Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
STK

Czy konstytucja 3 maja mogła przywrócić Rzeczpospolitej dawną świetność?

Rekomendowane odpowiedzi

Furiusz   
Nie rozumiesz Rosji. A przeciwnika trzeba rozumieć - inaczej się przegrywa.

Car Piotr I, Wielkim zwany, bodajże w 1710 czy 1711 roku wypowiedział się o prawach Rosji do ziem polskich. Było to bezpośrednio po wyparciu wojsk szwedzkich przez rosyjskie po klęsce Karola XII pod Połtawą.

Wybacz Jancetcie ale chyba sam niewiele lepiej ich rozumiesz. Rosjanie swoich zdobyczy na Turcji, okupionych krwią rosyjskiego żołnierza - też nie mieli zamiaru oddawać. W 1806 Ottomani po klęsce rosyjskich wojsk pod Austerlitz atakują, jednocześnie Francja wysyła swoje wojska do Dalmacji, gdzie w Boce Kotorskiej Czartoryski wykuwa antyfrancuskie wystąpienie zbrojne. Rosja - ograniczonymi korpusami bo ograniczonymi - wszak główne siły będą bić się na terenie dzisiejszej Polski, to jednak kontratakują. Skutecznie zresztą. Zresztą walki trwały też na Kaukazie gdzie akurat Rosja prowadziła wojnę z Persją. No a że do Turcji blisko to obie strony nie omieszkały skorzystać i zetrzeć się na terenie Kaukaskich gór.

Innymi słowy - jakiś, nawet szczątkowy - korpus pozostawiony dla ochrony nabytków na Turcji, jest niemal pewny.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Możliwości mobilizacyjne armii pruskiej Hupert (Historia wojenna polska w zarysie, Tom I, Księgarnia Polska Bernarda Połonieckiego, Lwów i Warszawa 1921, pp. 252-254) ocenia na cca 200 tys. żołnierzy, a czas mobilizacji na 4 tygodnie. Rostworowski jest bardziej precyzyjny - 186 tysięcy na stopie pokojowej "z możliwością natychmiastowej mobilizacji do 230 tys.".

Zamiast jakiegoś bezwartościowego ogólnikowego opracowania sięgnij po 2-tomową pracę zbiorową "Powstanie kościuszkowskie, Dzieje militarne", gdzie są w paru miejscach przedstawione problemy mobilizacyjne Prus, Austrii i Rosji.

Radziłbym zresztą żebyś przeczytał choćby te podstawowe prace (2 tomy Wolańskiego i 2 tomy wymienione tutaj) zanim znów zabierzesz głos i się skompromitujesz.

Dalszych twoich wynurzeń popartych kompletną nieznajomością tematu komentować mi się nie chce.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Wybacz Jancetcie ale chyba sam niewiele lepiej ich rozumiesz. Rosjanie swoich zdobyczy na Turcji, okupionych krwią rosyjskiego żołnierza - też nie mieli zamiaru oddawać.

Oczywiście, że nie. Ale nie rozumiem, co z tego ma wynikać "dla sprawy polskiej".

Najwięcej sił kierujesz przeciwko najgroźniejszemu przeciwnikowi. Oczywiście Katarzyna nie uważała Rzplitej za szczególnie groźnego przeciwnika i skierowała tam siły stosunkowo niewielkie, w jej - jak się okazało słusznej - ocenie wystarczające do jego pokonania.

Ale Roman Różyński zmusza nas do rozważania, co by było, gdyby Polacy jednak w jakiś sposób pobili Rosjan nad Wisłą i ruszyli do kontrofensywy za Bug i Niemen. Wtedy to oni staliby się najgroźniejszym przeciwnikiem i przeciwko niemu Rosjanie ściągaliby wszystkie rozporządzalne siły, a także tworzyli nowe formacje.

Oczywiście, że na granicy tureckiej coś by zostało - załogi twierdz, kozacy czy inne tego typu formacje, ale korpus Suworowa by przesunięto. Nota bene najbezpieczniejszą jest granica z przeciwnikiem, który właśnie został pokonany. Tym bardziej, że przecież Austria była w tamtej wojnie sojusznikiem.

Analogia do 1807 roku - tzw. I wojny polskiej - jest też o tyle chybiona, że w tej wojnie granice Rosji nie były zagrożone. Niby Rosja tę wojnę przegrała - ale i tak swą granicę przesunęła na zachód.

W 1792 roku też granice Rosji formalnie nie były zagrożone, ale Katarzyna uważała Rzplitą za państwo wasalne (krwią rosyjskich żołnierzy zdobyte). Utrata władzy nad Rzplitą, bo Polacy jej nie chcą, raczej nie mieściło się w zakresie dopuszczalnych możliwości.

I ewentualny sukces polski nad Wisłą, ewentualna kontrofensywa i przekroczenie Bugu i Niemna, ba - nawet przekroczenie Dniepru i Dźwiny - nie dałaby nam prawdziwej niepodległości. Musielibyśmy przekroczyć Wołgę i Wołchow. A to są już kompletne fantasmagorie.

Jak na razie Roman Różyński nie podał żadnych argumentów, popierających tezę, iż zwycięstwo nad Wisłą i kontrofensywa za Bug i Niemen były realne, gdyby król nie przystąpił do Targowicy. Więc w sumie, to nie wiem, czemu dałem się wpuścić w rozważania o przekroczeniu Dniepru i Dźwiny.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Zamiast jakiegoś bezwartościowego ogólnikowego opracowania sięgnij po 2-tomową pracę zbiorową "Powstanie kościuszkowskie, Dzieje militarne", gdzie są w paru miejscach przedstawione problemy mobilizacyjne Prus, Austrii i Rosji.

Radziłbym zresztą żebyś przeczytał choćby te podstawowe prace (2 tomy Wolańskiego i 2 tomy wymienione tutaj) zanim znów zabierzesz głos i się skompromitujesz.

Problem w tym, że Roman Różyński wiele napisał o zdolnościach mobilizacyjnych Prus, a ściślej - wiele, o tym że ktoś inny nie ma o tym pojęcia, ale nie podał jakież to były możliwości - w liczbach. To może wreszcie poznamy skalę kompromitacji Rostworowskiego i Huperta; to jak autorzy z dwóch innych wymienionych prac je oszacowali?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   
Oczywiście, że nie. Ale nie rozumiem, co z tego ma wynikać "dla sprawy polskiej".

Już tłumaczę, choć trochę może to zająć.

Najwięcej sił kierujesz przeciwko najgroźniejszemu przeciwnikowi. Oczywiście Katarzyna nie uważała Rzplitej za szczególnie groźnego przeciwnika

plus

Oczywiście, że na granicy tureckiej coś by zostało - załogi twierdz, kozacy czy inne tego typu formacje, ale korpus Suworowa by przesunięto. Nota bene najbezpieczniejszą jest granica z przeciwnikiem, który właśnie został pokonany. Tym bardziej, że przecież Austria była w tamtej wojnie sojusznikiem.

plus

Analogia do 1807 roku - tzw. I wojny polskiej - jest też o tyle chybiona, że w tej wojnie granice Rosji nie były zagrożone. Niby Rosja tę wojnę przegrała - ale i tak swą granicę przesunęła na zachód.

Zacznijmy od końca - nie do 1807 a do 1806. Choć po prawdzie wojnę wypowiedziano 30 grudnia 1806 więc można powiedzieć od biedy 1807. Co takiego stało się w grudniu 1806, że sprowokowało Turków do wypowiedzenia wojny? Ano pewien mały Korsykanin zachwiał potęgą rosyjska i dodatkowo nawet austriacką. Skoro tak, to czy gdyby Rosja przegrała jedną tudzież dwie duże bitwy na terenie RP to czy i wtedy nie sprowokowałoby to Wielkiej Porty do interwencji? Czemu nie? Teoretycznie wojna zakończyła się w 1792 ale zawieszenie broni zawarli obaj zapaśnicy już w 1791 roku. W wojnie z Turcją - Petersburg był wspierany przez Austrię - co nie wchodziło w grę w 1792, gdy Wiedeń bardziej był zainteresowany sytuacją we Francji. Czy dalej Rosja zdecydowałaby się na przesunięcie swoich sił z granicy Tureckiej? Wszystkich? To oczywiście gdybanina i to czysto teoretyczna i raczej mało prawdopodobna, zważywszy, że wymaga dwóch elementów - wystawienia licznej armii i wygrania dużej/dużych bitew.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Problem w tym, że Roman Różyński wiele napisał o zdolnościach mobilizacyjnych Prus, a ściślej - wiele, o tym że ktoś inny nie ma o tym pojęcia, ale nie podał jakież to były możliwości - w liczbach.

Możliwości Prus w 1792 były niewielkie ze względu na problemy finansowe. Dopiero po wycofaniu armii z frontu francuskiego Prusy były w stanie coś rzucić na Polskę w latach 1793 i 1794. Podejrzewam, że w 1792 mogliby uruchomić kilka góra kilkanaście tysięcy ludzi i to przy maksymalnym wysiłku.

Rzecz jednak w tym, że to jancet uważa że Prusy mogły rzucić dużą armię i to na nim spoczywa dowód.

I ewentualny sukces polski nad Wisłą, ewentualna kontrofensywa i przekroczenie Bugu i Niemna, ba - nawet przekroczenie Dniepru i Dźwiny - nie dałaby nam prawdziwej niepodległości. Musielibyśmy przekroczyć Wołgę i Wołchow.

Czy w latach 1632-34 nasze wojska przekroczyły Wołgę?Albo w 1920?

Jak na razie Roman Różyński nie podał żadnych argumentów, popierających tezę, iż zwycięstwo nad Wisłą i kontrofensywa za Bug i Niemen były realne, gdyby król nie przystąpił do Targowicy.

Liczby i fakty przedstawione przez Wolańskiego stanowią taką argumentację ale nie będę przepisywał jego pracy.Jest dostępna w internecie.

Edytowane przez Roman Różyński

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Pozwolę sobie na pewne uporządkowanie punktów spornych, z zastrzeżeniem, że opisuję to, jak ja to widzę. Być może Roman Różyński i inni uczestnicy oraz obserwatorzy tej dyskusji widzą to inaczej.

I. Uważam, że po sforsowaniu Bugu przez Rosjan w następstwie bitwy pod Dubienką wojna była przegrana. Opór na linii Wisły nie miałby znaczenia taktycznego, co najwyżej symboliczny. Podobnego zdania była przynajmniej znaczna część współczesnych polityków i dowódców, stąd akces króla do Targowicy w 6 dni po sforsowaniu Bugu przez Rosjan.

II. Roman Różyński uważa zaś, że mieliśmy szansę na taktyczny sukces, zwycięstwo nad Wisłą, gdyby król nie przystąpił do Targowicy. Niestety, nie podaje, dlaczego tak uważa, odsyłając zainteresowanych do lektury książki Wolańskiego. Osobiście uważam taką postawę za naganną, ale skoro Secesjonista uznaje ją za co najmniej dopuszczalną, to mój pogląd nie ma znaczenia.

III. Zważywszy na to, że teraz na uważną lekturę i wnikliwą analizę dzieła Wolańskiego pozwolić sobie nie mogę, gdyż muszę zarabiać na życie, jestem bowiem pracownikiem najemnym, w celu dalszego prowadzenia dyskusji przyjmuję pogląd Romana Różyńskiego o możliwości wygrania starć nad Wisłą w sierpniu 1792 jako hipotezę, na razie pozbawioną dowodu.

IV. Zarazem wyrażam wątpliwość, by hipotetyczny sukces nad Wisłą mógł się przerodzić w sukces strategiczny. Gdybyśmy nawet zmusili do odwrotu czołowe siły rosyjskie, w miarę przesuwania działań na wschód siły rosyjskie by rosły na skutek dołączania sił detaszowanych do obrony terytorium i linii komunikacyjnych, co więcej - zapewne ściągnięto by przynajmniej część sił z granicy tureckiej, kolejne jednostki postawiono na stopie wojennej, a pewnie i nowe formacje by tworzono. Trudno uwierzyć, byśmy w swej kontrofensywie zdołali przekroczyć Bug i Niemen, a tym bardziej osiągnęli granicę sprzed wojny, czyli linię Dniepru i Dźwiny. Mam niezłomne przekonanie, że Wolański o tym nie pisał, bo to już by była historia alternatywna, więc ciężar dowodu spoczywa całkowicie na Romanie Różańskim.

V. Co więcej, uważam, że nawet gdyby wojska polskie osiągnęły granicę na Dnieprze i Dźwinie, to wcale nie przesądzałoby o uznaniu naszej niepodległości. Podczas II wojny polskiej Rosja nie zgodziła się na oddanie ziem polskich po Dniepr i Dźwinę, pomimo iż Napoleon zdobył Moskwę. Niestety, rozważania Romana Różyńskiego odnośnie roku 1632 i 1920 nie mają kompletnie nic do rzeczy, bowiem w 1632 Rzplita nie była "завоевана кровью русских солдат", a w 1920 roku cara już chyba nie było, czyż nie?

VI. Przy czym tak naprawdę rozważania zawarte w punkcie IV i V dotyczą hipotez oderwanych od polityki, więc kompletnie nierealnych. Bo politycznie Prusy i Austria były jeszcze bardziej, niż Rosja niechętne powstaniu silnego i suwerennego państwa polskiego. Więc w momencie, gdy wojska polskie gromiłyby Rosjan między Bugiem i Niemnem a Dnieprem i Dźwiną, a byłoby to hipotetycznie do wyobrażenia jedynie w przypadku użycia naprawdę wszystkich sił do walki z Rosjanami, spokojne wkroczyłyby na Wielkopolskę, Krakowskie i Lubelskie. Siły do tego przeznaczone nie musiałyby być duże, kilkanaście tysięcy spokojne starczy.

Edytowane przez jancet

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Co takiego stało się w grudniu 1806, że sprowokowało Turków do wypowiedzenia wojny? Ano pewien mały Korsykanin zachwiał potęgą rosyjska i dodatkowo nawet austriacką.

Chyba raczej austriacką i trochę nawet rosyjską.

Skoro tak, to czy gdyby Rosja przegrała jedną tudzież dwie duże bitwy na terenie RP to czy i wtedy nie sprowokowałoby to Wielkiej Porty do interwencji?

Złośliwie powiem, że dlatego, iż nie czytali Wolańskiego. Ale tak bardziej na serio - jakie dwie duże bitwy? Austerlitz miało swój rozgłos, bo trzech cesarzy było na polu bitwy. Wprawdzie Aleksander nie dowodził, ale sama jego obecność świadczyła o tym, że to główne siły Rosji zostały pokonane. O ile jakiekolwiek nasze szanse dostrzegam, to w "manewrze na liniach centralnych", czyli pokonywaniu kolejnych korpusów rosyjskich główną siłą polską. Żaden cesarz się nad Wisłę nie fatygował. W stosunkach międzynarodowych ten sukces miałby taką wagę, jak np. Dębe Wielkie. Czyli żadną.

No i będę się powtarzać - zwykle pokonany przeciwnik myśli o rewanżu w kilkanaście czy dwadzieścia kilka lat po poprzedniej klęsce. W kilka czy kilkanaście miesięcy po niej jest potulny, jak baranek.

Pomimo, iż w 1831 odnieśliśmy jakieś w miarę spektakularne sukcesy, chyba żaden z poważnych historyków nie zająknął się o możliwości włączenia się niedawno pokonanej Turcji do wojny. Gros I armii zostało przesunięte na Ukrainę, Podole i Wołyń, a najlepsze jednostki poszły za Bug i Wisłę. Jakoś nie za bardzo obawiano się kontrofensywy tureckiej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   
Chyba raczej austriacką i trochę nawet rosyjską.

Z perspektywy Turcji pewnie ważniejsza była klęska Rosjan - z Austriakami dawali sobie nawet radę. Austerlitz miało swój rozgłos bo Napoleon pokonał 100 tys żołnierzy przeciwnika a 30% jego stanu osobowego wyłączył z dalszej walki.

W stosunkach międzynarodowych ten sukces miałby taką wagę, jak np. Dębe Wielkie. Czyli żadną.

Zakładasz, że każdy interesował się tym co robi Katarzyna a nie tym jak idzie jej wojskom? Myślę, że jednak duże sukcesy militarne mogły by wywołać efekt szoku porównywalnego do Austerlitz - no ale fakt to gdybanina.

No i będę się powtarzać - zwykle pokonany przeciwnik myśli o rewanżu w kilkanaście czy dwadzieścia kilka lat po poprzedniej klęsce. W kilka czy kilkanaście miesięcy po niej jest potulny, jak baranek.

No chyba, że chodzi o okres od Rewolucji Francuskiej do Kongresu Wiedeńskiego - wtedy wojny i próby odegrania się następowały jedna po drugiej.

Co do interwencji pruskiej:

Można jednakże sądzić, iż Lucchesini w zasadzie mówił prawdę. Wydaje się, iż do poważniejszej akcji militarnej przeciwko Rzeczypospolitej dwór berliński latem 1792 roku wcale się nie szykował, bynajmniej nie z powodu swoich życzliwych wobec Polski intencji, lecz po prostu dlatego, że ówcześnie przerastało to jego realne możliwości. Jak już wspomnieliśmy, dnia 6 lipca dwór pruski wypowiedział Francji wojnę. W początkach lipca rozpoczął się generalny "exodus" wybitniejszych osobistości Berlina do Frankfurtu nad Menem, gdzie miała się odbyć koronacja cesarska Franciszka II, a przy okazji zjazd polityczny w celu ustalenia wspólnej akcji przeciwko Francji. (...). Była to, co prawda, tylko część wszystkich sił armii pruskiej, której cały etat wynosił w roku 1792 około 171 tysięcy piechoty i 41 tysięcy kawalerii. Reszta wojsk zmobilizowana była jednak tylko częściowo, i to z ukierunkowaniem przyszłego marszu ku zachodowi. Wkrótce potem, na przełomie września i października 1792 roku, odwrót spod Valmy poważnie wstrząsnął całym organizmem militarnym Prus.

J. Łojek, Geneza i obalenie konstytucji 3 maja, Lublin 1986, s.388

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Z perspektywy Turcji pewnie ważniejsza była klęska Rosjan - z Austriakami dawali sobie nawet radę.

[...]

No chyba, że chodzi o okres od Rewolucji Francuskiej do Kongresu Wiedeńskiego - wtedy wojny i próby odegrania się następowały jedna po drugiej.

No może nie tyle "dawali sobie z nimi radę", co doszli z nimi do milczącego porozumienia, zgodnie z którym Turcja dostrzegła, że Węgier nigdy nie zdobędzie, zaś Austria dostrzegła, że wyzwalanie prawosławnych "Bałkańczyków" sprzyja raczej polityce Petersburga, niż Wiednia. Od 1791 roku Austria stała się cichym sprzymierzeńcem Turcji, dbając o to, by nie wpuścić Rosji za Dniestr, no a chociaż nie za Dunaj.

Dlatego też wszelakie problemy Rosji często wzbudzały ukrywaną, lecz niepohamowaną radość w Wiedniu, a i w 1831, i w 1863-64, a chyba także w 1794 wojska austriackie, pilnujące polskiej granicy, zwykle patrzyły w drugą stronę, gdy granicę przekraczali ochotnicy i transporty z bronią. Dwernicki liczył nawet na to, że nie zauważą jego malutkiego korpusiku :unsure: .

Co do tych prób, następujących jedna po drugiej, to ja tego nie widzę. Rozejm z 1807 zerwała strona rosyjska w 1809, pokój zawarto w maju 1812 i choć w czerwcu Wielka Armia przekroczyła Niemen, Turcy pokoju nie zerwali.

Ale nie wchodzimy za bardzo w OT.

Myślę, że jednak duże sukcesy militarne mogły by wywołać efekt szoku porównywalnego do Austerlitz - no ale fakt to gdybanina.

Gdyby sukces był porównywalny do Austerlitz, to i szok byłby porównywalny. Przy czym wydaje mi się, że dla skali tego szoku obecność - nieobecność władcy na polu bitwy był dla opinii publicznej bardzo ważny, ważniejszy od poniesionych strat.

Znów wrócę do kwietnia 1831 roku. Straty poniesione wówczas przez Rosjan były porównywalne do strat pod Austerlitz. I co z tego? Ano nic. Choć był to sukces znaczący na europejską skalę i niewątpliwie największy polski sukces "między Sobieskim a Piłsudskim", nawet wśród Polaków jest słabo rozpoznawalny. Podejrzewam, że jakby zrobić sondaż na temat "co myślisz, gdy słyszysz słowa dębe wielkie" najczęstszą odpowiedzią byłoby "nic", a na drugim miejscu "należy mówić wielkie dęby". Ale cóż - pobiliśmy tam tylko jakiś skrzydłowy korpus jakiegoś generała. Nie było tam nawet feldmarszałka.

O innym wielkim sukcesie Polaków nie śmiem wspomnieć, bo przecież skuteczną obroną Warszawy w 1794 roku przed armią pruską z rosyjskimi posiłkami, dowodzoną przez króla Prus Fryderyka Wilhelma II, kierowała z naszej strony ta "miernota", jakiś "Kościuszko" bodajże.

Co do Łojka...

Dla mnie najważniejszym dziełem Łojka, były "Szanse Powstania Listopadowego" wydane w 1966 roku nakładem PAX, więc całkowicie oficjalnie, choć tak naprawdę lata 1791-1792 najbardziej przykuwały jego uwagę. "Szanse..." po raz pierwszy czytałem jako nastolatek z wypiekami na twarzy i głębokim przekonaniem o słuszności przedstawianej tezy. Dzięki Łojkowi i Majewskiemu (który chyba przez pewien czas był pod wpływem tez Łojka)zacząłem poważniej zajmować się tematyką wojny polsko-rosyjskiej 1831.

No i "im bardziej Puchatek zaglądał do środka domu Prosiaczka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było". Im więcej wiedziałem, tym bardziej Łojek bladł, a Załuski barw nabierał, choć też nie do końca.

Gdy w latach 80-ych przestudiowałem Tokarza, Puzyrewskiego, różne publikacje w SMHW, dokumenty zebrane przez Pawłowskiego, przynajmniej tom I i część II, i zapoznałem się z wynikami nowszych badań, to mój pogląd na "powstaniową" publicystykę Łojka utwierdził się na ocenie "pożyteczne szalbierstwo intelektualne". W zniewolonej Polsce budowanie wiary, że jednak to przez nasze błędy pozostajemy w niewoli, zatem gdy przestaniemy je popełniać, to wolność odzyskamy było ważnym i szlachetnym zadaniem - ku pokrzepieniu serc.

Dziś mam niestety inny pogląd. Uważam, że szalbierstwo intelektualne zawsze jest szkodliwe. Obecnie bowiem publicystyka historyczna Łojka staje się intelektualną bazą dla tych, którzy dążą do podzielenia historycznych Polaków na dwie grupy - patriotów i zdrajców. Tych, którzy nie dostrzegają tego, że patrioci mogli się od siebie różnić i do dobra Polski dążyć rozmaitymi ścieżkami.

Co do interwencji pruskiej z Łojkiem zgadzam się w znaczniej mierze, mianowicie ze stwierdzeniem

Wydaje się, iż do poważniejszej akcji militarnej przeciwko Rzeczypospolitej dwór berliński latem 1792 roku wcale się nie szykował, bynajmniej nie z powodu swoich życzliwych wobec Polski intencji

zgadzam się całkowicie. Nie szykował się, ponieważ Polska pozostawała w rosyjskiej strefie wpływów i to Rosja miała w Polsce przywrócić porządek. Raczej nie przewidywał, żeby Rosja mogła w tej wojnie ponieść jakieś znaczące porażki, poza tym Jekaterina II stanowczo sobie nie życzyła udziału Prus w tej wojnie.

Co do kolejnego stwierdzenia,

lecz po prostu dlatego, że ówcześnie przerastało to jego realne możliwości.

to tylko prawie zgadzam. Prawie - bo aktualne i realne możliwości zależą od kwoty, którą na ich realizację się przeznaczy. Ta kwota zaś zależy od korzyści, które spodziewamy się uzyskać w wyniku zwycięstwa, i od strat, które grożą nam w wyniku porażki.

Powstanie silnego i niezależnego państwa polskiego miałoby dla Prus konsekwencje katastrofalne, więc gdyby takie ryzyko realnie powstało, to pieniądze by się znalazły. Skąd - ano z banków.

Jak już wspomnieliśmy, dnia 6 lipca dwór pruski wypowiedział Francji wojnę.

No właśnie. 6 lipca. 6 lipca wojska rosyjskie stały nad Bugiem i Niemnem, uprzednio opanowawszy 3/4 terytorium Rzplitej. Gdybyśmy w maju i czerwcu gromili Rosjan na Litwie, Podolu i Ukrainie, to zapewne dwór pruski nie wypowiedziałby Francji wojny.

W początkach lipca rozpoczął się generalny "exodus" wybitniejszych osobistości Berlina do Frankfurtu nad Menem, gdzie miała się odbyć koronacja cesarska Franciszka II, a przy okazji zjazd polityczny w celu ustalenia wspólnej akcji przeciwko Francji.

Czyli te wybitne osobistości na początku lipca (więc wciąż przed akcesem króla do Targowicy) uważały toczącą się w Polsce wojnę za rozstrzygniętą, albo zupełnie nieistotną.

(...)Była to, co prawda, tylko część wszystkich sił armii pruskiej, której cały etat wynosił w roku 1792 około 171 tysięcy piechoty i 41 tysięcy kawalerii. Reszta wojsk zmobilizowana była jednak tylko częściowo

Jeśli ta "reszta" była zmobilizowana choćby częściowo, to znaczy, że mogłaby być użyta także w Polsce, gdyby przebieg zdarzeń tego wymagał.

Do tej pory "szalbierstwa" Łojka były dość nieśmiałe.

Należałoby napisać, że Prusy wypowiedziały wojnę Francji dopiero 6 lipca. Bez tego "dopiero" zwykły czytelnik może odnieść wrażenie, że wojna Prus z Francją zaczęła się przed wojną polsko-rosyjską i dlatego Prusy w tej drugiej nie mogły interweniować. Wystarczy przyjrzeć się datom, by dostrzec, jak było naprawdę.

Należałoby napisać, że pewna część armii pruskiej, poza oddziałami walczącymi z Francją, była zmobilizowana już latem 1792 roku, zaś napisano, że "reszta wojsk zmobilizowana była tylko częściowo". Niby to samo, ale użyte przez Łojka sformułowanie sugeruje, że Prusy nie były zdolne do interwencji, zaś tak naprawdę oznacza, że część armii pruskiej była do niej przygotowana. Jak duża - z tekstu Łojka nie wynika. No ale kilkanaście tysięcy na pewno. Wobec sił polskich - to potęga. Wystarczy przypomnieć że na początku wojny Prusy wesprą nas korpusem 18-20 tysięcznym i to miało wystarczyć do pokonania Rosji.

Wkrótce potem, na przełomie września i października 1792 roku, odwrót spod Valmy poważnie wstrząsnął całym organizmem militarnym Prus.

Tu już mamy kompletną dezinformację czytelnika. Przyczyny wycofania się wojsk pruskich z pola bitwy pod Valmy pozostają w zakresie gorącej dyskusji pomiędzy historykami zachodniej Europy. W każdym razie nastąpiło w wyniku decyzji dowodzącego tam Karola Wiliama Ferdynanda księcia Brunswiku. Nie mam zamiaru się do niej dołączać.

O co chodzi z tym że ten odwrót "poważnie wstrząsnął całym organizmem militarnym Prus" - nie mam bladego pojęcia.

Pozostaje faktem, że ostatnie poważne starcie polsko-rosyjskie w wojnie 1792 miało miejsce 26 lipca. Jakiekolwiek ruchy wojsk pruskich w sierpniu, wrześniu i październiku nie mogły mieć najmniejszego związku z walkami armii polskiej, bowiem takowych w tym okresie nie było.

Przerzucenie znacznej części sił pruskich na granicę polską jesienią 1994 było manifestacją zbrojną, skierowaną przeciwko Rosji. Sposobem wymuszenia II rozbioru.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.