewidzieć i racjonalnie wykorzystać. Wiara w racjonalny porządek i możliwość racjonalnej inżynierii społecznej. W to, że można zaprojektować społeczeństwo racjonalne. Tych czynników było jeszcze pewnie więcej, ale myślę że to te najważniejsze. Edith Nesbit i wcześni fabianie nie byli liberałami, chociaż kierunek ich reform pokrywał się z ówczesną Partią Liberalną. Ale na przestrzeni następnych dekad doszło do zbliżenia z ideami liberalnymi i obecnie laburzyści i fabianie mieszczą się w łamach socjalliberalizmu.
  8. Jeśli zwolnisz pewną grupę osób od płacenia podatku, to wpływy z tych podatków do budżetu państwa będą mniejsze od sumy, którą zapłaciłaby ta grupa. Zależy gdzie. Zgodnie z raportem Congressional Research Service 1/4 amerykańskich milionerów płaci niższe podatki niż typowa rodzina z klasy średniej (milionerzy ok. 20%, ci drudzy do 27-28%).
  9. No normalnie dopuścić ;-), jak konserwatyści w 2010 roku wygrali w Wielkiej Brytanii to laburzyści też ich dopuścili do władzy. Może to słowo jest niezbyt zgrabne, bo sugeruje że strona 'dopuszczająca' ma jakiś monopol władzy, którym się łaskawie dzieli. Nie o to mi oczywiście chodziło. Moim zdaniem PiS powinien po prostu dojść do władzy jak najszybciej, póki poparcie dla nich nie jest jeszcze bardzo wysokie. Jak stanie się inaczej no to trudno, nie zrealizuje się mój scenariusz ;-). Słowo "dopuszczenie do władzy na sposób koncesjonowany" jest tutaj pewnym uproszczonym zwrotem publicystycznym, którego nie należy brać dosłownie. Stroną 'dopuszczającą' (z przymrużeniem oka) byłyby liberalne środowiska opiniotwórcze, które dostają histerii na samą mysl o PiSie u władzy. A powinny się z nią pogodzić i wykorzystać na swoją korzyść. Ale to z historią nie ma nic wspólnego, więc tylko gwoli wyjaśnienia i sprostowania odpowiadam ;-).
  10. 1) Jeżeli bardzo wąska grupa osób trzyma w swoich rękach większość majątku i dochodów w danym kraju i przez to de facto, także ogromną część władzy politycznej - to to jest dla mnie oligarchia. W przykładowym USA 1% najbogatszych biznesmenów jest w posiadaniu 40% majątku tego kraju. Nie zamierzam twierdzić, że USA to oligarchia, ale pewna niebezpieczna tendencja w tym kraju występuje. Czy wartość pracy przykładowego biznesmena jest kilka milionów razy wyższa niż wartość pracy urzędnika średniego szczebla? Mi się wydaje to kolidować z pewnym elementarnym poczuciem sprawiedliwości. 2) W Wielkiej Brytanii pięć rodzin (książe Westminsteru, bracia Reuben, bracia Hinduja, rodzina Cadoganów oraz Mike Ashley) posiadają majątek o większej wielkości (28,2 mld funtów) niż 20% najbiedniejszych Brytyjczyków (12,6 milionów Brytyjczyków posiada dobra o równowartości 28,1 mld funtów. Na całym świecie - 85 najbogatszych miliarderów ma tyle bogactw co połowa ludzkości (3,5 miliarda). To z raportu Oxfam. W dużej części dochody te nie stanowią efektu "pracy", tylko pobierania rent kapitałowych i spekulacji na rynkach finansowych. Twardej granicy gdzie kończy się stan 'normalny' a 'nienormalny' nie wyznaczę, ale mogę bez problemu wskazać moment gdy sytuacja jest już po stokroć nienormalna. 3) Gdzie? W USA, w Anglii, w Niemczech, we Francji, we Włoszech. We wszystkich tych krajach w tym okresie rząd miał duże wydatki, opodatkowanie było mocno progresywne, a płace - stopniowo i powoli co prawda - rosły. Wszystko to było realizowane w ramach 'welfare state' i towarzyszyła temu spora doza planowania gospodarczego (we Francji) czy nacjonalizacji (Wielka Brytania). Wszystko oczywiście w obrębie kapitalizmu, tyle że regulowanego. I jednocześnie rósł standard życia, zwiększała się produkcja, malało ubóstwo etc. Nie chcę tego idealizować, ale wskaźniki z tamtego kresu są naprawdę dosyć jednoznaczne. Czemu z tego zrezygnowano? Wspominam o tym w swoim artykule. Częściowo był to kryzys ówczesnego systemu, połączony z problemami demograficznymi i zmianami strukturalnymi gospodarki. Ale wcale nie na taką skale jak sądzono. Równie wielką rolę odegrała zmiana paradygmatu intelektualnego. W dużej mierze jest to kwestia "mód intelektualnych" o czym wie każda osoba studiująca historie intelektualną. Zacytuję tutaj Adama Smitha, który o tym pisał: "Ludzie bogaci wydają głównie na dobra luksusowe i na zaspokajanie próżności (...) Dlatego też podatek (...) zazwyczaj najbardziej obciąża bogatych i nie byłoby może nic nierozumnego w nierówności tego rodzaju. Nie jest rzeczą nierozsądną, aby bogaci uczestniczyli w publicznych wydatkach nie tylko proporcjonalnie do swych dochodów, ale nieco powyżej tej proporcji,"
  11. 1) Właśnie dlatego po II WŚ wprowadzano w życie praktykę tzw. demokracji liberalnej. Jest to ustrój, który dąży do pewnego kompromisu i równowagi pomiędzy demokracją i liberalizmem, które często stoją ze sobą w sprzeczności. Przymiotnik 'liberalna' oznacza tutaj, że żadna wola demokratyczna nie może znieść pewnych podstawowych ludzkich wolności jak wolność sumienia, słowa, życia etc Oczywiście, że demokracja pozbawiona tego typu zabezpieczeń może się łatwo przekształcić w tyranię większości nad mniejszością (vide skrajny przypadek Niemiec hitlerowskich). To jest jeden z głównych problemów nad którym rozprawiali liberałowie i ten powojenny system 'demokracji liberalnej' jest efektem pewnego jego rozwiązania. Całkiem osobiście - tak samo jak jestem przeciwnikiem wszelkich dyktatur i autorytaryzmów, tak samo uważam pozostawienie 'woli demokratycznej' jako jedynego czynnika stanowiącego prawo (bez zabezpieczenia liberalnego) za rzecz niemądrą. Dawnym sporem jest włączanie prawa własności do szeregu tych liberalnych, niezbywalnych praw. Ale - jak pisałem w swoim artykule - nie jest to wcale oczywistością, a samo prawo własności może być rozumiane na różne sposoby. 2) Co do kwoty wolnej od podatku to popieram. Przy czym ten ubytek w budżecie powinien być uzupełniony wyższymi wpływami podatkowymi od najbogatszych. Istnieją systemy podatkowe w których wyższe podatki od milionera płaca ich sekretarki (vide Warren Buffet). I nie są to odosobnione przypadki.
  12. Nie do końca, utopia skoro rozwiązania te były z powodzeniem stosowane w dekadach powojennych (1945-1975). Owszem, obecna gospodarka jest o wiele bardziej zglobalizowana a kapitał upłynniony i zdelokalizowany co sprawia, że trzeba myśleć o nowych rozwiązaniach. Ale te pomysły się pojawiają i chociaż wymagają współpracy ponadnarodowej, walki z rajami podatkowymi, wprowadzania chociażby podatków obrotowych etc to na pewno nie sprowadzałbym ich do 'utopii'. Mają one wzięcie nawet u znanych ekonomistów czy szefów poważanych instytucji finansowych. Oczywiście, można założyć wersję że wszyscy żyjemy w dyktaturze wielkiego kapitału, który może zaszantażować każdą demokratyczną decyzję. Ale poprzestanie na takiej kontestacji byłoby na wskroś antyliberalne, w końcu liberał musi na różne sposoby walczyć o możliwość samodecydowania jednostki (w starciu z globalnymi sieciami przedsiębiorstw). Liberalizm ekonomiczny (w dzisiejszych czasach zazwyczaj neoliberalizm) stanowi oczywiście poniekąd odrębną gałąź liberalizmu, która często nie idzie w parze z demokracją. Ba, pełna wolność rynków finansowych i w pełni wolny handel są w wyraźnej sprzeczności z podstawami demokracji. W skrajnych przypadkach, dla liberała gospodarczego optymalnym ustrojem jest dyktatura, gwarantująca sprawne i nieskrępowane działanie wolnego rynku, którego nie zakłóci 'roszczeniowy motłoch'. To napięcie między 'liberalizmem' a 'demokracją' jest znane od bardzo dawna, ale niestety nie zmieściło się w moim artykule . Kompromisowym rozwiązaniem była i jest oczywiście 'liberalna demokracja', w której oba te człony się nawzajem samoograniczają i kontrolują. Jest to ustrój, który wiecznie negocjuje właściwy balans między wolnością rynku, a wolnością pojedynczego obywatela, no ale zobaczymy jak rozwinie się on w przyszłości. Wydaje mi się, że pewien 'całościowy' czy też 'integralny' liberalizm, który na serio bierze swoje zapewnienia o wolności jednostki, musi brać pod uwagę zarówno wolność ekonomiczną jak i społeczną. Możliwość wolnej działalności gospodarczej połączona z otwartym łamaniem praw człowieka (jak np. w Chile Pinocheta) albo centralnie sterowana gospodarka połączona z poszanowaniem wolności słowa, wypowiedzi i reszty praw człowieka - oba te typy ustrojowe nie określiłbym mianem liberalnych (chociaż pewne elementy liberalne adaptują), aczkolwiek mogą stanowić krok na etapie przyswajania sobie liberalizmu integralnego. Jednoznacznego zakresu, wyznaczonego z linijką, nie ma i nie będzie. Można za to bez większego problemu wskazywać na patologie, wtedy gdy dysproporcje dochodowe w sposób jednoznaczny rozmijają się z realnym nakładem pracy. Dotyczy to głównie osoby z pierwszego oraz ostatniego decybela dochodowego, pomiędzy którym różnice są czasami niebotyczne i na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że przypominają strukturę oligarchiczną. Uniwersalną kwestią jest z całą pewnością likwidacja ubóstwa. Tymczasem w krajach w których jest większa skala nierówności, więcej osób jest też zazwyczaj pozbawiona podstawowych warunków do zycia. Punktem odniesienia mogą byc w końcu kraje, które z tym problemem poradziły sobie relatywnie najlepiej. W krajach o najniższym wskaźniku Giniego (Szwecja, Dania, Belgia, Holandia) jest tez zazwyczaj większe zadowolenie z życia, większa moblilnośc społeczna, mniej ubóstwa. Wszystkie te kraje mają swoje problemy i żaden nie jest ideałem, ale na pewno stanowią pewien pozytywny wzorzec akurat pod tym względem.
  13. Nie KC i nie "Trojka CzK" tylko demokratycznie wybrany rząd, odpowiedzialny przed swoimi wyborcami. Tak są tworzone systemy podatkowe w większości krajów zachodnich. Przykład totalitarnego przywódcy, odpowiedzialnego za śmierć milionów ludzi wydaje mi się być marną figurą retoryczną, biorąc pod uwagę, że progresywne opodatkowanie, o którym tutaj mowa, jest rozwiązaniem praktykowanym od dawna w krajach chociażby Europy Zachodniej i do wielkich tragedii raczej nie doprowadziło. Oczywiście, posiadanie "zbędnego" kapitału, nie oznacza że ma być on bezwzględnie konfiskowany. Chodzi o proporcjonalnie wyższą stawkę podatkową i wprowadzenie takich przepisów i reguł aby przypadki skrajnego rozwarstwienia były jak najrzadsze. To, że rozwarstwienie było jest i będzie jest czymś naturalnym i wręcz pożądanym, chodzi o zdrowy jego zakres ;-). Mówimy tu o rozwiązaniach, które wprowadzono już w życie i się sprawdziły. To co opisuję to "teoretyczna" nadbudowa i uzasadnienie. Pytanie - czy "piramidalnymi farmazonami" są te właśnie rozwiązania, czy też uzasadnienie do nich ;-)
  14. Wszelka literatura, która jest mi znana utożsamia generalnie "wolność negatywną" z "wolnością od" (czynników zewnętrznych, które uniemożliwiają nam czynić to co chcemy czynić) a "wolność pozytywną" z "wolnością do" (do kontrolowania i sterowania własnym życiem). Na takim rozróżnieniu bazuję, chociaż wiem że jest ono mocno niedoskonałe i uproszczone. Po pierwsze, cytowany fragment o odbieraniu majątku i jego redystrybucji nie prezentuje moich poglądów, tylko przytacza argumenty jakie prezentowali klasyczni myśliciele liberalni (John Hobson, Leonard Hobhouse etc) i je relacjonuję, po drugie - nie zawsze fałszywe, ponieważ zależy to od tego jak duża część majątku jest temu bogaczowi odbierana w procesie redystrybucji. Można śmiało stwierdzić, że istnieje pewien próg dochodowy (to się tyczy już tych najbogatszych z najbogatszych) po przekroczeniu którego człowiek zaczyna gromadzić "zbędny" kapitał, to znaczy że ma tyle pieniędzy, że nie jest w stanie ich nie tylko wydać, ale nawet nigdzie zainwestować. O tym zjawisku pisała już chociażby Hannah Arendt w "Korzeniach totalitaryzmu". Odebranie takiej osobie części kapitału w niczym jej nie szkodzi i nie ogranicza w niczym jej swobody samodecydowania. W przypadku osób nie aż tak bogatych, ale jednak znacznie zamożnych - odebranie jakiejś części dochodów/majątku może oczywiście wpłynąć na stopień jej wolności, ale tutaj konieczne jest wprowadzenie gradacji. Jeden z czołowych brytyjskich liberałów, Herbert Samuel, wprowadzał rozgraniczenie między "brakiem wolności" osoby, której nie stać 1) na podstawowe potrzeby życiowe 2) na niektóre produkty luksusowe/komfortowe. W takim wypadku, pierwszej osobie odbierana jest wszelka wolność, a osobie drugiej tylko mała, bardzo nieznaczna jej część (albo żadna - jak w akapicie wyżej). Biorąc pod uwagę, że dla liberała wolnośc jednostki jest wartością nadrzędną, ale nie jedyną (pluralizm wartości I. Berlina) może to - w świetle tych rozważań - usprawiedliwiać progresywne opodatkowanie (które zalecał zresztą nawet guru liberalizmu ekonomicznego - Adam Smith). Biorąc pod uwagę całokształt relacji społeczno-ekonomicznych (1) pieniądze z redystrybucji są inwestowane w sferę publiczną, co może pomóc nakręcić popyt i np. otworzyć nowe rynki zbytu dla biznesmena 2) redystrybucja może zapobiec wybuchowi niezadowolenia społecznego, a w skrajnej sytuacji rewolucji i utracie większości majątku przez bogatsze klasy) istnieją powody, aby pewną doże progresywnego opodatkowania uznawać wręcz za element konieczny wolności na dłuższą metę. Można się z tą argumentacją zgadzać lub nie, ale stwierdzenie że "Odebranie części majątku bogaczowi w żaden sposób nie ogranicza jego wolności" na pewno nie może być uznane za jednoznacznie fałszywe. Być może wyrażenie "w żaden sposób" powinno zostać zastąpione przez "zasadniczo", ale to drugie słowo chyba rozmyłoby zasadnicze znaczenie tego argumentu.
  15. Czyli innymi słowy "wolność negatywna" i "wolność pozytywna" o której mowa w tekście ;-). Wydaje mi się dosyć oczywiste, że oprócz gwarantowania szeroko pojętej wolności negatywnej (która jest jak myślę oczywistością), środowiska lewicowe powinny odnosić się i 'resuscytować' też głównie hasła wolności pozytywnej czyli liberalizmu uspołecznionego. Oczywiście, kwestią dyskusji i debat jest jak te teorie i hasła odnieść do dzisiejszego zglobalizowanego świata z maksymalnie upłynnionym kapitałem. Ale myślę, że jak będzie pewna fundamentalna zgoda co do wartości, to środki do ich egzekwowania tez się jakoś znajdą ;-).
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.