Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Narya

Gabriel Narutowicz - ocena

Rekomendowane odpowiedzi

Narya   

Zamach na Narutowicza mógł być wymierzony w Piłsudskiego, Piłsudski był zszokowany, kiedy dowiedział się o zabójstwie prezydenta i prawdopodobnie wtedy pojawiła się w nim myśl o zamachu stanu i radykalna zmiana jego poglądów co do narodu (że niby miał naród być głupi i nie może sam się rządzić i wybierać swoich przedstawicieli)..

Bo co chciał uzyskać zamachowca Narutowicza? Zabić prezydenta, którym był mało znany człowiek? Kto się liczył wtedy najbardziej? Nikt inny jak Piłsudski..

Wydzieliłem Twój post, ponieważ wydaje mi się, że jest to ciekawe zagadnienie.

Jako, że mamy nowy dział "Biografie" zmieniłem tytuł tematu, zważywszy, że piszemy w nim o całym życiu Gabriela Narutowicza jest bardziej adekwatny.

Gnome

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   

Tak sam Niewiadomski mówił o tym, że zamach nie był wymierzony w Narutowicza tylko w "prezydenta", którym miała zostać Piłsudski (przynajmniej takie było powszechne przekonanie).

Co do zmiany w psychice Marszałka po tym wydarzeniu, to dosyć często można się z taką opinią spotkać i chyba jest w tym sporo racji.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Estera   

Ta zbrodnia przyczyniła się do zerwania rozmów o powstaniu bloku stronnictw prawicowo-centorwych. Miała też wpływ na nastroje społeczne- niektórzy nawoływali do obalenia konstytucyjnego porządku.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   

Tak a to co działo się zaraz po zamachu zakrawało na małą wendettę skierowaną przeciw tym których uważano za moralnie odpowiedzialnych za zamach, ale na szczęście Sikorski z Daszyńskim zapobiegli temu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Estera   

Ten zamach to była tragedia. Spotkałam się jednak z określeniem, że tragedią był sam wybór Narutowicza na prezydenta- co jest argumentowane tym, że wybór ten opóźniał proces tworzeni rządów koalicyjnych.

Od samego początku były na niego nagonki- bo wybór jeśli moja pamięć mnie nie myli-zawdzięczał m.in. mniejszościom narodowym. Narodowcy zaczęli wówczas nagonkę przeciw "wybranemu przez niepolską większość".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   
Ten zamach to była tragedia. Spotkałam się jednak z określeniem, że tragedią był sam wybór Narutowicza na prezydenta- co jest argumentowane tym, że wybór ten opóźniał proces tworzeni rządów koalicyjnych.

Jak sądzę tak twierdzą Ci, którzy uważając, że kolacja ZLN z PSL "P" były najlepsza, a tak poza tym to sam Narutowicz starał się łagodzić sytuację desygnując na premiera najpierw Darowskiego, a gdy ten nie znalazł poparcia, zdecydował się na Leona Plucińskiego (związanego z ZLN), co ciekawe W. Grabski miał zostać ministrem skarbu.

Od samego początku były na niego nagonki- bo wybór jeśli moja pamięć mnie nie myli-zawdzięczał m.in. mniejszościom narodowym. Narodowcy zaczęli wówczas nagonkę przeciw "wybranemu przez niepolską większość".

Dokładnie tak, po przegranej Zamoyskiego, prawica "oszalała" z nienawiści i wszem i wobec ogłosiła, że Narutowicz to "elekt żydowski", "zawada" i temu podobne (oczywiście wyciągnięto jego ambiwalentny stosunek do wiary), podczas zaprzysiężenia 11 grudnia, działy się prawdziwie dantejskie sceny, doszło do strzelaniny pomiędzy posiłkami PPS jakie przyszły z pomocą Daszyńskiemu i Limanowskiemu (otoczonym w bramie jakiejś kamienicy) a przeciwnikami elekcji Narutowicza w wyniku której zginą jeden robotnik.

Ogólnie to co wtedy się działo trudno ocenić inaczej jak HAŃBA a wszystkiego dopełnił Eligiusz Niewiadomski.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Pozwolę sobie wrzucić krótki artykuł profesora Nałęcza, jaki ukazał się we "Wprost" nr 50/2002 (1046):

Zbrodnia i kara

Zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza zamknęło prawicy drzwi do władzy w II RP

W naszej historii, podobnie jak w życiu codziennym, dni dobre przeplatają się ze złymi. Jest zrozumiałe, że chętniej pamiętamy o momentach radosnych, ale warto też przypominać o wydarzeniach ponurych, ku przestrodze przed popełnianiem kolejnych błędów.

Zbliża się 80. rocznica jednego z najbardziej haniebnych wydarzeń w naszej najnowszej historii - zamordowania Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta odrodzonej Rzeczypospolitej. Złożone z posłów i senatorów Zgromadzenie Narodowe wybrało Narutowicza na prezydenta RP 9 grudnia 1922 r. Rywalizacja była bardzo zacięta. Rozstrzygnięcie przyniosła dopiero piąta tura głosowań. Narutowicz, popierany przez lewicę, centrum i mniejszości narodowe, pokonał kandydata prawicy Maurycego Zamoyskiego. Przegrawszy w parlamencie, prawica przeniosła walkę na ulicę. Elekta obrzucono obelgami i oszczerstwami, pasującymi do magla, a nie szczytów władzy.

Demonstracje osiągnęły apogeum 11 grudnia 1922 r., w dniu zaprzysiężenia prezydenta. Prawicowi bojówkarze usiłowali nie dopuścić elekta do parlamentu i tym samym uniemożliwić mu złożenie przysięgi oraz objęcie urzędu. Kiedy ułani sforsowali blokującą przejazd barykadę, w kierunku prezydenta posypały się grudy śniegu i lodu. Jedna z nich trafiła Narutowicza w twarz, pozostawiając rozległy siniec.

Ataki kontynuowano w następnych dniach. Agresja z ulic przeniosła się na łamy prawicowych gazet, wypisujących o prezydencie niewyobrażalne wprost brednie. W tej atmosferze w głowie prawicowego fanatyka zrodziła się myśl o morderstwie. 16 grudnia 1922 r. Narutowicza dosięgły kule zamachowca.

Zabrzmi to paradoksalnie, ale na tym morderstwie najwięcej straciła prawica. Narutowicz nie był jej zwolennikiem, a nawet głęboko nią pogardzał za żerowanie na najniższych ludzkich instynktach. Zdawał sobie jednak sprawę, że w wybranym jesienią 1922 r. Sejmie najbardziej stabilna będzie większość stworzona przez prawicę i centrum. Nie bacząc na brutalne ataki, dokładał więc starań, aby rządy w państwie powierzyć takiej właśnie koalicji.

Narutowicz znajdował się w bardzo trudnej sytuacji. Został wybrany głosami lewicy i mniejszości narodowych, więc niezręcznie było mu powierzyć rządy ich śmiertelnym wrogom. Każde inne rozwiązanie groziło jednak podważeniem stabilności państwa, a właśnie jego dobro prezydent cenił sobie najbardziej. Stąd pomysł, aby premierem uczynić Leona Plucińskiego, komisarza generalnego RP w Gdańsku. Był on mężem zaufania prawicy, ale jednocześnie mogła go zaakceptować lewica. Cała operacja wymagała misternej gry politycznej, były jednak szanse na jej powodzenie, gdyż Pluciński zgodził się na objęcie urzędu premiera. Właśnie czekał w Belwederze na spotkanie z prezydentem, kiedy ten konał na posadzce warszawskiej Zachęty.

Z ręki fanatyka prawicy i w wyniku rozpętanej przez nią histerii zginął człowiek, który mógł jej otworzyć drzwi do władzy w Polsce. Jego przymioty i zdolności stanowiły najlepszą gwarancję, jeśli nie neutralizowania, to przynajmniej utrzymania w ryzach piłsudczyków i lewicy walczących z prawicą. Z powodu całkowitego braku wyobraźni, niepohamowanej agresji i gotowości sięgania po władzę dosłownie "po trupach" prawica zmarnowała szansę parlamentarnego rządzenia Polską. W walce na noże, jak pokazał maj 1926 r., mogła tylko przegrać. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ta klęska była swoistą karą wymierzoną przez los za moralną odpowiedzialność za mord popełniony na prezydencie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Estera   

Wielkopolski kiedyś powiedział ponadczasowe słowa: "Dla Polaków można zrobić wszystko, z Polakami nic". To się sprawdziło w tym wypadku...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie to nie bym nie popierał Narutowicza na prezydenta. Zresztą sam tego wyboru nie chciał. Jednak wydaje mi się że z kandydatów którzy głosowali to Narutowicz był najlepszy. O Zamoyskim to aż strach pomyśleć co by było jakby został prezydentem. Pewnie zamordowali by go Komuniści.

Dzięki zamachowi Józef Piłsudski odsuną się od Polityki ale równierz zamach spowodował jego antynarodowske poglądy a uwieńczeniem tych poględów był zamach stanu.

Ciężko się więc odnieś mi do tego zamachu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Narya   

Ale zastanowiliście się nad tym, że przed zamachem na Narutowicza wszyscy go bezwzględnie krytykowali, a po zamachu jak zginął, jaka ogólna żałoba narodowa zapanowała? Przeglądał ktoś może gazety z tamtego okresu?

W demokratycznej Polsce wybrany pierwszy demokratycznie prezydent przez Zgromadzenie Narodowe został.. zamordowany.. Szok! Szok dla Piłsudskiego, który stracił nadzieję, że naród może sam o sobie stanowić!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe jest to ze nie było w tedy żałoby narodowej. Teraz no może 101 dni temu jakby prezydent zginą to chyba była by żałoba rodem z krajów bliskiego wschodu :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   
Ciekawe jest to ze nie było w tedy żałoby narodowej. Teraz no może 101 dni temu jakby prezydent zginą to chyba była by żałoba rodem z krajów bliskiego wschodu :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Te uśmieszki są trochę nie na miejscu.

Wielkopolski kiedyś powiedział ponadczasowe słowa: "Dla Polaków można zrobić wszystko, z Polakami nic". To się sprawdziło w tym wypadku...

Niestety dokładnie tak.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Estera   

Piłsudski wspominał, że gdyby wiedział o planach morderców pojechałby po tę polską kulę.

Śmierć Narutowicza dowodziła, że potrzebny jest Polsce i Polakom silna ręka, autorytet. Wydarzenia z grudnia 1922 były impulsem, pierwszym krokiem do wydarzeń z roku 1926.

I właśnie potrzeba „walki z brudem niewoli’ po śmierci Narutowicza stała się imperatywem, niezwykle mocno przez Piłsudskiego odczuwanym. On- w przeciwieństwie do zamordowanego prezydenta- na walkę taką mógł się zdobyć. Wierząc, że i w niej odniesie zwycięstwo.

W. Suleja, Józef Piłsudski

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Paweł1   
Wydarzenia z grudnia 1922 były impulsem, pierwszym krokiem do wydarzeń z roku 1926.

To prawda. Zgadzam się w pełni. Zamach a 1926 roku faktycznie można uznać za pośrednie następstwo zabójstwa Gabriela Narutowicza.

Po zabójstwie Narutowicza w Piłsudskim nastąpiła swego rodzaju przemiana. W pewnym sensie Marszałek stracił wiarę w system polityczny, który de facto sam stworzył. Osobiście myślę, że Józef Piłsudski nie przewidział wcześniej stopnia do jakiego może posunąć się endecja. Stopnia będącego w opinii Marszałka destruktywnym (w dłuższej perspektywie) dla państwa. Zamach z 1926 roku był faktycznie uprzedzeniem nieuniknionego zamachu prawicowego. Prawicy, którą Piłsudski rozumiał jako (parafrazując): „zaplutego karła na krzywych nóżkach, wypluwającego swą brudną duszę…” (swoją drogą mało kto dziś wie, że „zapluty karzeł” oznaczał pierwotnie endecję) . Karła, który rękami Niewiadomskiego dokonał potwornej zbrodni i który zdolny jest do wszystkiego. Piłsudski ostatecznie ocenił kto jest dla polski groźny. Przytoczone przez Esterę słowa Suleji wiele oddają:

On- w przeciwieństwie do zamordowanego prezydenta- na walkę taką mógł się zdobyć. Wierząc, że i w niej odniesie zwycięstwo.

[ Dodano: 2008-04-02, 21:09 ]

Myślę, że wiersz księcia poetów może być interesującą ciekawostką w kontekście dyskusji o Prezydencie Narutowiczu. Wiersz pochodzi z: Julian Tuwim, Wiersze Zebrane Biblioteka Narodowa, Ossolineum Wrocław 1986, s.64.

[center:2a0152a62a]Julian Tuwim

Pogrzeb Prezydenta Narutowicza

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.

Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,

Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,

Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie!

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,

Alejami, Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem,

Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:

Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,

Jedzie Prezydent Martwy, a wielki stokrotnie.

Nie odwracajcie oczu! Stać i patrzeć, zbiry!

Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,

Jak Jego pierś kulami , niech widzi stolica

Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita

Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.[/center:2a0152a62a]

Cóż tu dodawać… Jest to jeden z tych wierszy wywołujących na plecach ciarki. Zwłaszcza dwie ostatnie strofy trzeciej zwrotki…

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   

Pawle dzięki za przybliżenie mam tego wiersza.

Mówisz/piszesz, że dwie ostatnie strofy, a do mnie chyba jeszcze mocniej przemawia pierwsza zwrotka, w której zawarte jest wszystko to co myślę o tych którzy są odpowiedzialni za to co wydarzyło się 16 grudnia 1922 r.

Jakoś wcześniej nie przytoczyłem tego artykułu ale chyba warto:

16 grudnia 1922 r. Zawada usunięta

Mimo mrozu i śniegu na ulicach prezydent Rzeczypospolitej Gabriel Narutowicz wyjeżdża późnym rankiem z Belwederu reprezentacyjnym otwartym powozem. Ma na sobie ciepłe futro, niezbędne w tych okolicznościach. Towarzyszą mu szef kancelarii cywilnej Car i adiutant por. Sołtan. Sześć dni, jakie upłynęły od wyboru prezydenta, to najgorszy czas w życiu Gabriela Narutowicza

Już w dniu wyboru endecja zorganizowała manifestację protestacyjną z udziałem gen. Józefa Hallera. Dwa dni później, w dniu zaprzysiężenia prezydenta, działacze endeccy zorganizowali w Warszawie masowe zamieszki. Endeckie bojówki sprawdzały legitymacje idących do Sejmu posłów - tych z lewicy lżyły, biły i zawracały z drogi. Bojówkarze obrzucili jadącego do Sejmu prezydenta kulami śniegu i bryłkami zamarzniętego błota. Policja nie interweniowała nawet wtedy, gdy uzbrojeni pepeesowcy ruszyli swoim posłom na odsiecz i na placu Trzech Krzyży starli się z także uzbrojonymi bojówkarzami prawicy. W strzelaninie zginął robotnik, zwolennik PPS, ranni byli po obu stronach. Zamieszki nie ukróciły kampanii prawicy przeciw prezydentowi. Czołowi publicyści: Antoni Sadzewicz w "Gazecie Warszawskiej", Stanisław Stroński w "Rzeczpospolitej" i Władysław Rabski w "Kurierze Warszawskim", pisali o Narutowiczu jako "żydowskim elekcie", "zaporze" i "zawadzie".

Powóz rusza w stronę rezydencji prymasa kardynała Aleksandra Kakowskiego. Prezydent jedzie do prymasa z oficjalną rewizytą.

W czasie jazdy adiutant prezydenta por. Sołtan przypomina, że do otwarcia dorocznego Salonu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych pozostały niespełna dwie godziny. Kancelaria prezydenta otrzymała od Zachęty zaproszenie na otwarcie Salonu, ale Narutowicz dotąd nie zdecydował, czy tam się pojawi. Prezydent także teraz waha się. W końcu pyta por. Sołtana, czy Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa bywał na otwarciu Salonów. Porucznik wyjaśnia, że bywał, choć nie było to regułą.

- Wobec tego jedziemy do Zachęty! - decyduje Narutowicz.

Kurtuazyjna rozmowa z prymasem jest dość przyjemna, wizyta przeciąga się. Za pięć dwunasta prezydent żegna się z gospodarzem. Prezydencki powóz rusza w stronę pobliskiej Zachęty.

W hallu Zachęty już od wpół do dwunastej publiczność czeka na otwarcie wystawy. Tuż przed dwunastą stojący na schodach w Zachęcie artysta malarz i urzędnik Jan Skotnicki spostrzega wchodzącego do gmachu Eligiusza Niewiadomskiego. To barwna postać: malarz, krytyk sztuki, zagorzały zwolennik endecji. Carska ochrana w 1901 roku osadziła go na parę miesięcy w Cytadeli. Po wojnie zgłosił się do kontrwywiadu. Wszędzie węszył komunistyczne spiski, więc został zwolniony. Bił się jako ochotnik w wojnie bolszewickiej, krótko był wysokim urzędnikiem Ministerstwa Kultury. Niewiadomski jest ceniony jako artysta, krytyk, nawet jako ministerialny urzędnik, ale powszechnie nielubiany za oschłość, arogancję i porywczy charakter. Ma na koncie napaść i pobicie redaktora "Gazety Porannej" Przemysława Mączyńskiego.

Niewiadomski z charakterystyczną dla siebie bezceremonialnością przedziera się przez tłum eleganckich gości, przeciska przez grupę stojących przy schodach dyplomatów. Wchodzi na schody, wita się ze Skotnickim i pyta, na kogo wszyscy tak czekają. Skotnicki wyjaśnia, że wszyscy czekają na prezydenta.

Krótko po dwunastej Gabriel Narutowicz wysiada z powozu przed gmachem Zachęty. W westybulu wita się z prezesem Zachęty Kozłowskim, premierem prof. Julianem Nowakiem, ministrem oświecenia publicznego prof. Kumanieckim.

Eligiusz Niewiadomski spogląda ze schodów w dół, uśmiecha się zjadliwie i pyta Skotnickiego: "To ten jest Narutowicz?".

Skotnicki potwierdza i prosi go, by usunął się na bok, stoi bowiem obok wstęgi otwarcia, którą ma przeciąć prezydent.

Niewiadomski obchodzi wstęgę i szybkim krokiem idzie do sal wystawowych. Nikogo to nie dziwi, jest przecież jednym z pięciu członków komitetu organizacyjnego tej wystawy. Zresztą wcześniej wstęgę ominęło kilkunastu malarzy wystawiających obrazy w Salonie. Jest w zwyczaju Salonów, że artyści oczekują na publiczność przy swoich dziełach.

Prezydent Narutowicz dziękuje za powitanie. Prezes Zachęty przestrzega, że w salach wystawowych jest zimno. Narutowicz decyduje się nie zdejmować futra. Przecina wstęgę i na czele orszaku oficjeli wchodzi do sal wystawowych. Po jego lewej ręce kroczy prezes Zachęty, po prawej - premier prof. Nowak i Jan Skotnicki. Z tyłu - poseł amerykański i szef protokołu dyplomatycznego Stefan Przeździecki. Prezes Kozłowski udziela wyjaśnień. W pewnej chwili zauważa, że równie dobrze przewodnikiem mógłby być premier Nowak, wybitny znawca malarstwa. W trakcie oglądania pierwszych obrazów do prezydenta podchodzi poseł angielski William Max-Müller. Przeprasza Narutowicza, że z powodu choroby nie mógł być obecny na Zamku Królewskim na uroczystości przedstawienia korpusu dyplomatycznego nowo wybranej głowie państwa, i składa prezydentowi gratulacje.

- Dziękuję, ale raczej kondolencja mi się należy, panie ministrze - odpowiada Narutowicz po angielsku, z wyraźną nutą melancholii.

Po obejrzeniu obrazów na pierwszej ścianie Narutowicz zwraca uwagę na płótno Bronisława Kopczyńskiego na ścianie przeciwległej. Przedstawia ono gmach Zachęty ze stojącym przed nim sznurem pojazdów. Narutowicz żartuje, że pewnie w tej chwili Zachęta wygląda tak jak na obrazie.

Prezydent przechodzi do następnego obrazu, "Szronu" Teodora Ziomka. Rozlegają się, jeden po drugim, trzy stłumione ni to detonacje, ni to trzaski. Skotnickiemu wydaje się, że dochodzą z sąsiedniej sali. Wspina się na palce i woła, by zamknąć drzwi. Kątem oka dostrzega, jak Narutowicz patrzy na niego ze zdumieniem, chwieje się i upada na podłogę. Tuż przed upadkiem prezydenta chwytają Skotnicki i Przeździecki, trochę amortyzują uderzenie ciała o parkiet. Narutowicz patrzy na nich gasnącym wzrokiem, w milczeniu.

Stojący parę kroków za Narutowiczem malarz Edward Okuń spostrzega, że do prezydenta strzelał z tyłu Eligiusz Niewiadomski. Chwyta zamachowca za rękę z małokalibrowym browningiem i odbiera mu broń. Niewiadomski nie stawia oporu.

Jan Skotnicki i Stefan Przeździecki pośpiesznie przenoszą prezydenta na kanapkę stojącą pod ścianą.

W sali rozlegają się rozdzierające szlochy pań. Poseł Max-Müller mdleje. Nadbiegają dwaj lekarze obecni wśród gości. Dr Śniegocki i dr Rostkowski, widząc, że nogi Narutowicza zwisają z kanapki, polecają przenieść go na podłogę. Jan Skotnicki zdejmuje z Narutowicza futro i podkłada nieprzytomnemu pod głowę. Gdy rozpina jego kamizelkę, dostrzega na koszuli trzy małe czerwone plamy.

Blady Niewiadomski stoi nieruchomo pośrodku sali. Adiutanci prezydenta odprowadzają go na kanapkę, na której przed chwilą leżał ranny Narutowicz. Stają ciasno przy zamachowcu gotowi obezwładnić go przy próbie ucieczki, ale ten siedzi nieruchomo.

Przerażony premier Nowak ukradkiem ucieka z sali.

Na parterze wybucha panika. Tłum spanikowanych gości napiera na drzwi wejściowe. Portier zamyka je na klucz.

Brat malarza Stanisława Witkiewicza pyta zamachowca: "Jak mogłeś podnieść rękę na pierwszego obywatela Polski?".

- Za pieniądze żydowskie wybranego! - krzyczy Niewiadomski.

Głowę prezydenta podtrzymuje klęcząca na podłodze poetka Kazimiera Iłłakowiczówna. W czasie wojny była sanitariuszką, ale jej pomoc na nic się nie zdaje. Narutowicz kona. Obecny wśród zwiedzających ksiądz Malinowski udziela prezydentowi absolucji in articulo mortis.

Dr Łepkowski, zastępca szefa kancelarii cywilnej, rzuca się do telefonu, by wezwać pogotowie. Telefony nie działają. Widząc to, piłsudczyk Marian Zyndram-Kościałkowski, major WP, redaktor "Polski Zbrojnej", wybiega na miasto w poszukiwaniu sprawnego telefonu. Przed Zachętą natyka się na tłumek zwolenników endecji na czele z gen. Józefem Hallerem.

- Krew ta spada na pańską głowę! - krzyczy Kościałkowski. Słyszy to spieszący do Zachęty komisarz policji i chce Kościałkowskiego aresztować. Ten jednak okazuje policjantowi gwarantującą nietykalność legitymację poselską i biegnie do gmachu Sztabu Generalnego.

Do sali, w której leżą zwłoki prezydenta, wchodzi wezwany po zamachu p.o. ministra spraw wewnętrznych Ludwik Darowski. Skotnicki pyta go, czy posłano już po marszałka Sejmu Macieja Rataja, który w tej sytuacji jest konstytucyjnym następcą prezydenta. Minister wyjaśnia, że posłano, ale marszałek będzie mógł objąć rządy jedynie na podstawie urzędowego aktu zgonu prezydenta.

W chwilę później przyjeżdża karetka pogotowia. Młody lekarz spisuje akt zgonu. Urzędnicy państwowi obecni przy zmarłym uświadamiają sobie, że właśnie ma miejsce demonstracyjny pogrzeb robotnika zabitego przed pięcioma dniami w pepeesowskim pochodzie na placu Trzech Krzyży. Wszyscy zdają sobie sprawę, że wiadomość o zamordowaniu prezydenta może sprowokować tłumy idące w kondukcie do wzięcia krwawego odwetu na endecji. Minister Darowski poleca przeciąć kable telefoniczne w Zachęcie, nadal nikogo nie wypuszczać z gmachu, zwłoki zaś dyskretnie wywieźć w karetce pogotowia. Nieoczekiwanie młody lekarz staje okoniem - regulamin pogotowia nie zezwala na przewóz zmarłych.

- Ależ, panie, to są zwłoki prezydenta Rzeczypospolitej! - mówi podniesionym tonem Skotnicki.

- Przewożenia zwłok prezydenta regulamin też nie przewiduje - odpowiada uparty doktor.

- Bałwan! - wrzeszczy Skotnicki. Adiutanci prezydenta rekwirują lekarzowi nosze, a jego samego przeganiają precz. Potem wzywają otwarte lando z Belwederu oraz reprezentacyjny szwadron szwoleżerów.

Ciało prezydenta przenoszą do landa ministrowie Darowski, Car i członkowie komitetu Zachęty. Tam okrywają je biało-czerwonym sztandarem. Lando w otoczeniu szwoleżerów jedzie wolno, pośród prószącego śniegu, do Belwederu. Przechodnie na Nowym Świecie i w Alejach Ujazdowskich zatrzymują się, zdejmują nakrycia głowy.

"Gazeta Wyborcza" 16 grudnia 1922 r. Zawada usunięta

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.