Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
secesjonista

O kondycji ekonomicznej i roli społecznej inteligencji polskiej w XIX wieku

Rekomendowane odpowiedzi

Wątek wydzielono z tematu: "Rola inteligencji polskiej w walce o wolność polską".

secesjonista

 

Dnia 6.11.2008 o 17:32, Narya napisał:

(...)

Po 1865 stała się głównym rozgrywającym w społeczeństwie polskim

 

Pytanie brzmi w jakimże to zakresie była ta warstwa rozgrywającym?

Na polskiej wsi również?

Z drugiej strony jak można być głównym rozgrywającym, zważywszy na konstatację:

 

Dnia 6.11.2008 o 17:32, Narya napisał:

(...)

Inteligent polski miał utrudniony dostęp do pracy i szczytem szczęścia było, jak wylądował jako urzędnik niższego szczebla w Kongresówce.

Dnia 6.11.2008 o 17:32, Narya napisał:

(...)

Świętochowski propagował ideę, że przyszłość jednostki ludzkiej leży w studiach, oraz ideologię pracy, tj. kult pracy, dążenie do wolności oraz otwarcie się na naukę i technikę ogólnoświatową.

(...)

Pisarze Młodej Polski tymczasem, na finiszu "niewoli polskiej", krytykowali kapitalizm i bogacenie się jednostek indywidualnych, wbrew światowemu trendowi.

 

Zapomnieli tylko w swej krytyce: skąd wziąć kapitał?

Albowiem tak się składało, że mogli ją wyasygnować bądź to arystokraci mający duże majątki ziemskie, bądź to finansjera. Innymi słowy - bez kapitalistów ani rusz, a państwo nie było w stanie być konkurencją.

Oto u schyłku wieku XVIII połączone majątki; według szacunków; Teppera (60 - 65 mln złp.), Prota Potockiego (65 - 70 mln złp.), Kobryta (20 - 24 mln złp.), Szulca (18 - 20 mln złp.) i Łyszkiewicza (6 - 8 mln złp.) dają nam jakieś 169 - 187 mln złp. A nie piszemy tu o pomniejszych, jak: Arndt, Bernaux, Heysler, Blanc, Chevalier...

/szerzej: W. Kornatowski "Kryzys bankowy w Polsce w 1793 r.", Warszawa 1937/

Zestawmy to teraz ze stanem finansów państwa: w 1768 r. suma dochodów Skarbu Koronnego to 10 748 245 złp., a Skarbu Litewskiego 3 646 627 złp. Po stronie pensy przewidywano odpowiednio: 17 050 000 złp. i 6 478 142 złp. Wywindowany wysoko budżet Sejmu Czteroletniego zamykał się sumą wydatków ok. 24 mln złp.

 

Dnia 6.11.2008 o 17:32, Narya napisał:

(...)

Inteligent polski miał utrudniony dostęp do pracy i szczytem szczęścia było, jak wylądował jako urzędnik niższego szczebla w Kongresówce

 

Tylko jakich lat ma się taka diagnoza tyczyć?

"Od przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX w. obserwujemy nasilający się proces przemian w strukturze zawodowej inteligencji warszawskiej. Gros zatrudnienia przesuwa się ze służby państwowej w okresach wcześniejszych na pracę w instytucjach prywatnych, których liczba jednocześnie rośnie wraz z rozwojem stosunków kapitalistycznych w wielkim mieście".

/J. Żurawicka "Inteligencja Warszawy na przełomie XIX i XX w.", w: "Warszawa XIX wieku 1795-1918", Studia Warszawskie T. XIX, z. 3, Warszawa 1974s. 177/

 

To, że z tym "lądowaniem" niekoniecznie było tak tragicznie wskazuje inny fakt, oto spośród 160 osób, które ukończyły wydział filologiczno-historyczny Szkoły Głównej, bądź kontynuowały studia na analogicznym wydziale Uniwersytetu Warszawskiego tylko jedna osiadła na roli!

/A. Kraushar "Siedmiolecie Szkoły Głównej Warszawskiej", Warszawa 1883; "Szkoła Główna Warszawska (1862-1869)" T. I, Wydział Filologiczno-Historyczny, Kraków 1900/

 

S. Borowski podaje, że tylko 20% studentów Wydziału Prawa i Administracji Szkoły Głównej - jako synowie właścicieli ziemskich, bądź dzierżawców dóbr, powróciło do rodziny na wieś.

/tegoż, "Szkoła Główna Warszawska (1862-1869). Wydział Prawa i Administracji", Warszawa 1937/

Wypada dodać, że do połowy lat siedemdziesiątych w Warszawie pracownicy umysłowi rekrutowali się spośród mieszczaństwa, dzieci urzędników, przedstawicieli wolnych zawodów, rzemieślników. Podobnież było w Szkole Głównej - czyli w głównej bazie rekrutacyjnej dla pracowników umysłowych. Szlachta zajmuje w tym ciągu trzecie miejsce. Do schyłku lat osiemdziesiątych nikt nie zauważał pracowników umysłowych jako jednolitej, wyróżniającej się grupy.

Jeszcze w 1889 r. Bronisław Chrzanowski na łamach "Głosu" (1889, nr 6) odnotowuje:

"Do roku 1863 klasa inteligencka cechowała się jednolitością, była szlachecka i wyznawała idee szlacheckie". Termin "inteligencja" oznaczał po prostu ogół szlachty, dla rozróżnienia mówiono też o "inteligencji wiejskiej" - czyli przedstawicielach ludu, którzy posiadali pewne wykształcenie.

Natomiast "najazd" zdeklasowanej szlachty rozpoczął się około 1863 roku, to oni właśnie poczęli zasilać szeregi inteligencji zawodowej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Narya pisał o poczynaniach inteligencji w Galicji, warto jednak przypomnieć, że inteligencja galicyjska a np. inteligencja warszawska (co w gruncie rzeczy oznacza inteligencję polską zaboru rosyjskiego) to dwa różne byty społeczne. Ich rozwój biegł całkiem innymi drogami, miał odmienny przebieg, a i struktura zawodowa była inna.

Spójrzmy na zawody techniczne, oto w początkach lat osiemdziesiątych inżynierów było w Warszawie ok. 85, w 1881 r. do Resursy Obywatelskiej skupiającej niemal wszystkich inżynierów, przystąpiło ich stu kilkudziesięciu. W 1898 r. do Stowarzyszenia Techników Polskich, skupiające niemal wszystkich inżynierów i techników z Królestwa, było ich przeszło 600.

Patrząc na spis (z 1882 r.) w Warszawie osoby z wyższym wykształceniem i średnim to zaledwie 25 841, a w skład tej grupy wchodzili dodatkowo Rosjanie. Mieliśmy w tym mieście "nadprodukcję" przedstawicieli sztuk wolnych (dziennikarzy, plastyków, muzyków). Na ok. 1700 ich przedstawicieli mieliśmy np. 450 przedstawicieli zawodów prawniczych (adwokaci przysięgli, dependenci itp.) 39 sędziów i 36 notariuszy. Lekarzy Polaków było 418, a aptekarzy 408.

A owych wspominanych przez Narya urzędników państwowych raptem 3100, zatem jego konkluzje co do tego gdzie inteligencja otrzymywała swą posadkę - są mocno nietrafne. Sama Kolej Żelazna Warszawsko-Wiedeńska (zatem firma prywatna) zatrudniała około 1630 urzędników. Wedle spisu z 1887 r. liczba pracowników administracji państwowej (chodzi o Polaków) zmniejszyła się z 1,6% do 1,1%, przy wzroście liczby urzędników instytucji prywatnych.

/P. Pawlicki "Droga żelazna Warszawsko-Wiedeńska w 50-letnim okresie swego istnienia (1845-1895)", Warszawa 1897, s. 65-66)

 

Pisząc o strukturze zawodowej Janina Żurawicka zauważała:

"Ten układ typowy dla miasta w niewoli politycznej, w której inteligencja znajduje zatrudnienie przede wszystkim w instytucjach prywatnych i wolnych zawodach (...)

Gdy w całym świecie cywilizowanym wskaźnik przyrostu pracowników umysłowych w okresie dojrzałego kapitalizmu daleko wyprzedził przyrost w dziedzinie pracy fizycznej, w Warszawie obserwujemy jego spadek. Wyrazem tego będzie również fakt obniżenia się poziomu wykształcenia ludności Warszawy w 1897 r. w stosunku do 1882 r. Liczba osób posiadających wykształcenie wyższe i średnie obniżyła się z 6,7% w 11882 r. do 5,9% w 1897...".

/s. 186/

 

Za to można się zgodzić, że inteligencji wiodło się kiepsko, przeciętny zarobek to 2400-4000 rubli rocznie, a najniżej opłacani, czyli najniżsi funkcjonariusze i nauczyciele mieli zarobki podobne do najniżej wynagradzanych robotników. Pensja roczna profesora uniwersytetu wynosiła od 2000-3500 rubli, Ignacy Radliński etatowy nauczyciel szkoły średniej pobierał rocznie 900 rubli, w szkole prywatnej nauczyciel otrzymywał 1500 rubli, podobnie jak dziennikarz, urzędnicy Kolei W-W zarabiali od 500-1000 rubli (bez personelu kierowniczego). Dla porównania: znany aktor Mieczysław Frenkiel zarabiał 4200 rubli rocznie.

/H. Hilchen "Zarys historii Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej", Warszawa 1912, s. 161-162; "Wiadomości bieżące", "Głos" 1901, nr 30/

Trzeba jednak zauważyć, że był to pewien wybór - nauka, samokształcenie się, działalność społeczna, angażowanie się w prace szeregu towarzystw, wreszcie pisanie, wszystko to zabierało czas i możliwości poprawy bytu. Baa, rodziła wówczas pewna moda na takie ubóstwo. Kto był bogatym, a nie angażował się w życie społeczne itp. ten był filistynem. Córka wspomnianego wyżej uczonego, Helena Boguszewska (z domu Radlińska) odnotowywała:

"Wytworzyła się wtedy jakaś ponura polityka ubóstwa, filozofia obywania się niczym, pogarda dla mieszczaństwa, dla kołtunerii, dla tego, co wtedy nazywano filisterstwem, dla fabrykantów, kupców. Brak pieniędzy był tu legitymacją porządności, zaradność życiowa raczej dyskwalifikacją...".

/H. Boguszewska "Czekajmy na życie", Warszawa 1951, s. 133/

 

Dla przykładu dodajmy, że jej ojciec zarabiający przez długie lata 900 rubli rocznie, o którym Leon Krzywicki pisał:

"Stanowczo nie był stworzony do życia rodzinnego, a przynajmniej do życia w takich warunkach, a jakich wypadało u nas żyć pracownikowi umysłowemu o bardzo skromnym uposażeniu".

/tegoż, "Wspomnienia", t. II, Warszawa 1958, s. 467/

 

Oto ów naukowiec, obarczony dwójką dzieci, w przeciągu 1868-1880 pozostawił u warszawskich księgarzy 1696, w kolejnych latach Radliński potrafił się zadłużać u księgarzy na 216 rubli w 1885 r., 310 rubli w 1886 r., w 1887 r. na 204 rubli, i podobnie w kolejnych latach. Zatem poziom życia rodziny nie był jedynie wypadkową samego uposażenia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Warto przypomnieć, że w połowie XIX wieku wystąpiła nadprodukcja inteligentów, zwłaszcza z wykształceniem humanistycznym. Co mocno utrudniało znalezienie odpowiedniej pracy.

/szerzej: J. Jedlicki "Kwestia nadprodukcji inteligencji w Królestwie Polskim po powstaniu styczniowym", w: "Inteligencja polska pod zaborami..."/

 

A choć karmieni byliśmy postaciami Siłaczki czy Judyma, to inteligencja w wielkich miastach wbrew różnym zapewnieniom - nie tak chętnie chcieli udawać się na prowincję. Henryk Elzenberg pisał do Elizy Orzeszkowej:

"Na wszystko się zaklinam, co mi jeszcze drogim zostało, że gdybym dostał posadę, jakąkolwiek, czy jakiekolwiek zajęcie dające byt skromny, byle niezależny, pojechałbym chętnie nawet w okolice Wietlanki (...)

Tak nas tu pięknie wykierowano. Taki jest stan proletariusza umysłowego… Moja rozpacz wynika z braku pracy… Cóż kiedy tu nie ma zajęcia […]. Moje życzenie opuszczenia Warszawy jest stanowcze lecz również niepohamowany jest mój wstręt do miast prowincjonalnych".

/Z. Gostkowski "'Dziennik Łódzki' 1884-1892. Studium nad powstawaniem polskiej opinii publicznej w wielonarodowym mieście fabrycznym", Łódź 1960, s. 19/

 

 

Kilka zdatnych pozycji:

"Inteligencja polska pod zaborami. Studia" red. R. Czepulis-Rastenis

J. Jedlicki "Błędne koło 1832-1864"

T.I.M. Janowski "Narodziny inteligencji 1750-1831"

"Dzieje inteligencji polskiej do roku 1918" red. J. Jedlicki

"Inteligencja w Polsce. Specjaliści, twórcy, klerkowie, klasa średnia?" red. H. Domański

M. Micińska "Inteligencja na rozdrożach 1864 -1918"

A. Barszczewska-Krupa "Rodowód inteligencji łódzkiej (1820-1870)", "Rocznik Łódzki", t. XXIII, 1978

M. Iwańska "W poszukiwaniu inteligenckiej tożsamości w XIX wieku. Przykład łódzki", w: "Historia – Mentalność – Tożsamość. Studia z historii historiografii i metodologii historii" red. K. Polasik-Wrzosek, W. Wrzosek, L. Zaszkilniak.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Henryk Wierciński pisywał artykuły głównie o kwestiach rolniczych i ekonomicznych, czasami zdarzały mu się traktujące o etnografii czy historii. W swych pamiętnikach odnotował kwestie zarobku dziennikarskiego. Wedle jego relacji:

"Kurier Lubelski", ok. 1875 r., - nie płacił honorarium (jak zauważa sam autor nie zabiegał o to, gdyż utrzymywał się z gospodarstwa wiejskiego)

"Gazeta Polska", po 1875 r. - początkowo 5 gr od wiersza, potem 6 groszy

"Niwa", 1876 r. - 4 kopiejki za wiersz

"Rola" - 4 kopiejki za wiersz

"Gazeta Warszawska" - 3 kopiejki za wiersz.

I jego podsumowanie tego typu zarobkowania:

"Mając pewną łatwość pisania, przy honorarium, które wynosi średnio około rsr. 6 za arkusz pisma, można by w spokoju niezły ciągnąć dochód z pióra, gdyby odosobnienie na wsi, nieustanna dystrakcja kłopotami codziennego gospodarstwa domowego, jakich jedynie uniknąć by można w mieście - pozwalały na poświęcanie dłuższego czasu pisaniu. 3-4 godzin dziennie poświęconych pisaniu, przynosi mi 5—6 rubli. Gdyby więc był zawsze materiał pod ręką, każda praca znalazła miejsce w druku, spokojny byt z pióra łatwo mieć by można (...)

Średnie wynagrodzenie za artykuł gazeciarski przynosi mi 3—5 rubli (...)

Gazeta Rolnicza” drukuje [mi] średnio wierszy 2000 = 60 rubli rocznie.  „Rola” skwapliwiej bierze się do pisma mego i zwykle drukuje od ręki. Płaci 4 kop. za wiersz — jest to więc jedno z najwyższych wynagrodzeń za pracę literacką, jakie otrzymuję. Współpracownictwo w „Roli” przynosi rocznie 80—·100 rubli".

/A. Zajączkowski "Wynagrodzenie literackie w drugiej połowie XIX wieku", "Przegląd Historyczny", T. 81, nr 3-4, 1966, s. 269/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Według niektórych badaczy kiepska kondycja naszego krajowego przemysłu to efekt roli jaką przyjęła nasza inteligencja i tego, że nie uwolniła się od szlachecko-dworskiej tradycji, nawet gdy została pozbawiona swych folwarków, a za sprawą postaw naszej inteligencji nie mieliśmy XIX wieku.

Tak to widział Józef Chałasiński:

"Wykształcenie, stan intelektualnego posiadania, traktowane były wśród inteligencji jako tytuł do tego, aby społeczeństwo samo dało inteligentowi ekonomiczne podstawy
odpowiedniej pozycji społeczno-towarzyskiej. Pod tym względem stosunek inteligenta do kraju był bardzo zbliżony do stosunku, jaki rezydenci dworscy zajmowali wobec dworu Inteligent polski stawał się rezydentem obcego kapitalizmu w Polsce, tak jak przedtem był rezydentem folwarku-dworu pańszczyźnianego. Kto inny za niego utylitarnie pracował i kto inny za niego utylitarnie myślał; on sam czuł się powołany tylko do duchowej, nie materialnej aktywności, tylko do pańskiej, nie do chłopskiej pracy
".

/tegoż "Społeczna genealogia inteligencji polskiej", Rozdz. 2. "Inteligenckie gett'' (pierw. wyd. 1946), w: "Studia Litteraria et Historica", "Totalne zaskoczenie inteligencji polskiej",  nr 7, 2018, s. 4/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 14.05.2019 o 6:15 PM, secesjonista napisał:

"Inteligent polski stawał się rezydentem obcego kapitalizmu w Polsce, tak jak przedtem był rezydentem folwarku-dworu pańszczyźnianego. Kto inny za niego utylitarnie pracował i kto inny za niego utylitarnie myślał; on sam czuł się powołany tylko do duchowej, nie materialnej aktywności, tylko do pańskiej, nie do chłopskiej pracy"

 

Moim zdaniem poglądy, wyrażane przez przedstawicieli polskiej przedwojennej inteligencji w drugiej połowie lat 40. należy trochę "brać w nawias". Były formułowane pod wpływem gigantycznego szoku poznawczego, wywołanego faktem, że nasza "dobra" przedwojenna Polska rozleciała się pod ciosami hitlerowskiej armii w kilka czy kilkanaście dni, a "źli" Sowieci ciosy wytrzymali, atak odparli i na koniec doszli do Berlina. 

 

Pewne znaczenie miały też naciski polityczne, chęć przypodobania się aktualnej władzy, kontynuowania kariery etc., ale decydującym - w moim przekonaniu - czynnikiem było to, że ich świat rozpadł się tak szybko. I to wkrótce po tym, kiedy - zdawało się - odzyskanie niepodległości zapewnia mu trwały rozwój.

 

Rozpaczliwie szukano przyczyny, czemu żeśmy nie dali rady. Pesymiści uważali, że geopolityka, że znajdując się między Rosją/ZSRR a Niemcami tak musi być i tak będzie zawsze. Optymiści szukali przyczyny w nas samych, w naszych wadach i błędach, tak jak w powyższym przykładzie - w wadach polskiej inteligencji.

 

Na ile pogląd ten się broni dziś? Wcale. Polski międzywojenny, a także wcześniejszy inteligent z żadnym obcym kapitalistą nawet kontaktu nie miał, jak zatem miałby być jego rezydentem. Rozróżnienie pomiędzy pracą utylitarną a pracą nie-utylitarną wydaje się być dość abstrakcyjne. Dlaczegóż praca nauczyciela, lekarza, aptekarza, księgowego, poczmistrza, inżyniera, kupca miałaby nie być utylitarną?

 

A że ów inteligent chłopską, czyli zapewne fizyczną, pracą się nie parał, no to chyba słusznie robił.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Komar   
W dniu 14.05.2019 o 6:15 PM, secesjonista napisał:

Inteligent polski stawał się rezydentem obcego kapitalizmu w Polsce, tak jak przedtem był rezydentem folwarku-dworu pańszczyźnianego.

Polecam książkę Bohdana Cywińskiego "Rodowody niepokornych" wydaną w roku 1971. Opisuje losy radykalnej inteligencji polskiej w XIX i na początku XX wieku. Oczywiście radykałowie nie stanowili większości polskiej inteligencji. Ale Chałasiński był spadkobiercą tych radykałów - i dlatego krytycznie oceniał inteligencję polską jako całość.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
13 godzin temu, jancet napisał:

Moim zdaniem poglądy, wyrażane przez przedstawicieli polskiej przedwojennej inteligencji w drugiej połowie lat 40. należy trochę "brać w nawias". Były formułowane pod wpływem gigantycznego szoku poznawczego, wywołanego faktem, że nasza "dobra" przedwojenna Polska rozleciała się pod ciosami hitlerowskiej armii w kilka czy kilkanaście dni, a "źli" Sowieci ciosy wytrzymali, atak odparli i na koniec doszli do Berlina. 

 

Pewne znaczenie miały też naciski polityczne, chęć przypodobania się aktualnej władzy, kontynuowania kariery etc.

 

Tylko że podobne głosy padały już przed wybuchem drugiej wojny światowej i to z bardzo różnych stron: od badaczy do polityków. W jakiejś mierze taki ogląd inteligencji mieli i Florian Znaniecki i Zygmunt Wasilewski, Stanisław Grabski, Roman Dmowski czy Zygmunt Łempicki.

 

13 godzin temu, jancet napisał:

A że ów inteligent chłopską, czyli zapewne fizyczną, pracą się nie parał, no to chyba słusznie robił

 

Tylko przecież nikt tego nie postulował.

 

13 godzin temu, jancet napisał:

Polski międzywojenny, a także wcześniejszy inteligent z żadnym obcym kapitalistą nawet kontaktu nie miał, jak zatem miałby być jego rezydentem.

 

To u kogo pracował ten wcześniejszy inteligent?

Chyba jest zrozumiałym, iż ten termin: "rezydent" trzeba traktować w mniej dosłowny sposób, jako próbę przedłużenia stosunków z czasów szlachecko-folwarcznych i magnaterii, przedłużenie w realiach tworzących się nowych stosunków gospodarczych.

 

13 godzin temu, jancet napisał:

Dlaczegóż praca nauczyciela, lekarza, aptekarza, księgowego, poczmistrza, inżyniera, kupca miałaby nie być utylitarną?

 

To raczej nie chodzi o utylitaryzm, a o to kto zaczął grać pierwsze skrzypce, czyli czy polska inteligencja próbowała być pionierem kapitalizmu w naszych zaborczych częściach?

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 23.05.2019 o 11:36 AM, secesjonista napisał:

Chyba jest zrozumiałym, iż ten termin: "rezydent" trzeba traktować w mniej dosłowny sposób, jako próbę przedłużenia stosunków z czasów szlachecko-folwarcznych i magnaterii, przedłużenie w realiach tworzących się nowych stosunków gospodarczych.

 

Chyba jest, przynajmniej dla mnie.

 

Choć w jakiś sposób owo pojęcie "rezydenta" należałoby sprecyzować.

 

Rezydent zamieszkiwał w magnackim pałacu, na szlacheckim dworze, a na koniec w inteligenckim domu czy wręcz mieszkaniu, i oczekiwał noclegu, wiktu i opierunku (potem już tylko obiadu), bo z właścicielem łączyły go pewne więzy - pokrewieństwa, przyjaźni, zasług - czasem te dwa ostatnie dotyczyły jego przodków. Z panem domu nie był związany jakąkolwiek umową. W zasadzie robił, co chciał i niby mógł nic nie robić - darmozjad taki.

 

Taki jest stereotyp i pewnie do niego nawiązano w powyższych wypowiedziach.

 

A realia?

 

Nie, w większości przypadków (mówię teraz o XIX i XX wieku) - żaden darmozjad. Ich rola tym się różniła od roli służby, że polecenia zaczynały się od "pan/pani" i kończyły "proszę". Oraz że z państwem jadali przy stole. Za to nie dostawali wynagrodzenia, poza noclegiem, wiktem i opierunkiem. Służba otrzymywała jeszcze jakieś pieniądze.

 

I teraz stosunek inteligenta do kraju był bardzo zbliżony do stosunku, jaki rezydenci dworscy zajmowali wobec dworu. Przepraszam - czyli jaki? Niewiele robię i niewiele mi się należy? Może coś w tym jest, ale chyba wymaga jakiegoś rozwinięcia. 

 

W dniu 23.05.2019 o 11:36 AM, secesjonista napisał:

 

W dniu 22.05.2019 o 10:06 PM, jancet napisał:

Polski międzywojenny, a także wcześniejszy inteligent z żadnym obcym kapitalistą nawet kontaktu nie miał, jak zatem miałby być jego rezydentem.

 

To u kogo pracował ten wcześniejszy inteligent?

 

No właśnie? Może był na państwowej posadzie, może miał własne przedsiębiorstwo, może pracował w jakiejś firmie, i może część tych firm była własnością obcego (zagranicznego?) kapitału. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego nawet ci inteligenci, zatrudnieni w firmach, należących do obcego kapitału, mieli by być jego rezydentami?

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, jancet napisał:

Przepraszam - czyli jaki? Niewiele robię i niewiele mi się należy?

 

Według przywołanego autora całkiem inaczej: niewiele robię ale wiele mi się należy.

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 26.05.2019 o 12:01 PM, secesjonista napisał:

 

Według przywołanego autora całkiem inaczej: niewiele robię ale wiele mi się należy.

 

 

No i właśnie dlatego się z przywołanym autorem nie zgadzam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A ja bym się zgodził z konstatacją Jarosława Górniaka:

"Szczególny kontekst wyłonienia się inteligencji jako kategorii społecznej dobrze podsumowuje Richard Pipes (1960), którego analiza dotyczy wprawdzie Rosji, ale rozciąga się także na przypadek ziem polskich (...) Dzięki właściwemu tej klasie, a społecznie rzadkiego wykształceniu – ogólnemu, bez wąskich specjalizacji – które było rzadkością, rodząca się inteligencja miała dobre warunki dla godnego utrzymania. Jak podkreśla Pipes, XIX-wieczna Rosja stwarzała świetne środowisko dla „kulturalnego i intelektualnego dyletanctwa w najlepszym tego słowa znaczeniu”. Industrializacja,
która przyspieszyła od końca XIX wieku, podmyła pozycję inteligencji (...) Cechą specyficzną polskiej inteligencji było odwoływanie się do etosu szlacheckiego z silnie eksponowanym narodowym, a następnie niepodległościowym i patriotycznym rysem. Jego istotną cechą był także kult wykształcenia ogólnego, przede wszystkim humanistycznego
".

/tegoż, "Inteligencja' i 'elita' jako kategorie społeczne a kształcenie akademickie", "Debaty PAU", T. V, 2018, s. 78-79/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Czemu nie, też mogę, ale...

 

22 godziny temu, secesjonista napisał:

Dzięki właściwemu tej klasie, a społecznie rzadkiego wykształceniu

 

Pewnie gdzieś istnieje definicja inteligencji jako klasy w społeczeństwie polskim  w XIX wieku, ale nawet nie sięgając do niej, zapewne zgodzimy się, że owa inteligencja to grupa ludzi, która utrzymywała się z pracy umysłowej, a więc musiała posiadać jakieś wykształcenie, które paranie się taką pracą umożliwiało. Więc stwierdzenie, że inteligencji właściwe jest wykształcenie, to tautologia. Ale z drugiej strony nie była to jedyna grupa, którą cechowało wykształcenie. Wykształceni byli ziemianie, mieszczanie, burżuazja etc.

 

Warto też zaznaczyć, że sama umiejętność pisania i czytania pozwalała w warunkach 1. połowy owego stulecia zaliczyć się do ludzi wykształconych.

 

22 godziny temu, secesjonista napisał:

inteligencja miała dobre warunki dla godnego utrzymania

 

To stwierdzenie wydaje mi się nieco niebezpieczną generalizacją. Nie wiem, czy istnieją jakieś rzetelne źródła statystyczne, typu zeznania podatkowe (nie wiem nawet, czy przychody z pracy były wówczas opodatkowane), ale w literackich dziełach autorów, opisujących współczesną im rzeczywistość, dość często pojawia się figura inteligenta w dziurawych butach, połatanym surducie, mieszkającego w niedogrzanej izbie i jadającego od czasu do czasu. I umierającego na gruźlicę, na którą z powodu niedożywienia i niedogrzania byli bardzo podatni.

Nie widzę powodu, żeby uznać to za fikcję literacką.

 

22 godziny temu, secesjonista napisał:

Cechą specyficzną polskiej inteligencji było odwoływanie się do etosu szlacheckiego z silnie eksponowanym narodowym, a następnie niepodległościowym i patriotycznym rysem

 

Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, bo rzeczywiście znaczna część inteligencji polskiej rekrutowała się ze zubożałej szlachty, co zapewne odróżniało ją od inteligencji rosyjskiej. Jak było np. na Węgrzech - nie mam pojęcia.

 

Problem w tym, że należy sobie zadać pytanie - jak znaczna? Jakaś część XIX wiecznej inteligencji, czyli ludzi utrzymujących się z pracy umysłowej, miała korzenie mieszczańskie, w tym żydowskie (a ormiańska diaspora też nam trochę inteligentów dorzuciła). Pytanie - jaka? Czy ktoś to rzetelnie badał?

 

Czy też obowiązuje stereotyp wnioskowania:

 

skoro ubożejąca szlachta przechodziła w szeregi inteligencji => zatem inteligencja to zubożała szlachta.

 

No cóż - z punktu widzenia logiki wnioskowanie to jest błędne.

 

22 godziny temu, secesjonista napisał:

kult wykształcenia ogólnego, przede wszystkim humanistycznego

 

Jeśli mówimy o czasach, gdy kształtowała się polska inteligencja, czyli 1. połowa XIX wieku, to wyboru ścieżki kształcenia praktycznie nie było.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 29.05.2019 o 9:45 PM, jancet napisał:

ale w literackich dziełach autorów, opisujących współczesną im rzeczywistość, dość często pojawia się figura inteligenta (...) umierającego na gruźlicę, na którą z powodu niedożywienia i niedogrzania byli bardzo podatni.

Nie widzę powodu, żeby uznać to za fikcję literacką

 

Problem w tym, że np. ta gruźlica w wielu przypadkach gruźlicą nie była. Za to wielu artystów, pisarzy uważało, że powinni mieć "gruźlicę" - jakkolwiek dziwnie to brzmi. Wysyp "dam blednicowych"; wzorujących się na Marguerite Gautier nie był efektem jakiejś epidemii ale pozą by fizycznie upodobnić się do gruźlika/suchotnika. Słowacki mocno mijał się z prawdą  pisząc: "nie używałem leków i lekarzy" zważywszy na jego korespondencję z doktorem Antonim Hłuszniewiczem, co nie zapobiegło jego śmierci najprawdopodobniej właśnie na gruźlicę. W podartych butach jednak nie chodził, i choć nader często w swych listach narzekał na stan swych finansów to w rzeczywistości miał się całkiem dobrze pod tym względem. 

"Tragiczna aura otaczająca chorobę opierała się w głównej mierze na niezwykłości „istnień przerwanych”, na nieuchronności losu świetnie zapowiadających się młodych artystów, których twórczość naznaczona była stygmatem przedwczesnej śmierci. Romantyzm próbował nawet dowieść, że ceną ich talentu była właśnie choroba. Gruźlica gwarantować miała nowe spojrzenie na rzeczywistość, spojrzenie świeższe, wrażliwsze, pełniejsze. Konsekwencją pozytywnej waloryzacji stanów chorobowych był, święcący triumfy w pierwszych dekadach XIX w. i wciąż aktualny w latach późniejszych, proces mitologizacji samych chorych. Tym zapewne należałoby tłumaczyć zachwyt nad chorym ciałem; o umierającym Chopinie, na parę dni przed jego śmiercią, jedna z francuskich dam powie: „Ach, jakże on rozkosznie kaszle”. Jednocześnie dokładano wszelkich starań, aby wygląd zdrowego skądinąd ciała nosił znamiona choroby".

/M. Szubert "Gruźlica w dyskursie maladycznym", "Postscriptum Polonistyczne", nr 2, 2008, s. 97/

 

W dniu 29.05.2019 o 9:45 PM, jancet napisał:

w literackich dziełach autorów, opisujących współczesną im rzeczywistość, dość często pojawia się figura inteligenta w dziurawych butach, połatanym surducie, mieszkającego w niedogrzanej izbie i jadającego od czasu do czasu

 

Pojawia się i w beletrystyce i w literaturze wspomnieniowej. Ja pamiętam jednak też i inne szczegóły. W biografii Ludwika Rajchmana pióra Marty A. Balińskiej ("Ludwik Rajchman. Życie w służbie ludzkości") znalazły się szczegóły z życia codziennego jego rodziców. Jego ojciec - Aleksander Rajchman należał do elity warszawskiej, poprzez małżeństwo z Melanią Hirszfeld zyskał kontakty z rodami bankierskimi co pozwoliło na różne korzystne inwestycje. Pech chciał, że wskutek niezawinionych przez Rajchmana okoliczności ich inwestycje finansowe zakończyły się plajtą. W życiu rodziny nastały ciężkie czasy. We wspomnieniach rodzinnych pisano o jednej zmianie odzienia, nicowanego i łatanego. Jednak w tym samym czasie utrzymywano prywatnych guwernerów dla dzieci, a w domu wciąż urządzano co tydzień przyjęcia dla całkiem sporego grona znajomych i przyjaciół. Zatem te "dziurawe buty" różny miały wymiar.

 

Jerzy Chłopecki, pisząc o polskiej inteligencji przyrównywał ją do ucznia, którego określa się jako: "zdolny, ale leniwy", dale dodaje:

"Gdyby pisał paszkwil na polska inteligencję, wyeksponowałbym fakt pozornie tylko zaskakujący, że najpowszechniejszym motywem zdobywania wykształcenia była chęć ucieczki od pracy, a nie chęć przysposobienia się do niej (...)

Polska inteligencja nie kształtowała się więc jako warstwa usługowa wobec państwa i gospodarki, jako warstwa specjalistów i fachowców niezbędnych w administracji i przemyśle. To nie tylko i nie głównie szlachecki rodowód owej warstwy przesądzał o jej obliczu. To brak społeczno-ekonomicznych i politycznych warunków ów szlachecki rodowód utrwalał (...) Polski inteligent bywał więc w przeszłości człowiekiem wykształconym nie "do roboty", a "od roboty", pojmującym swoją powinność w kategoriach raczej stosunku do kultury niż do produkcji czy handlu (...) Motywacje warstwotwórcze - jeśli można tu takiego określenia użyć - owo "od roboty", a nie "do roboty" - były dodatkowo jeszcze wzmacniane, a często rozgrzeszane przeświadczeniem, że aktywność w sferze kultury, a nie tworzenie materialnych podstaw cywilizacji przemysłowej jest patriotyczną powinnością inteligencji".

/tegoż "Rewolucje i postęp", Warszawa 1981, s. 120-121/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Młodzieńczy Stefan Żeromski był związany ideowo z redakcją "Głosu", w jednym z listów (z lutego 1892 r.) do Oktawii Rodkiewiczowej donosił, że podczas wizyty u państwa Witkiewiczów ukrywał swój "głosowiczowski katechizm" (Witkiewicz był związany z "Przeglądem Tygodniowym"). Na łamach "Głosu" często zajmowano się sytuacją materialną inteligencji (a zwłaszcza inteligenckiej młodzieży, przy okazji apelowano do niej by zrezygnowała z hamujących ją obciążeń szlacheckich. Świadomość szlacheckiego pochodzenia miała sprawiać przywiązanie nie tylko do pewnego systemu wartości ale i sposobu bycia i życia. A za tym szedł owczy pęd poszukiwania pracy "stosownej" do tego; nieco już przebrzmiałego; statusu. Leon Wasilkowski apelował by inteligencja: "z wiarą w moralną wartość swej pracy zbliżyła się do mas ludowych i w zamian za skromny, lecz uczciwie zapracowany kawałek chleba ofiarowała mu swą pracę", by obniżyła wymagania (L. "Z mieszczańskiego chaosu", "Głos", 1884, nr 34); a Jan Ludwik Popławski, pełniący de facto obowiązki redaktora naczelnego, w dwóch swych artykułach. wykładał:

"Otóż właśnie, że tego „państwa” wyrzec się nie chce inteligencja nasza. Nie rozumie, iż jest ona jedynie inteligentnym proletariatem, i to nie tylko pod względem materialnym, ale i dążeniami swymi i uczuciami z masą pracującą jednoczyć się powinna. Tymczasem młodzi lekarze, prawnicy starają się dotychczas utrzymać na stanowisku uprzywilejowanym (...), mieć przyzwoite towarzystwo itp. Młodzież inteligentna winna zdemokratyzować się sama, zdemokratyzować obyczajowo, inaczej bowiem nie potrafi się przystosować do warunków swego istnienia, winna pozbyć się tych potrzeb osobistych, które czynią ją zależną od warstw uprzywilejowanych".

/J. Nieboroski "Z kraju", "Głos", 1888, nr 19, J.L.P "Proletariat inteligentny", tamże, 1888, nr 42/

 

Żeromski wielokrotnie na kartach swego dziennika pisał o doskwierającej mu biedzie, jak to dni spędzał o szklance herbaty i chlebie razowym jedzonym raz dziennie, i nie ma powodów by mu nie ufać. I oto ten sam Żeromski, biedy a zarazem podzielający przecież sądy propagowane na łamach "Głosu", zapisał:

"Jestem zdecydowany rąbać drwa, nosić wodę, pracować jak parobek. Ale dlaczego ja tych zajęć pełnić nie mogę? Dlatego, że nie dano by mi ich. Jestem urodzony i wychowany".

/tegoż "Dzienniki", T. 2, Warszawa 1954, s. 257/

 

Zatem jego ograniczeniem był on sam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.