Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
FSO

PZPR

Rekomendowane odpowiedzi

FSO   

Witam;

PZPR - Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, powstala pod koniec lat czterdziestych ze zjednoczenia PPR i PPS. Głęboko przenikala cale życie polityczne, każdy żyjący w tamtych realiach mial z nią stycznośćm - do wiegachnych napisów na ścianach blokó, po zwykly zakładowy komitet czy komórkę partyjną. Wiece, wyjazdy, paczki i in.

Jaka naprawdę była ta partia - jak była odbierana przez ludzi, jak oni ją traktowali - jako coś normalnego? Jako odskocznię do kariery? Czy jako smutną konieczność? Zapraszam do dyskusji o roli partii w zwykłym codziennym życiu szarego obywatela...

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Pion partyjny stanowił swoisty wentyl w strukturze upartryjnionego państwa. Kiedy nic się nie załatwiło "po prawie", to się szło do partii. A tam sekretarz lokalny, wniebowzięty, że jest potrzebny, dzwonił: Wicie towarzyszu rozumicie. Obywatel tu przyszedł z taką sprawą ... i trzeba mu pomóc. ... Oj ile ja tak spraw załatwiłem. Ale potem była odpłata i do mnie dzwoniono: Wicie towarzyszu ...(choć wcale nim nie byłem).

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Tomasz N: różnie z tym bywało. Były osoby które wstępowaly do partii bo naptrawdę wierzyły w jej ide, naprawdę wierzyły w lepsze życie. Ba starały się do tego żyć w taki sposob by nikt na nich nie mógl powiedzieć złego słowa. Do tej pory pamiętam słowa mojej babci [87 l.] która o jednym z burmistrzów małego miasteczka mówi - naptawdę uczicwy, i porządny człowiek, choć ubek i partyjny...

Coś z samą partią [dokladniej jej ludźmi i strukturami] zaczęło się dziać w '80 r., kiedy okazało się, że programy nie są tak różowe, rzeczywistość [czy to ta realna czy ta w plotkach] daleko rozmija się z opowieściami, zaś istnieje pewna alternatywa, zupelnie inna i świeża. Pomijam detal, że dość szybko zeszła "w doł", ale to dyskusja na zupełnie inny temat.

Zabawę w wicie rozumicie tak naprawdę można prowadzić i dziś, tylko trzeba należeć do partii będącej aktualnie przy władzy. Reszta jest taka sama i na takiej samej zasadzie.

Czytajć dzienniki M.F.R. można dowiedzieć się wielu szczegółów jak bardzo notable partyjni byli odrywani dobijani do życia tego realnego, tego na dole. o tym, że chyba żadna partia mają tyle szans i taki kredyt zaufania nie roztrwoniła go aż tak bardzo.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

W jednej ze swoich prac pogadałem sobie swego czasu sporo na ten temat ze starszymi kolegami (o nader różnych poglądach). Ktoś mi także opowiadał o treści stenogramów posiedzeń lokalnej POP.

Obraz - przynajmniej w tej mikroskali - był dosyć banalny. PZPR funkcjonowała tam jako rodzaj - sui generis - związku zawodowego, biura skarg i zażaleń, czy wręcz ogólnodostępnej "ściany płaczu". A także miejsce, w którym wyżywali się - raczej nieszkodliwie dla ogółu pracujących - różni hiperaktywni społecznicy, czy po prostu gaduły, tudzież besserwisserzy, których w każdej epoce historycznej jest sporo.

Charakterystyczne było to, że wyżywano się głównie w sprawach racjonalizatorskich ("a gdyby tak zaproponować inny podział pracy"), kadrowych ("kierownik B jest chamski i ogólnie za szorstki dla ludzi"), interwencyjnych ("pracownik X ma ciężką sytuację rodzinną, zatem...") i na ogólnych narzekaniach ("za mało się zarabia"). Ideologia występowała w dawce minimalnie-koniecznej.

Przynależność do partii na tym poziomie nie wiązała się z jakimiś szczególnymi przywilejami, a brak przynależności - z zagrożeniami. Samo istnienie i działalność lokalnej POP nie budziło także uczucia trwogi pośród ogółu pracowników. Raczej była to "oczywista oczywistość", która mogła być ewentualnie wykorzystana do interwencji w jakieś sprawie. Nie było także przejawów specjalnej niechęci w stosunku do członków partii. Z tym, że ci w latach 80. specjalnie się swoim członkostwem i działalnością publicznie nie afiszowali, wcześniej było inaczej. Inna sprawa, że dokładnie każdy w zakładzie wiedział "kto jest kim".

Raczej traktowano to wszystko na zasadzie: "jak się nie uda z kierownikiem, to spróbujemy w POP". Przy czym, interwencja partii w jakieś sprawie nie musiała wcale skończyć się automatycznym sukcesem "kierownictwa politycznego" w konflikcie z "kierownictwem merytorycznym" zakładu. Tzn. jeżeli "szorstki" kierownik (zresztą często sam należący do partii) zadecydował przesunąć pracownika X do innej pracy, to interwencja zainteresowanego X "w partii" i protest POP nader często niewiele dawały.

W każdym razie w tym akurat miejscu bardzo odległe było to wszystko od legendy o mitycznej wszechwładzy partii.

W skali tego zakładu charakterystyczne też było, że najbardziej zaangażowani członkowie aktywu "za Gierka", po roku 80, a już w szczególności po 1989, stali się wiodącymi reprezentantami zupełnie innej opcji politycznej :) . Ale to już zupełnie inna historia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Bruno Wątpliwy napisał:

W jednej ze swoich prac pogadałem sobie swego czasu sporo na ten temat ze starszymi kolegami (o nader różnych poglądach). Ktoś mi także opowiadał o treści stenogramów posiedzeń lokalnej POP.

Obraz - przynajmniej w tej mikroskali - był dosyć banalny. PZPR funkcjonowała tam jako rodzaj - sui generis - związku zawodowego, biura skarg i zażaleń, czy wręcz ogólnodostępnej "ściany płaczu". A także miejsce, w którym wyżywali się - raczej nieszkodliwie dla ogółu pracujących - różni hiperaktywni społecznicy, czy po prostu gaduły, tudzież besserwisserzy, których w każdej epoce historycznej jest sporo.

Charakterystyczne było to, że wyżywano się głównie w sprawach racjonalizatorskich ("a gdyby tak zaproponować inny podział pracy"), kadrowych ("kierownik B jest chamski i ogólnie za szorstki dla ludzi"), interwencyjnych ("pracownik X ma ciężką sytuację rodzinną, zatem...") i na ogólnych narzekaniach ("za mało się zarabia"). Ideologia występowała w dawce minimalnie-koniecznej.

Przynależność do partii na tym poziomie nie wiązała się z jakimiś szczególnymi przywilejami, a brak przynależności - z zagrożeniami. Samo istnienie i działalność lokalnej POP nie budziło także uczucia trwogi pośród ogółu pracowników. Raczej była to "oczywista oczywistość", która mogła być ewentualnie wykorzystana do interwencji w jakieś sprawie. Nie było także przejawów specjalnej niechęci w stosunku do członków partii. Z tym, że ci w latach 80. specjalnie się swoim członkostwem i działalnością publicznie nie afiszowali, wcześniej było inaczej. Inna sprawa, że dokładnie każdy w zakładzie wiedział "kto jest kim".

Raczej traktowano to wszystko na zasadzie: "jak się nie uda z kierownikiem, to spróbujemy w POP". Przy czym, interwencja partii w jakieś sprawie nie musiała wcale skończyć się automatycznym sukcesem "kierownictwa politycznego" w konflikcie z "kierownictwem merytorycznym" zakładu. Tzn. jeżeli "szorstki" kierownik (zresztą często sam należący do partii) zadecydował przesunąć pracownika X do innej pracy, to interwencja zainteresowanego X "w partii" i protest POP nader często niewiele dawały.

W każdym razie w tym akurat miejscu bardzo odległe było to wszystko od legendy o mitycznej wszechwładzy partii.

Ale sielanka. Istna idylla, kraina gdzie woda czysta i trawa zielona.

Akurat mam inne odczucia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Bruno Wątpliwy napisał:

Przynależność do partii na tym poziomie nie wiązała się z jakimiś szczególnymi przywilejami, a brak przynależności - z zagrożeniami. Samo istnienie i działalność lokalnej POP nie budziło także uczucia trwogi pośród ogółu pracowników. Raczej była to "oczywista oczywistość", która mogła być ewentualnie wykorzystana do interwencji w jakieś sprawie. Nie było także przejawów specjalnej niechęci w stosunku do członków partii. Z tym, że ci w latach 80. specjalnie się swoim członkostwem i działalnością publicznie nie afiszowali, wcześniej było inaczej. Inna sprawa, że dokładnie każdy w zakładzie wiedział "kto jest kim".

Wicie towarzyszu rozumicie, jest tu pewne niedopowiedzenie. Bo przynależność do partii nie była zbyt chwalebnie widziana w społeczeństwie. Raczej jak odra którą każdy (chcący awansować) musi zaliczyć. Stąd z wyjątkiem chcących zrobić karierę i młodych ideowców przekonanych, że to im się uda wyplenić zło ze świata i partii (to oni zwątpiwszy zasilili szeregi opozycji), opisywana przez Ciebie szara reszta trafiła tam, bo musiała, w dowód wdzięczności za wspomnianą interwencję partii w swojej sprawie. Taki handel coś za coś, do którego nikt wstydliwie się nie przyznaje.

Drugim niedopowiedzeniem jest niewspomnienie o czymś, co się nazywało nomenklatura. Był to zestaw stanowisk zastrzeżonych jedynie dla członków partii, bez względu na kwalifikacje.

Natomiast nie zgodzę się z tym "brakiem zagrożeń". Rozstrzeliwać może nie rozstrzeliwali, ale do wstąpienia usilnie "zachęcali". Znam przykład osoby, która ukończyła architekturę i urbanistykę i była jedyną w powiecie osobą z tak wysokimi kwalifikacjami. Gdy nie chciała wstąpić do partii, pod którym to warunkiem jak jej oznajmiono mogła zostać architektem powiatowym, w ramach pionowania dostała nakaz pracy w gazowni, co ją eliminowało z zawodu.

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Tomasz N: akurat z różnych powodów przeczytałem wszystkie trzy części Listów do Rakowskiego. Są tam różne opinie - młodych ludzie którzy się zapisywali bo wierzyli, bo chcieli wierzyć, których potem spotykało bardzo bolesne rozczarowanie, że mimo nacisków nie wrócili. Listy tych co wierzyli i nie zmieniali sztandarów na nowe, wolnościowe... O tym jak owa zmiana podziałała na partię.

Nie da się opisać PZPR jak każdej dużej partii masowej, że było tam samo zło, że było samo dobro. Było różnie. I tacy i owacy. Bardzo trudnym okresem dla partii był czas tzw. "pierwszej" Solidarności, kiedy wiatry przemian wywiały kogo miły i zostawiły na dole tych którzy naprawdę w partię wierzyli.

Nakaz pracy, jak sama nazwa wskazuje można było dostać wszędzie, także tam gdzie nijak nikt nie chciał pracować z bardzo różnych powodów. Nakaz pracy był pewną formą oddania absolwenta pieniążków, które zainwestowało w niego państwo. W jego naukę, praktyki i cała masę innych rzeczy. Taka forma spłaty zaciągniętego długu. Bywa czasem praktykowane.

Partię i zmiany w niej opisał swego czasu J. Urban, opisał także to jaki miały wpływ na ludzi. On pamięta partię i jej organizacje "filialne" z okresu przełomu lat 40 tych i 50 tych. Był to czas kiedy z okresu bojowników i awangardy postępu, przeistaczała się w spokojną zadowoloną z siebie organizację idącą nurtem głównym i nie lubiącą grasantów. Kolejne lata to zmiany - raz w górę raz w dół. Czym innym był PZPR w okresie '80 - '81 a czym innym w '75, a jeszcze czymś innym w '86 r...

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

FSO napisał:

Nakaz pracy był pewną formą oddania absolwenta pieniążków, które zainwestowało w niego państwo. W jego naukę, praktyki i cała masę innych rzeczy. Taka forma spłaty zaciągniętego długu. Bywa czasem praktykowane.

Wybacz, ale w jak odrobić wykształcenie architektoniczne w gazowni. Pierdząc ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Tomasz N: ktoś musi coś projektować, a tamte czasy były takie, że wiele zakładów zwłaszcza tych mających "duże pola zainteresowań", także terytorialne miały całą masę osób, z dzisiejszego punktu widzenia wręcz zbędną.. Ale to były deczko inne czasy.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

FSO napisał:

Ale to były deczko inne czasy.

Wypada się zgodzić. Ale karty wtedy rozdawała PZPR, więc Twe żale że wiele zakładów, idą na jej konto.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Tomasz N: to był po prostu taki system, zaś zmiana na nowe czasy wcale nie sprawiła, że ludzie to zrozumieli. Gwoli ścisłości każdy lewicowy system gospodarczy toleruje takie wymysły, że zakłady opiekują się wszystkim. Tak naprawdę pisanie, że była to wina partii li tylko przypomina nieco mówienie "bo to panie cyklisty wszystko winne".

Obecnie w iluś systemach jest coś takiego, ba czasem jak ktoś płaci za studia to od absolwenta wymaga odsłużenia iluś lat tam gdzie jemu najbardziej pasuje. Jest to często powiązane z systemem podatkowym, ale to już osobna sprawa.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Witam;

Tomasz N: to był po prostu taki system, zaś zmiana na nowe czasy wcale nie sprawiła, że ludzie to zrozumieli. Gwoli ścisłości każdy lewicowy system gospodarczy toleruje takie wymysły, że zakłady opiekują się wszystkim. Tak naprawdę pisanie, że była to wina partii li tylko przypomina nieco mówienie "bo to panie cyklisty wszystko winne".

Obecnie w iluś systemach jest coś takiego, ba czasem jak ktoś płaci za studia to od absolwenta wymaga odsłużenia iluś lat tam gdzie jemu najbardziej pasuje. Jest to często powiązane z systemem podatkowym, ale to już osobna sprawa.

pozdr

Tak naprawdę pisanie, że była to wina partii li tylko przypomina nieco mówienie "bo to panie cyklisty wszystko winne".

Nie - to kolega przeinacza rzeczywistość.

Skoro Partia była przewodnią siłą... a w jej szeregach rodziły się pomysły na gospodarkę, to siła rzeczy odpowiedzialność za stan rzeczy spada nie na cyklistów, a właśnie ośrodki decyzyjne partii.

Zwłaszcza, że decydenci rzadko słuchali swych doradców ekonomicznych, innymi słowy odium spada na nich.

to był po prostu taki system

To był dobry czy zły?

Bo nie rozumiem próby usprawiedliwienia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

może jestem dziwny, ale uznaję że pewne zachowania, takie czy inne decyzje zasadniczo są winą człowieka a nie partii. Partia jest wygodnym usprawiedliwieniem: kazali, wymogli, przyszli smutni panowie bo był nakaz. bo coś tam... Przecież na takiej czy innej decyzji o budowie tego czy innego domu nie był napis: "podpisano: PZPR" i autograf... tylko jakiś człek konkretny.

Tak system był taki, że w tym czy innym okresie przewidywał konieczność "odpracowania" dla absolwenta w danym miejscu jako formy zwrotu pieniędzy zainwestowanych przez "państwo", czyli całe społeczeństwo. Ów absolwent zaś był kierowany tam na kilka lat, gdzie nigdzie by nie poszedł. Może po nakazie nie zostanie, ale przez kilka lat jakiś zakład w małej mieścinie kogoś sensownego zyska. Piszę "taki system", nie jako pozytyw czy negatyw, tylko stwierdzenie faktu, gdyż za niewielką jego modyfikację można uznać to, że jeżeli jakiś zakład, jakiś fundusz przy ministerstwie zasponsoruje takie a nie inne studia to także wymaga pracy w pewnym ściśle określonym miejscu. Dawniejsze "be", dzisiejsze "szansa dla biednej, ubogiej, gorszej, małomiasteczkowej [niepotrzebne skreślić , potrzebne dodać] zdolnej i ambitnej młodzieży. Nikt się nie burzy na takie postawienie warunków.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

FSO napisał:

Tak system był taki, że w tym czy innym okresie przewidywał konieczność "odpracowania" dla absolwenta w danym miejscu jako formy zwrotu pieniędzy zainwestowanych przez "państwo", czyli całe społeczeństwo. Ów absolwent zaś był kierowany tam na kilka lat, gdzie nigdzie by nie poszedł.

No cóż widzę, że Ci się to kojarzy z "Przystankiem Alaska", (a podobno nie masz telewizora). Sprawa jest troszkę inna. By być "pełnym" architektem, trzeba odbyć kilkuletnią praktykę w zawodzie na budowie i przy projektowaniu. Praca w gazowni nie spełniała tego wymogu, stąd była świadomą szykaną, z czego obie ówczesne strony zdawały sobie w pełni sprawę, jasno ją stawiając. Ot handel, coś za coś, w którym jednak jeden z uczestników uznał, że nie warto się k.... i zapłacił za to trochę więcej.

Tłumacząc to na Twoje, byłoby to tak, jakby kursanta na zawodowe prawo jazdy (ciężarówki) po kursie teoretycznym posadzić na furmankę. Jest jak piszesz. Wiedzę (kodeks drogowy) wykorzystuje, towary wozi, ale jakie mu to daje kwalifikacje zawodowe ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.